W małym pomieszczeniu, z którego wyjście prowadziło do wspaniałej Świątyni Kreve, zaległo głuche milczenie. Siedzący naprzeciwko kapłana człowiek roześmiał się lekko, lecz z nutą nieśmiałości. Spojrzał po raz kolejny na duchownego i szybko opuścił wzrok.

– Nie bój się synu… nie ma takich rzeczy, z których nie mógłbyś się zwierzyć Kreve. Nasz Pan jest miłosierny i wysłucha twej prośby – rzekł powolnym, majestatycznym głosem kapłan.
– Otóż Ojcze… ja przychodzę z bardzo nietypową prośba do… Kościoła naszego Pana… albowiem zaszła taka rzecz, iż… – człowiek, ubrany w ciemny mieszczański ubiór, plątał się i jąkał, lecz kapłan nie przestał wpatrywać się w niego swoim świdrującym wzrokiem – ja chcę ojcze oddalić swoją żonę a ślub wziąć z moja gosposią…

Na krótką chwilę w małym pomieszczeniu zawisło głuche milczenie.. Tylko zza ściany przebijały się przytłumione modły wiernych z bocznej nawy.

– Synu! – rzekł ostro duchowny, a jego twarz przybrała surowy ojcowski wyraz i już miały paść twarde acz niekoniecznie cenzuralne słowa napominające owieczkę, która zamierzała grzech okrutny popełnić, lecz w tym właśnie momencie mieszczanin przełamał się – szybkim ruchem wyciągnął z torby porządnie wypchany trzos i rzucił go na środek stołu.

Po raz kolejny pomiędzy duchownym a wiernym pojawiło się milczenie a z ciemnych kątów wyległo na ściany zwątpienie, łypiąc na mieszczucha coraz groźniej. Owieczka tymczasem skuliła się w sobie i czekała na dalszy bieg wypadków – uda się czy się nie uda?

– Widzisz synu – rzekł spokojnie kapłan – teraz mam przed oczyma pełen obraz twej naglącej sprawy. Musisz zatem wiedzieć, iż Kreve zawsze jest orędownikiem rozwoju, jeżeli nie znalazłeś szczęścia u boku swojej obecnej żony, bardzo dobrze zrobisz szukając sobie innej kobiety i płodząc z nią synów oraz córki na chwałę Pana. W tak naglącej sytuacji jestem w stanie udzielić dyspensy od tego związku nawet od ręki, a bądź pewien, iż zawarcie drugiego małżeństwa odbędzie się bez biurokratycznych ograniczeń i instytucjonalnych przykrości.

Na twarzy wiernego pojawiła się nadzieja, a po chwili niepohamowane szczęście i począł on dziękować z całego serca słudze wyrozumiałego boga, wstawał kłaniał się, siadał, po czym znów wstawał i klękał, dziękował, padł nawet na twarz… Kapłan w tym czasie ze stoickim spokojem wyciągnął prawa rękę nad wypełnioną sakiewką i przez chwilę szeptał słowa modlitwy, gdy skończył jego oblicze zmieniło się nie do poznania, mieszczanin w tym momencie akurat usiadł na krześle i znieruchomiał ze strachu…

– Ty mendo pijacka, ty końskie gówno, ty wszo paskudna – zaczął cedzić groźnie przez zęby duchowny swoja standardową litanię inwektyw, jakiej używał pod adresem niepokornego motłochu. Był to zabieg pospolity i w związku z tym bardzo dobrze wytrenowany, a co za tym idzie niezwykle skuteczny. Pokorna owieczka pobladła niezwykle, chwyciła się obiema rękami siedziska i wpatrywała się wielkimi przestraszonymi oczyma w kapłana – ty gnoju parchaty, ty pijawko zachłanna, ty wrzodzie na dupie Kościoła – coraz głośniej zaczął cedzić każde słowo duchowny – chciałeś oszukać Kreve wciskając mi jakieś trefne monety?!

Mieszczanin już wiedział co powinien robić – w jego umyśle odezwał się bardzo racjonalny głos – trzeba wiać! Zerwał się z krzesła i ruszył biegiem do drzwi, kapłan w tym czasie chwycił za trzos i rzucił nim w kierunku grzesznika, jednak ten ledwie się zachwiał, utrzymał równowagę i pobiegł w kierunku wyjścia, a monety z dźwięcznym brzękiem posypały się po posadzce świątynnej. Kapłan wparował przez otwarte drzwi i nagle orientując się w sytuacji, jego oblicze przybrało wyraz błogiej radości, chociaż na twarzach wiernych malowało się dzikie osłupienie i zdziwienie.

– Bracia i siostry – przerwał ciszę donośnym głosem duchowny – zdarzył się cud, oto Kreve w swej nieskończonej łasce zsyła wam bracia złoto i pokazuje wam, iż o prawdziwych wyznawcach nigdy nie zapomina. Kreve wspomaga was w trudnej sytuacji materialnej tymi oto pieniędzmi, zatem weźcie złoto i idźcie wysławiać Imię i Chwałę Pana.

Kapłan spokojnie odwrócił się w stronę wyjścia i ruszył powolnym majestatycznym krokiem. Wciąż miał błogi wyraz twarzy, choć w głębi duszy bił się z myślami. Wiedział doskonale, że postąpił źle, że zrobił niedobrze, że nawet fałszywe monety mogły się do czegoś przydać!

Rozpoznanie monet
Koszt w PM: 10
Modyfikator trudności: 2
Koszt w WPR: 20
Czas trwania: natychmiast
Czas rzucania: tura
Sposób rzucania: F
Obrona magiczna: nie (póki co)
Działanie: Kapłan w kilku słowach modlitwy prosi swoje bóstwo o udzielenie specjalnego błogosławieństwa, aby mógł poznać rzeczywistą wartość monet, nad którymi odprawia modły. Modlitwa szczególnie znana przedsiębiorczym kapłanom Kreve i Wielkiego Słońca