WSTĘP

      Poniższy artykuł jest prawie nieodłączną częścią „Manewrów Mistrza Nelbetha”. Oba mówią o tytułowym mistrzu, nauczycielu. Jak łatwo się domyślić, w tym drugim jest spis manewrów, których uczy, chociaż nie tylko to. Życzę miłej lektury obu prac, lepiej jednak jest zacząć od poniższej. Dlaczego? W obu częściach tego mini cyklu umieszczone są krótkie opowiadania, których kolejność jest określona. Przypomnę znowu, że to, co zaraz przeczytacie jest pomysłem nie moim, ale osoby, która podsunęła mi go w swoim komentarzu (on wie, że o niego chodzi). Dzięki mu za to, mam nadzieje, że nie zawiodłem…

OPOWIADANIE

Dermott podążał po Kaedweńskich puszczach wiele dni. Zdążył już stracić rachubę czasu, dawno nie spotkał nikogo na swojej drodze, wciąż tylko widział Góry Pustulskie po swojej lewej stronie, a reszta to ciągle las, ten nieprzebyty, pusty, tajemniczy, przeklęty las!

Usłyszał szelest liści. To wiatr, albo może sarna przebiegła, pomyślał. Tym razem trzask łamanej gałązki za plecami. Odwrócił się, nic. Niepotrzebnie panikuję, odetchnął z ulgą. Odwrócił się z powrotem. Jeden człowiek, drugi, kolejnych dwóch za jego plecami. Cholera, dałem się otoczyć, to bandyci.

Nie czekali aż odda im sakiewkę, rzucili się wszyscy na raz. Zrobił unik, sparował kolejny cios, odskoczył przed potężnym uderzeniem topora. Ten czwarty był jednak szybki. Dermott sparował jeden jego cios, następny drasnął go w ramię. Tego zostawię sobie na deser, pomyślał w złości wojownik. Ciął zamaszyście przez twarz młodego rabusia, brodatemu odciął rękę, trochę przypadkowo. Dermott i tak był z siebie dumny, zawsze uważał się za świetnego szermierza.

Z uśmiechem na ustach, wciąż myśląc, jak będzie opowiadał o tej walce w karczmach, rozejrzał się dookoła. Było za późno. Uderzenie topora obaliło go na ziemię. Ból sparaliżował go, nie mógł się podnieść. A więc tak kończę, przemknęło mu przez głowę, ciosem w plecy i to w wieku dwudziestu sześciu lat. Usłyszał krzyk, nie, to nie był jego krzyk. To był krzyk zarzynanego bandyty. Topór upadł tuż obok niego wraz z kroplami krwi jego właściciela. Teraz już widział. Sylwetka przybysza przemknęła mu przed oczami, na chwilę znikła pośród drzew, a chwilę potem ostatni z bandytów leżał martwy trafiony w czoło wyrzuconym mieczem. Dermott wciąż się głupio uśmiechał, mimo, że dawno zemdlał.

Obudził się ciemnej izbie. Nie znał tego miejsca, nigdy tu nie był i chyba nie chciałby być gdyby miał wybór. Wstał z wysiłkiem, na zewnątrz zauważył postać, wyszedł. Przed chatą stał wysoki mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał dość groźnie, sam jego wygląd budził respekt.

– Jestem Nelbeth, spotkaliśmy się już w lesie.
– Ha, a więc, Dermott, mówisz, że jesteś szermierzem, poszukiwaczem przygód? – w głosie Nelbetha wyraźnie zabrzmiała drwina – Wtedy się nie popisałeś, dali ci wycisk. Nauczę cię, co to jest miecz i jak się nim obchodzić, wygląda na to, że taka nauka ci się przyda, he, he, he.
– Widocznie, skoro tu trafiłeś, – dodał poważnie – jest ci to pisane. Wierzysz w przeznaczenie?

Wkrótce, jak tylko Dermott wyzdrowiał, rozpoczęli ćwiczenia. Nelbeth był bardzo wymagający, Dermott kilka razy poważnie myślał o rezygnacji, ale kiedy patrzył jak jego mistrz rzuca mieczem lub jak szybko uderza, od razu rezygnował z tych pomysłów. Nie tylko ze strachu przed Nelbethem. Oczami wyobraźni patrzył na zachwycone miny dziewek, pełne podziwu spojrzenia wojowników, kiedy pokazuje im wyuczone tu sztuczki.

Wkrótce jednak przestał tak myśleć. Zapomniał o pokazach rzutu mieczem w karczmach, uświadomił sobie, że to nie są sztuczki, pobierane u Nelbetha nauki mają służyć do zabijania. Mistrz nie uczył go tylko walki mieczem, dzięki niemu wojownik wyjechał także mądrzejszy, rozważniejszy.

– Nie tak, cholera!!! Z wyczuciem gówniarzu, ten miecz ma się wbić w manekin, a nie od niego odbić…Mocniej do ku@#y nę*&y!!!
To było najtrudniejsze. To nie to samo, co rzucanie sztyletami, każdy umie rzucić sztyletem. Rzucanie mieczem to co innego, więcej w tym wyczucia, siły, celności. Nie lubił tych ćwiczeń, wiedział jednak, że nie ma innego sposobu na nauczenie się tych wszystkich manewrów.
– Dobrze! W końcu! I czego szczerzysz zęby, biegnij, wyjmij ten miecz, czym byś walczył z następnymi?!

Prawda, Dermott nie mógł się powstrzymać od myśli, że mistrz Nelbeth to sadystyczny, stary, chędożony w rzyć, psi syn. Ale lubił go i szanował. Nelbeth miał do niego zaufanie, nie mówił mu tylko o jednym, o swojej przeszłości.

– A teraz pokaż mi obrotowy atak. Nie najgorzej… ale mógłbyś się jeszcze raz obrócić! Teraz wal w nogi. Szybciej kucaj, cholera!!!
Dermott, o czym dowiedział się dopiero po powrocie do cywilizacji, spędził na tym Kaedweńskim odludziu niecałe dwa lata, a ćwiczył codziennie. Zaczął współczuć wiedźminom w Kaer Morhen.
– Teraz tyłem! Dobrze… prawie. Co robisz miny, coś się nie podoba?! Teraz szybko, trzy ciosy! Szybcieeej!!!

Dermott uczył się szermierki, siły, wytrzymałości, spostrzegawczości, czujności, refleksu, wszystkiego, co zdaniem Nelbetha było przydatne wojownikowi. W końcu ten przestał mówić do niego gówniarzu, a przekleństw ucznia na temat mistrza było coraz mniej.

W końcu Dermott nabrał niebywałej wprawy we władaniu mieczem, niemal takiej jak Nelbeth. Nadszedł czas, aby odejść. Dermott odszedł, ale przyszli inni. Podobno do mistrza Nelbetha trafiają tylko najbardziej godni i potrzebujący jego nauk.


OPIS MIEJSCA

Chata Nelbetha leży gdzieś w Kaedwen, w Górach Pustulskich. Trudno się do niej dostać, jeśli jednak ktoś tam przybędzie, musi być raczej honorowym, dość wprawnym szermierzem. Do tego miejsca ludzi przyciąga wyłącznie ich przeznaczenie.

Sama chata jest małą i ponurą budowlą. Jest w niej pełno sprzętu potrzebnego do ćwiczeń. Częściowo łączy się z jaskinią, gdzie Nelbeth chowa na wszelki wypadek tajne zapiski, plany. Tam też znajduje się wielka sala ćwiczeniowa, która jest wysoką grotą. Budynek położony jest na niewielkim wzniesieniu u zbocza góry. Z trzech stron otoczony jest niedostępnymi skałami, z czwartej zaś szczelnie zasłaniającym go lasem.

Nieopodal wznosi się stara twierdza, w której Dermott znalazł swój miecz (ale o tym może innym razem).

NELBETH

Nelbeth jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną grubo po pięćdziesiątce (na co jednak nie wygląda). Niegdyś był przywódcą zapomnianej rebelii przeciw królowi Keadwen, która to jednak szybko została stłumiona i zatuszowana. Miała ono podłoże osobiste (Nelbeth pochodził z rodziny wpływowych szlachciców, jawnie podburzających lud i kupców przeciwko królowi, za co w większości zostali straceni), a także polityczne, przy czym rebelianci zarzucali królowi poważne przestępstwa (okazuje się nawet, że prawdziwe!). Było to trzydzieści lat temu. Młodego Nelbetha miano ściąć po uprzednich torturach, jednak udało mu się zbiec. Resztę rebeliantów surowo ukarano (zazwyczaj śmiercią).Utracił wszystkie wpływy i cały majątek. Nelbeth schronił się w lesie, gdzie niebawem zbudował swoją kryjówkę. Tam samotnie uczył się walki i przygotowywał do odwetu. Praktykował na bandytach, niekiedy pojawiających się w okolicy. Żył z polowania, często też zdarzało mu się ukraść ekwipunek bandytów. Dziś uczy przybyłych tam w tajemniczych okolicznościach wojowników na jednych z najlepszych szermierzy przynajmniej na obszarze całego Kaedwen. Z jego „szkoły” wyszło już czterech ludzi. Przez cały ten czas sposobi się do zemsty, knuje, spiskuje, planuje.

Statystyki, czyli cechy i najważniejsze umiejętności Nelbetha:

Cechy: Ko: 4 Po: 4 Si: 4 Zm: 4 Zr: 5 Zw: 4 In: 3 Og: 4 Wo: 3

Walka bronią: 5
Walka wręcz: 4
Strzelanie: 3
Unik: 4
Rzucanie: 4

NAUKI MISTRZA NELBETHA

U mistrza Nelbetha można podszkolić praktycznie każdą umiejętność przydającą się wojownikom. Nelbeth zna praktycznie każdy manewr, opracował jednak kilka nowych, kiedy samotnie ćwiczył. Manewry możliwe do wyuczenia się tylko u niego zawarte są w artykule „Manewry mistrza Nelbetha”.

UWAGI

Jeśli w drużynie nie ma wojownika posługującego się mieczem i choć trochę reprezentującego sobą honor, powyższy artykuł będzie prawdopodobnie nie przydatny, chyba, że po bardzo poważnych zmianach. Trzeba też rozwiązać problem rozdzielenia drużyny (znaczy, jak jej nie rozdzielić). Oczywiście, bohaterowie mogą pójść w inne strony, ale nie musi to być konieczne. Jeśli drużyna trafi do Nelbetha w całości, to mistrz albo będzie uczył wszystkich, albo nie będących jego uczniami będzie traktował z pogardą. Będą oni po prostu raczej niechcianymi gośćmi. Nauka u Nelbetha nie powinna być łatwa i przyjemna. Nie musi też trwać dwóch lat, jak w powyższym opowiadaniu, to zależy tylko od MG. Nauczyciel jest wymagający i dość nerwowy, ale na swój sposób sympatyczny. Jeśli komuś przyjdzie na myśl zabić Nelbetha, powinien tego potem żałować (jeśli będzie jeszcze do tego zdolny…). Może to się udać, jeśli gracze wymyślą sprytny, najlepiej oryginalny (nie z użyciem trucizny) pomysł. Nelbeth może też być częścią jakiejś przygody. Może, kiedy przybędzie do niego drużyna (lub odpowiedni jej członek), Nelbeth będzie już gotowy do zemsty. Może drużynie uda się zbadać twierdzę, w której znajdował się przyszły miecz Dermotta. Może ten wojownik obudził w ruinach spoczywające tam zagrożenie. Być może drużyna boleśnie (i na własnym ciele) przekona się, czym jest owo niebezpieczeństwo. A może zdecydują się uprzedzić króla o planowanym zamachu. Pomysłów może być wiele, jednak Nelbeth może dla graczy pozostawać wyłącznie nauczycielem.