Popatrzcie na to wzgórze odcinające się ciemną plamą od czerwonego kręgu zachodzącego słońca. Popatrzcie też towarzysze na szczerbate zębiska ruin strzegących szczytu tegoż wzniesienia. Patrzcie, powiadam, i bójcie się! Albowiem przed Waszymi oczyma znajdują się pozostałości niezwykłego Zamku na Wilczym Wzgórzu! Chcecie usłyszeć więcej? Dobrze, dobrze panowie i panie – dolejcie tylko miodu i dorzućcie do ognia, bo wieje dziś jakby kogo wieszać mieli…
Miłe złego początki
W czasach, gdy mój pradziad pacholęciem ledwie był, pewien wielmoża postanowił wznieść w tej okolicy zamek. Zauroczony pięknem i dostojeństwem tutejszych lasów oraz krystaliczną wodą jezior, młody baron nie szczędził funduszy na budowę fortecy. W niespełna trzy lata, dzięki denarom władyki i wysiłkowi najlepszych krasnoludzkich inżynierów, budowla na wzgórzu rzuciła majestatyczny cień na okolicę. Zamek był perełką wśród wszystkich sobie podobnych konstrukcji – łączył w sobie zalety obronne z niespotykaną dbałością o wszelkie architektoniczne detale. Młody możnowładca kraśniał z zadowolenia kiedykolwiek patrzył na piękno swojej nowej siedziby.
Pewnego dnia na dworze barona pojawił się druid z pobliskiego świętego gaju. Spokojnym tonem starał się przekonać władykę, że zbudowanie zamku w tym miejscu nie było najlepszym pomysłem i powinien on sobie poszukać nowej siedziby. Baron wykpił jemiolarza i kazał strażom wyprowadzić go poza mury zamku. Niezrażony druid począł wtedy indoktrynować mieszkańców pobliskich wiosek i mawiał do nich: ´Uchodźcie stąd dobrzy ludzie, bo wasz władca igra z Przeznaczeniem, zaślepiony pychą i pewnością siebie. Uchodźcie powiadam wam!´
Kiedy baron dowiedział się jak skutecznie druid odstrasza nowych osadników i sieje zamęt w umysłach chłopów, postanowił sam rozwiązać ten problem. Jego nadworni siepacze pochwycili jemiolarza podczas wygłaszania jednej z jego przemów i wtrącili do zamkowego lochu. Tam, na polecenie zaślepionego nienawiścią i furią władcy, oprawcy zamęczyli kapłana natury na śmierć. Przedtem jednak druid zdążył obłożyć zamek i jego władcę straszliwą klątwą. Klątwa była tak przerażająca, że oprawcy którzy mieli nieszczęście jej wysłuchać, postradali zmysły i popadli w dziwaczne odrętwienie…
Smutny koniec
Zastanawiacie się zapewne, drodzy towarzysze, dlaczego druid radził baronowi opuścić zamek. Powiem wam zatem, albowiem znam tę historię dość dobrze. Otóż wzgórze zamkowe od niepamiętnych czasów było miejscem tajemniczych spotkań. Na jego szczycie każdej zimy spotykały się wilki – nie, nie zwykłe wilki, ale Królowie Nocy, przywódcy największych wilczych watah na Kontynencie. Bestie te były wielkie niczym rumaki, a intelektem, sprytem i intuicją przewyższały zwykłych ludzi. Jakże wielki musiał być ich gniew, gdy spostrzegły iż jakiś zadufany w sobie, marny śmiertelnik rości sobie prawo do ich domeny i poluje na ich mniejszych braci. Czara goryczy przelała się na wieść o zamordowaniu przez barona druida Sentinela, starego przyjaciela lokalnych watah. Zew łowów i pragnienia krwi rozległ się niczym grom tamtej pamiętnej nocy. Bestie były gotowe do zemsty – zemsty jakże ludzkiej, bo bezlitosnej i okrutnej. Nadszedł czas wypełnienia klątwy.
Z głębokiego snu wyrwały barona przeraźliwe i obłąkańcze wrzaski jego służących i gwardzistów. Cały zamek zmroziła groza i nieopisany lęk przed wrogiem atakującym z ciemności. Dworzanie i żołnierze albo uciekali w popłochu z twierdzy, albo ginęli okrutnie kąsani przez nieuchwytne bestie. Serce barona niemal zatrzymało się w lodowatym uścisku strachu, gdy zdał sobie sprawę, że napastnicy są już u jego drzwi. Mimo najszczerszych chęci wielmoża nie mógł usłyszeć głosów swoich gwardzistów – żaden z nich nie pozostał bowiem żywy. Z cichym skrzypnięciem otworzyły się ciężkie drzwi od komnaty – otworzyły się pod naporem wielkich, czarnych niczym noc wilczych łap. Gdy baron ujrzał otaczające go bestie, wypuścił miecz z ręki usztywnionej strachem. Wiedział, że nie ma już szans na przetrwanie. Potem było już tylko straszliwe warknięcie oraz kły i pazury wbijające się w miękkie ciało władyki…
Legenda nie umiera nigdy
Nie oddychajcie jednak z ulgą, o nie! To dopiero połowa legendy. Królowie Nocy wyszykowali baronowi zemstę o wiele straszniejszą niż zwykła śmierć – owszem, władyka umarł dla ludzi, ale za to zasilił armie potworów. Tej tragicznej nocy przeistoczył się w wilkołaka! A przeistoczenie było długie i bolesne – przez kilkanaście następnych wieczorów dało się w okolicach zamku usłyszeć potępieńcze wycie i wściekły, pełen żalu ryk. Mieszkańcy okolicznych siół uciekli w popłochu, zostawiając za sobą tylko kurz.
Od tamtego czasu zamek na wzgórzu zaczął popadać w ruinę i stał się siedliskiem wszelkiego rodzaju plugastwa i odmieńców – nowych towarzyszy barona, który skazany na wieczne potępienie siał grozę w całej okolicy. Jego krwawe rajdy podczas pełni księżyca odbiły się echem grozy w całej krainie, a podróżnicy trzymali się z dala od tego przeklętego miejsca. Kilku śmiałków próbowało oczyścić zamek z horroru, ale żaden z nich nie ujrzał już światła dnia, zasilając armię Krwawego Barona. Rodziła się nowa, straszna legenda.
Dzięki Kreve wszechmocnemu, potęga strachu związana z tym miejscem przez dziesięciolecia uległa osłabieniu. Coraz mniej ludzi odwiedzało ten zakątek, więc historia barona została z wolna zapomniana. Kilku ludzi zaklina się jednak na wszystkie świętości, że widziało bluźnierczą sylwetkę bestii wyjącej do księżyca. Ciekawe czy Krwawy Baron rzeczywiście wciąż grasuje w tej okolicy?
Pytacie czcigodni podróżni skąd wiem tyle o legendzie? Skąd ta pasja w moim głosie? Jak dotarłem do źródeł tej mrożącej krew w żyłach historii? Cóż, jak widzicie, dzisiaj jest przepiękna pełnia, a ja jestem strasznie głodny. Mam niemalże wilczy apetyt…
Ognisko dogasało, przykrywając rozszarpane w okrutny sposób zwłoki podróżnych pierzyną cienia. Księżyc świecił krwawym blaskiem, gdy wilkołak wraz ze swoją demoniczną świtą wracał do Zamku na Wilczym Wzgórzu…
Opracowane na podstawie księgi ´Zaginione Legendy´, autorstwa słynnego podróżnika, badacza kultury i bajarza, Barbarisa z Biersbergu.
Tekst ten dedykuję kilku
wspaniałym kobietom mojego życia.
Cóż rzec można?
Artykuł Beera stoi jak zwykle na bardzo wysokim poziomie stylistycznym. Treść również mi się podoba (chwilami wydaje mi się, że jest troszkę przesadzona, ale to w końcu legenda).
Jedno ale 🙂 jeżeli wilki spotykały sie każdej zimy na wzgóżu
to czemu nie zauważyły że na wzgużu coś się im buduje przecież zamek dudowano niespełna 3 lata , więc musiały byc już jakies zaczątki tej budowli która wcześnij wilkom tez mogła przeszkadzać . No ale reszta jest super .
Fajnie napisane, ale nie wybitne, więc mocne 6.
niezłe z jednym ale. można to było troszenike bardziej rozbudować ale i tak dobre.