Na imię mam Doran i mam 56 lat. Jestem jednym z krasnoludzkich łowców główw okolicach Aedrin. Posiadam własną drużynę najemników. Razem jest nas sześciu,Zil – bardzo doświadczony wojownik, Yankel – nasz mag, Hrothgar – wojownik,Hugo – łucznik, Adam – łucznik i oczywiście ja.
Uwielbiam walczyć moim toporem, którego dostałem od swojego dziada (biedaczekumarł 16 lat temu w walce z Ghulem, który zaatakował naszą rodzinę. Ghulapokonał, lecz został zarażony jakąś chorobą i zmarł po 3 dniach). Zacząłemćwiczyć walki dopiero 3 lata temu, gdy spotkałem moją przyszłą drużynę.Nawet dobrze mi już idzie, ale nigdy nie dorównam Hrothgarowi, który walczyłjuż na wielu wojnach. Opisuję wam moich przyjaciół, ponieważ chcę wamopowiedzieć jedną z moich przygód. Mieszkaliśmy w knajpie „Pod zerwanąchmurą”. Była to bardzo stara, lecz przepięknie udekorowana knajpa. Miaładwa piętra. Na parterze znajdował się bar, a na pozostałych piętrachznajdowały się pokoje do wynajęcia. Moja drużyna wraz ze mną wynajmowała 3pokoje.
Pewnego poranka wyszedłem z mojego pokoju i jak co dzień poszedłem obudzićmoich kompanów. Stanąłem na korytarzu i zacząłem krzyczeć:
– Pobudka!
– Już, już wstajemy! – Odparł zaspany Zil. – Nie wrzeszcz tak!
– Wstawać!
Po tych słowach wszyscy leniwym krokiem udali się w stronę swoich ubrań. Caładrużyna miała jednakowe czarne kubraki z czerwoną gwiazdą z tyłu. Gdywszyscy byli już gotowi udaliśmy się w kierunku posterunku, w celu zdobycianajnowszych listów gończych. Jak co dzień wisiało tam kilka listów, główniestarych, lecz nagroda, jaką oferowano za jednego z zabójców przykuła mojąuwagę. Oferowano 350 Lintarów za człowieka o pseudonimie „Czarnakrowa”.
– Zobaczcie tego! – Zawołałem
– Uuu…, Duża nagroda. – Powiedział Hrothgar. – Lubię takie nagrody.
– A kto nie lubi?! – Krzykną Yankel. – Lepiej przeczytaj, co zrobił.
– Przecież wiesz, że nie umiem czytać! – Krzykną Hrothgar ze złością woczach. – Nie nabijaj się ze mnie!!!
– Spokojnie chłopcy. – Powiedział Hugo. – Już czytam „Czarna krowa zabił26 przedstawicieli prawa, 4 łowców głów i 16 czarnych krów”
– To jakiś wariat! – Powiedział śmiejąc się Adam. – Zabijał tylko czarnekrowy…hahaha!!!
– Spróbujemy go schwytać? – Zapytałem.
– Pewnie. – Odpowiedział lekko podenerwowany Zil.
– Pójdę zapytać czy to ogłoszenie jest aktualne. – Powiedziałem kierującsię ku wejściu na posterunek.
Wszedłem i zacząłem wypytywać jednego z posterunkowych. Zapytałem takżegdzie go ostatnio widziano. Odpowiedział, że w tych okolicach. Bardzo mnieucieszyła ta informacja. Wyszedłem z posterunku i powiedziałem o wszystkimmoim kompanom. Reszta też była zachwycona.
– W końcu kupię sobie dom. – Powiedziałem.
Udaliśmy się na zakupy do sklepu z bronią. Kupiłem sobie wymarzoną kolczugę,na którą zbierałem od 3 miesięcy. Gdy już wszyscy uzbroili się po zęby,wróciliśmy do karczmy, gdzie wynajmowaliśmy pokoje. Usiedliśmy przy całkiemsporym stole i zaczęliśmy planować napaść na „Czarną krowę”.Mnie przypadła jak zawsze cała czarna robota. Musiałem znaleźć i zwabićzabójcę. Zacząłem od razu. Założyłem kolczugę i czarny strój, chwyciłemtopór w dłoń, i udałem się w stronę centrum miasta. Byłem prawieniewidoczny. Nagle patrzę, a tu na mnie biegnie jakiś ogromny typ. Zacząłemuciekać. Gdy odwróciłem głowę zobaczyłem że to Zil, zrobił mi bardzo głupikawał.
– Oszalałeś idioto! – Krzyknąłem. – Prawie mnie zabiłeś! Przecież wieszże mam słabe serce!
– Hahaha! – Odparł Zil. – Aleś ty bojaźliwy.
– Co ty głupku tu robisz?
– Poszliśmy wszyscy szukać naszej „krowy”. Przecież ty byś go napewno nie znalazł.
Nagle za jednego z domu wyłoniła się twarz Adama.
– Chodźcie tu, szybko! – Zawołał Adam.
– Już idziemy!
– Yankel go znalazł. – powiedział Adam lekko przestraszonym głosem.
– Ja nie idę na pierwszy odstrzał! – Oznajmiłem wszystkim.
– Adam zaprowadź nas tam! – Dodał Zil.
Ruszyliśmy za Adamem. Przeszliśmy z pół mili zanim doszliśmy na miejsce.
– To ten. – Powiedział, wskazując na wysoką postać
– O nie! Ale on duży! – Powiedziałem.
– Jaki tam duży, trochę większy ode mnie.
– Ma dwa metry i jeszcze trochę, a ty metr osiemdziesiąt.
– No widzisz, prawie jak ja. – Powiedział śmiejąc się.
Czekaliśmy już tylko na resztę grupy. Gdy w końcu przybyli, postanowiliśmyotoczyć zbója. Hugo i Adam ustawili się tak, by trafić cel w plecy, Yankelstaną naprzeciwko „krowy”, Hrothgar zaczął się do niego podkradać.Zil i ja mieliśmy dać znak do ataku. Już mieliśmy atakować, aż tu naglekonkurencja (inni łowcy) zaatakowali nasz cel. „Czarna krowa” zostałtrafiony trzema strzałami w głowę. Wyglądało to obrzydliwie. Zil i innibyli załamani, przecież byliśmy już tak blisko. Naglę zobaczyłem żeYankel zwymiotował. Wtedy jeden z konkurencji zauważył go i zawołał doswoich kompanów:
– Patrzcie to jeden z drużyny Zila, na pewno chciał nas zabić i okraść.
Zil kazał całej reszcie się schować. Wtedy ukazało się jeszcze 2 łowców.Yankel zaczął się tłumaczyć, ale jeden z konkurencji już chwycił zamiecz, by odciąć mu głowę, lecz wtedy został trafiony prosto w dłoń przezHuga. Zil poruszony całym zajściem wyszedł z ukrycia i powiedział:
– Nie chcieliśmy was zaatakować! Prawie złapaliśmy już tego zbója, alewtedy wy się wtrąciliście! – Powiedział bardzo podrażniony. – Bierzcie swojązdobycz i zostawcie nas w spokoju.
– Myślicie że się was boimy?! – Zawołał jeden z łowców.
– Tak właśnie myślimy! – Odkrzyknął Hrothgar, wstając z ziemi.
Wtedy reszta naszej drużyny wstała i wyciągnęła broń. Przeciwnicyzobaczywszy resztę drużyny zrobili kilka kroków do tyłu.
– Zostawcie trupa w spokoju i wynoście się stąd! – Krzyknąłem.
– Nie, weźcie sobie go. – Powiedział Zil.
– Jeszcze się z wami porachujemy! – Krzyknął jeden z łowców.
Po chwili konkurencja uciekła, zabierając z sobą ich zdobycz. Byłem trochępodłamany, gdy wracałem do pokoju z pustymi rękami. To był naprawdę trudnydzień.
Następnego dnia, jak co dzień udaliśmy się sprawdzić czy są jakieś nowelisty gończe. Wszedłem na posterunek i opowiedziałem jednemu ze stróżyprawa o wczorajszym zajściu. On się zaśmiał. Zdenerwowało mnie to trochę ipowiedziałem do niego:
– Z czego się głupio śmiejesz!
– Z twojej opowieści krasnalu. – Powiedział nie przestając się śmiać. -Przynieśli wczoraj trupa i zażądali wynagrodzenia. Lecz ja musiałem icharesztować, ponieważ zabili nie tego co trzeba!
– Naprawdę?
– Tak. Zastanów się, gdybyś był szukany przez łowców głów, to stałbyśprzed barem tak jak gdyby nigdy nic???
– Pewnie że nie, ale ten facet, był bardzo podobny do tego ze zdjęcia.
– Może i tak, lecz tamten ma na ramieniu dość dużą bliznę.
– Czemu nie napisano tego w opisie przestępcy na liście gończym? – Zapytałemz zaciekawieniem. – To prawie obowiązek napisać taki „ważny szczegół”.
– Nie napisano, bo zapomniano mój mały przyjacielu. – Odpowiedział.
– Dziękuję! – Powiedziałem wychodząc.
Gdy wyszedłem z posterunku, zabrałem resztę grupy do karczmy „Pod spróchniałympniem”. Karczma znajdowała się niedaleko centrum, więc postanowiliśmywziąć rzeczy z pokoju karczmy w której mieszkaliśmy i zamieszkać w centrum.Przybyliśmy w końcu do karczmy usiedliśmy przy stole, a ja zacząłemopowiadać to, co mi przekazał posterunkowy. Wypiliśmy trzy butelki staregowina z Cindaris (poczym mieliśmy niezły humor).
– Muszę się położyć, źle się czuję. Jeśli chcecie idźcie szukaćnaszej przyszłej zdobyczy. Gdy ją wytropicie powróćcie po mnie. Szczerze mówiącnie wierzę że w ogóle go znajdziemy. – Powiedziałem lekko zmęczonym głosem.- Zil, zapłać za mnie rachunek, jutro ja Ci postawię gorzałki z najlepszegopędzenia.
– Dobrze krasnalu. – Powiedział śmiejąc się cicho. – Idź już się położyć.
Wziąłem swoje rzeczy i wynająłem pokoje dla wszystkich. Powiedziałemjeszcze do Zila i Hrothgara, że śpią w pokoju razem ze mną. Oni przytaknęli,więc udałem się na spoczynek. Pokoje znajdowały się na drugim piętrze.Schody prowadzące na górę były nie pomalowane i lekko zniszczone. Na poręczybyły dziwne znaki, jak gdyby jakiś elf pisał coś na nich w ich starszejmowie. Nie miałem sił zastanawiać się nad tymi napisami, więc poszedłemdalej. Położyłem się na łóżku i nie Trzeba było długo czekać aż zasnę.
Obudziłem się, zbudzony przez śpiew ptaków, których w Aedrin jest mnóstwo.Leżałem jeszcze chwilkę, lecz nagle zdałem sobie sprawę z tego, że w moimpokoju śpię sam, nie było Zila i Hrothgara. Mieli oni spać w pokoju razem zemną. Zaniepokoiło mnie to trochę. Zbiegłem schodami na dół, lecz i tam ichnie było. Podszedłem do karczmarza i spytałem:
– Nie wie pan gdzie poszli moi przyjaciele, z którymi wczoraj piłem?
– Wyszli wczoraj i jeszcze nie wrócili.
– Jakby wrócili, to powiedz im że poszedłem ich szukać.
– Dobrze krasnalu.
Wybiegłem z knajpy i pobiegłem na posterunek, tam też ich nie znalazłem.Wtedy pomyślałem sobie: „Daj spokój Doran, przecież się niezgubili!” Postanowiłem nieco się rozluźnić, więc udałem się do łaźni.Tam wziąłem gorącą kąpiel i skorzystałem z usługi jednej z pań. Gdy skończyłem”rozluźnianie” poszedłem na małe zakupy do sklepu z bronią. Tamznalazłem moich kolegów.
– Gdzieście byli?! – Krzyknąłem.
– My w przeciwieństwie do ciebie szukaliśmy truciciela krów.
– Mogliście chociaż zostawić jakąś kartkę, lub powiedzieć barmanowi gdzieidziecie.
– A ty gdzie byłeś?
Na początku zaniemówiłem, lecz po chwili powiedziałem:
– Ja? Ja was szukałem po całym mieście.
Łowcy zaczęli się śmiać. Zignorowałem ich i kupiłem sobie bardzo ładne,skórzane rękawiczki. To poprawiło mi humor.
– Znaleźliście naszego zabójcę?
– Niestety nie. – Powiedział Zil.
– Gdzie szukaliście go?
– W centrum miasta.
– Mówiłem, że beze mnie nie znajdziecie nawet sklepikarza w sklepie! Haha…!
– Zamknij się! – Wrzasną Hrothgar. – Zobaczymy jak ty go będziesz dzisiajtropił!
– Nie jestem taki głupi jak ty, żeby szukać truciciela krów w samym środkumiasta! – Odkrzyknąłem do Hrothgara.
– A gdzie mieliśmy szukać, w stodole?! – Powiedział Yankel z ironią.
– Tak, właśnie w stodole. – Powiedziałem wychodząc ze sklepu.
Byłem zdenerwowany. Udałem się w stronę znanego przeze mnie, dużegogospodarstwa. Dogonił mnie Zil i dalej poszedł razem zemną. Gdy już doszliśmypowiedziałem do Zila:
– Na tym gospodarstwie znalazłem 13 lat temu moją pierwszą pracę. -Powiedziałem dumny z siebie.
– Naprawdę?
– Pewnie.
Nagle zobaczyłem gospodarza. Był on moim dobrym przyjacielem. Od 9 lat nie byłemtutaj ani razu. Prawie go nie poznałem. Miał na sobie niebieskie spodnie naszelkach i słomiany kapelusz. Podszedłem do niego i powiedziałem:
– Witaj Witoldzie!
– Niech mnie kule biją, to przecież Doran.
– Tak! To ja, mój przyjacielu!
– Tyle lat… – Powiedział z łzami w oczach.
– Dokładnie 9 lat. – Odpowiedziałem przytulając go. – A to mój przyjacielZil.
– Witaj Zil!
– Dzień dobry! – Odparł Zil.
Witold zaprosił nas na gorzałkę. Wprowadził nas do dużego pomieszczenia zwprost ogromnym stołem. Usiedliśmy, a Witold przyniósł gorzałkę i trochękaszy z gulaszem.
– Musicie być głodni.
– Pewnie. – Odparłem.
Zaczęły się opowieści o starych dobrych latach. Nagle gospodarz zapytał
– Ale co was tu sprowadza?
– Szukamy człowieka, który truje krowy i zabija ludzi. – Powiedział Zil wyciągająclist gończy z portretem przestępcy. – Widziałeś go może.
– Pewnie że tak! – Powiedział Witold.
– Gdzie?! – Zapytałem.
– To nowy pracownik mojego sąsiada.
– W którym domu on mieszka? – Zapytał Zil.
– Tu, naprzeciwko. – Odparł wskazując palcem w stronę czarno – czerwonegodomu.
– Dziękuję Witoldzie. Mam jednak jeszcze jedno pytanie, czy ja i moich pięciukolegów moglibyśmy zamieszkać w twojej stajni?
– Pewnie, ale w moim domu a nie w stajni. – Powiedział z uśmiechem.
– Jeszcze raz dziękuję. Zil idź po całą resztę.
– Dobra.
I tak znaleźliśmy naszego złoczyńcę. W czasie gdy Zil poszedł po przyjaciół,ja obserwowałem dom sąsiada. Widziałem nawet kilka razy „czarną krowę”,lecz nic nie mogłem zrobić, ponieważ byłem sam. Po trzech godzinach Zil wróciłz wszystkimi. Zaczęliśmy obserwację naszego celu.
Minęło kilka dni, lecz dowiedzieliśmy się bardzo dużo. Naprawdę trułkrowy. Mieszkał w stodole. Zakradliśmy się kiedyś tam i zobaczyliśmy jegouzbrojenie. Miał miecz i tarczę, hełm i kolczuczgę, i nic więcej.Postanowiliśmy zaatakować jak najszybciej. Poczekaliśmy aż wyjdzie izakradliśmy się do stodoły. Hugo, Yankel i Adam stanęli naprzeciwko wejścia,Hrothgar, Zil i ja stanęliśmy po dwóch stronach wejścia. Po chwili usłyszeliśmygłos zbója. Chyba żegnał się z kimś. Gdy otworzył drzwi wprost w jegoklatkę piersiową wbiły się strzały, Yankel rzucił w niego grot, którytrafił go w prawą rękę . Hrothgar i Zil wbili miecze w jego brzuch, a jaobciąłem mu lewą dłoń. „Czarna krowa” padł na ziemię z wielkimhukiem. Krwawił jak świnia w rzeźni. Wzięliśmy jego wszystkie rzeczy iudaliśmy się po nagrodę. Ja pobiegłem do Witolda, by powiedzieć mu owszystkim i wziąć nasze rzeczy. Poprosiłem go także, by powiedział sąsiadowio wszystkim.
– Dziękuję za wszystko! – Krzyknąłem biegnąc w stronę posterunku.
– Nie zapomnij o swoim starym przyjacielu! – Odpowiedział.
Biegłem jak szybko było można, lecz gdy przebiegałem koło jednej z karczm,usłyszałem głosy moich przyjaciół. Wszedłem do baru i zobaczyłem ich na półupitych, ale za to bardzo szczęśliwych kolegów. Zil dał mi moją działkę ipodsunął pod nos kufel z piwem.
Tak skończyła się jedna z moich przygód. Wtedy też skończyłem z walkami iwróciłem do pracy na farmie. Witold był bardzo zadowolony z mojej decyzji.Niekiedy wyruszałem jeszcze na małe wyprawy z moją byłą drużyną, lecz niechciałbym już kiedykolwiek kogoś zabić.

Za ewentualne błędy, przepraszam. Hucior.