Świtało. Promienie porannego słońca kąpały się w powolnym nurcie rzeki, którą nie spiesząc się, spływały do morza trupy dzielnych wojaków. Wczoraj dzielnych… dziś martwych. Słońce oddając im hołd schowało się za chmurę.

Poranny wietrzyk wesoło hulał po pobliskich łąkach, nie zważając na zaściełające je trupy. Wiatr zastanawiał się tylko, czemu jego ukochana, zielona trawka nie faluje w rytm jego podmuchów, jak to zwykła robić i dlaczego wielkie, stare drzewa nie szumią, gdy na nie dmuchnie… Po chwili zrozumiał. Trawa była zadeptana i przyklejona do zrytej kopytami ziemi zakrzepłą krwią, a drzewa… A drzewa były spalone. Wiatr zawył najmocniej jak potrafił! Krzyczał i miotał się po polu w złości, lecz trupy nie zwracały na to uwagi…

Chmury widząc to wszystko rozpłakały się. Zaczęło podać, a krople deszczu spadały na wciąż żarzące się resztki mostu, o który rozegrała się tu wczorajsza bitwa. Płomyczki gasły z głośnym sykiem, jakby ulgi, i ulatywały do nieba strużką dymu. Deszcz zmywał brud z bladych twarzy martwych żołnierzy.

– Szlag by to trafił! Mardo, czy ty potrafisz mi wyjaśnić, dlaczego, do cholery, zawsze po bitwie wieje i pada?
– Nie wiem Drake, nie wiem…
– Czy nie możemy, do cholery, chociaż raz pracować wygrzewając się w słońcu? SŁOŃCEEE!!! Wyjdź do cholery!!! SŁYSZYSZ?!
Słońce nie zwróciło na niego uwagi.
– Zamknij się Drake, proszę. Próbuje się skupić na zaklęciu, szukam żywych.
– Na cholerę ci żywi? Martwych nie trzeba się pytać czy możemy ich ograbić.

Wyższy mężczyzna pokręcił głową i nić nie odpowiedział. On szukał informacji, nie łupu. Poprawił kaptur, krople skapujące na nos rozpraszały go. Rozpostarł palce, wysunął ręce do przodu i trochę na bok, przymknął oczy. Tak szedł przed siebie. Jego drogie skórzane buty zapadały się w błocie. Czasem błoto nie chciało puścić, zasysało podeszwę i trzymało. Potem dawało za wygraną i z głośnym cmoknięciem wypuszczało but maga.

– Do dupy z tym twoim zaklęciem Mardo. Tam jest jeden żywy, o tam, tam, tam! Poruszył się przed chwilą, sam widziałem.
– Który? Prowadź.
Drake ruszył we wskazaną wcześniej przez siebie stronę, przeskakując nad kałużami i nad zwłokami ludzi. Martwe konie obchodził dookoła.
– Ten.

Mag zamknął oczy, wysunął rękę nad leżącego.

– Pieprzysz Drake. On nie żyje, idziemy dalej.
– Jak to nie żyje, jak żyje! No do cholery, sam widziałem! Ruszał się…
Niski, krępy mężczyzna zrobił krok do tyłu, rozpędził się i kopnął z całej siły w leżące ciało, w brzuch. Usta „trupa” rozchyliły się, a ten wydał z siebie stłumione: „Uh…”
– O! Słyszałeś? Mówiłem, że żyje! Haha!
– Hmm… rzeczywiście, żywy. – Mag przykucnął przy mężczyźnie, szukając ran. – Jego impuls był tak słaby, że musiałem go zignorować. Hmm… dwie rany postrzałowe: w udo i w bark. Strzały przeszły na wylot. Nic poważnego, ale wykrwawia się. Nawet jak go uleczę magicznie to nie na dużo się przyda. Nie będzie mówił, jest zbyt słaby. Zostało mu jeszcze najwyżej kilka minut. Hmm… ciekawe kto to… nie ma żadnych barw, herbów… nic. Czarny czy nasz?
– Wysonduj mu myśli jak cię to tak ciekawi. No co? Przecież potrafisz. No bo skąd niby miałeś wiedzieć, jakie są ulubione kwiaty tej twojej Lili, hę? Mnie bardziej ciekawi czy jego amulet jest posrebrzany czy srebrny…

Jednym ruchem ręki maruder zerwał zawieszoną na szyi ozdobę. Wykrwawiający się człowiek poczuł szarpnięcie. Otworzył szeroko oczy. Była w nich groźba śmierci…

– Ładny, ładny ten twój amulecik, srebro… gładki jak lustro… O, a co tu masz wygrawerowane? „Dla Maverika – Myślę o Tobie, Velda” Och, jakie romantyczne… No dobra Mardo, leczysz go czy idziemy dalej?
– Idziemy. Wybacz, że ci nie pomogłem żołnierzu, muszę oszczędzać energie. Bez obrazy.
– Na razie Maverik, dzięki za medalion! Nieźle się sprzeda, tylko zatrę ten cholerny napis…

Zostawili go. Drake raz po raz przeskakiwał nad jakimś ciałem, by za chwilę pochylić się i zabrać jakieś świecidełko, mieszek, ładnie wykonaną broń… Nie uszli daleko, gdy znaleźli kolejnego niedobitka. Leżał z głową przyklejoną do kamienia skrzepem krwi. Był nieprzytomny, lecz oddychał. Wokół niego ziemia była karmazynowa.

– Czarny! – ucieszył się mag – I to oficer! Wiesz Drake ile dostane jak wyciągnę od niego plany ataków? Podaj apteczkę, zabandażuj mu głowę. Tylko delikatnie! I siedź cicho na bogów! Prawdziwych i nie! Muszę się skupić!

Czarodziej wyprostował się, rozłożył ręce i zaczął śpiewać. Był podniecony myślą o bogactwie, śpiewał głośno.

Czar był silny, powietrze wibrowało od energii, a słowa zaklęcia niosły się przez pole. Wykrwawiający się Maverik słyszał je jak przez sen, lecz instynktownie rozpoznał inkantację jednego z czarów leczenia. Całą swoją siłą woli odpędził mroczki i cienie zalegające przed jego oczami. Przemógł okropny ból w ramieniu i jego ręka zaczęła sunąć w kierunku kieszeni.

Szybko! Zanim skończy śpiewać! Dam rade!

Ręka Maverika znalazła się w kieszeni tuż przed końcem śpiewu. Poczuł znajome zimno znajdującego się tam pierścienia. Nasunął go na palec dokładnie w chwili, gdy Mag wypowiadał ostatnie słowo czaru. Na twarzy Maverika zagościł szeroki uśmiech, a po całym jego ciele rozlało się przyjemne ciepło. Poczuł zabawne mrowienie w miejscach ran.

Udało się.

– Do dupy te twoje czary Mardo, nic się nie stało. Miałeś uleczyć tego czarnego…
– A ty miałeś siedzieć cicho durniu! Spróbuje jeszcze raz.

Kolejna fala ciepła przeszła przez Maverika, który wciąż trzymał pierścień na palcu. Wciąż czuł się nieswojo, ale udało mu się wstać. Zsunął pierścień z palca. Chwiał się, lecz po chwili złapał równowagę. Zaczął poruszać wargami i palcami. Kula ognia świsnęła przez pole… Mardo zginął na miejscu, rozerwany siłą wybuchu. Drake płonąc i wymachując rękami przebiegł kilka kroków i padł na ziemię. Jął tarzać się i rzucać z całych sił, ale nie zdołał ugasić magicznego ognia. Nilfgardczyk wykrwawił się niewiele później.

Maverik odebrał swój medalion i odszedł z pola bitwy.
Wiatr wciąż wiał, deszcz padał, a różowa od krwi rzeka dalej płynęła.

Wygląd: Ciemnoszary, a nawet czarny, żelazny pierścień z wyrytymi na nim srebrnymi runami, o tak wykwintnych kształtach, że mogą być one wzięte za ozdoby. Jest bardzo szeroki i uformowany tak by szybko można go było zakładać i zdejmować. Zawsze jest zimny. Zimno to (prawdopodobnie magiczne) sprawiać ma, że posiadacz wciąż będzie czuł pierścień na palcu. W rzeczywistości bardzo łatwo się do niego przyzwyczaić, a chłód przydaje się, gdy wyciągamy pierścień z kieszeni, ponieważ dzięki temu łatwiej odróżnić go dotykiem od innych przedmiotów. Ciekawostką jest, że chociaż pierścień wykonany jest z metalu nie przyciąga go żaden magnes.

Właściwości: Pierścień ten przyciąga magię jak magnes przyciąga metal. Oznacza to, że każde zaklęcie rzucone w promieniu około 100 metrów od osoby trzymającej pierścień na palcu, musi być skierowane w nią. Pociski zmieniają tor lotu (i zawsze trafiają), uroki, klątwy a także zaklęcia ochronne i uzdrawiające rzucane przez wrogów oraz przyjaciół działają tylko na tą osobę. Wszystkie czary posiadacza są również przyciągane przez pierścień, więc warto pamiętać o jego zdjęciu przed rzuceniem np. kuli ognia.

Uwaga! Istnieje teoria, że magnesy magii wpływają destrukcyjnie na całą otaczającą je magie. Według niektórych pierścienie te osłabiają, a po jakimś czasie przyczyniają się do kompletnego zaniku właściwości innych magicznych przedmiotów znajdujących się w pobliżu. Krąży plotka, że jeśli położyć je na intersekcji to zostanie ona zamknięta przez moc pierścienia. Niektórzy twierdzą też, że dużo łatwiej czerpie im się energie, kiedy mają założony pierścień.

Historia: Magnesy magii zostały wymyślone przez małe bractwo najemnych magów bitewnych nazywających siebie Aniołami Ognia. Każdy z członków bractwa, a było ich siedmiu, dostał jeden taki pierścień. Po kilku latach Anioły Ognia stały się sławne (wśród kręgu zainteresowanych oczywiście) właśnie za te pierścienie. Zdarzały się zamachy na członków bractwa, organizowane przez innych magów w celu kradzieży pierścienia; siedziba bractwa była regularnie odwiedzana przez wynajętych łotrzyków; częste były próby przekupienia magów by zdradzili sekret tworzenia magnesów magii. Jednym słowem nastały ciężkie czasy dla bractwa i rychło się ono rozpadło, a każdy jego członek ruszył samotnie w inną stronę kontynentu. Tajemnica wyrobu magnesów magii poszła do grobu wraz z wszystkimi Aniołami Ognia.

Gdzie można znaleźć: Heh, no co tu dużo gadać… Prawdopodobnie wszystkie Magnesy są w posiadaniu jakichś magów, ale nie koniecznie.
– BG mogą zostać poproszeni o zamordowanie jednego z właścicieli i przyniesienie pierścienia zleceniodawcy. Jeżeli tak się stanie to pewnie nie oddadzą pierścienia i zyskają sobie nowego wroga za cenę nowego artefaktu.

– Podczas utarczki w jakimś mieście czy karczmie rzucane przez BG czary ofensywne, np. kula ognia zwyczajnie skręci z toru lotu i rozwali komuś chałupę. Z płomieni z płaczem i rykiem wybiegnie chłop. Oskarży on BG o zniszczenie jego dobytku i zabójstwo jego narzeczonej, której to dopiero co podarował pierścionek zaręczynowy. BG muszą sami dojść dlaczego czar zmienił cel i jakie są właściwości pierścienia.

– Jeśli BG (a w szczególności drużynowy mag) mają jakiegoś wroga to może on wpaść na pomysł aby dać BG magnes magii w prezencie. Jeden z graczy zakłada pierścień, potem podczas bitwy rzuca piorun kulisty i… morderstwo doskonałe. No chyba, że BG przeżyje (a powinien, ale np. ciężko ranny). W tym wypadku w drużynie może powstać sprzeczka, a BG sami muszą dojść co się stało i jakie są właściwości pierścienia.

Wymagania: pierścień może być używany przez każdego, lecz w rękach wojownika nie spełni raczej swojego zadania, bo ci raczej nie rozpoznają czaru, który będzie zaraz rzucony, tylko po gestach lub słowach wypowiadanych przez jakiegoś maga. Szybkie zakładanie pierścienia jest zależne od zręczności BG. Jeśli ta jest równa 3 lub wyższa to posiadacz nie powinien mieć trudności z założeniem pierścienia na czas, w innym wypadku można rzucić k6, sukces oznacza, że BG zdążył. Pamiętaj, że pierścień jest dość szeroki i łatwo w niego włożyć palec.

Kiedy BG zna rzucane zaklęcie (tzn. sam potrafi je rzucać) wtedy, to czy rozpozna je w czas zależy od jego spostrzegawczości. (Powinno się zrobić w ukryciu jakiś bardzo łatwy test.) Sytuacja komplikuje się, jeżeli BG nie posiada rzucanego zaklęcia w swoim repertuarze. Wtedy należy zrobić test wiedzy o magii (lub dla ułatwienia test um. magia zależnej od intelektu) Tutaj bazowy stopień trudności powinien być dość wysoki np. 7 albo 8 ale uzupełniony o modyfikatory takie jak:

– BG słyszał już kiedyś ten czar –1
– Czar pochodzi z ulubionej grupy czarów BG –1
– BG czytał kiedyś o tym lub podobnym czarze –1
– BG analizując zaistniałą sytuację domyśla się, jaki czar może być w tym momencie rzucany.
– BG korzystał z umiejętności koncentracja gdy usłyszał inkantację –1
– BG korzystał z umiejętności nasłuchiwanie gdy usłyszał inkantację –1
– W okolicy jest głośno +1
– W okolicy jest ciemno ( nie widać rąk rzucającego ) +1
– BG jest pijany +1
I tak dalej, i tak dalej…

Wskazówka dla bajarza: Pamiętaj, aby informować drużynowego maga posiadającego pierścień zawsze, kiedy usłyszy on pierwsze słowa zaklęcia, tak żeby ewentualnie mógł szybko założyć pierścień i skierować zaklęcie na siebie. Pamiętaj też żeby zwracać uwagę czy gracz ogłosił zdjęcie pierścienia. Jeśli o tym zapomni to będzie miał nauczkę, kiedy stanie się celem czarów ofensywnych przyjaciół z drużyny lub swoich własnych 😎 No i jeszcze jedna rada: Pierścień jest bardzo potężny w rękach doświadczonego maga, więc zastanów się szanowny Bajarzu zanim dasz możliwość swojej hanzie zdobycia go. Z powyższego powodu pierścień powinien być dość kosztowny.

Ciesiel

P.S. Są z tym pierścieniem niezłe jaja, bo BG często zapominają go zdjąć, lub zakładają go nie będąc pewnym, jaki czar jest w trakcie rzucania. Można również wykorzystać ten pierścień żeby nauczyć BG zwracania uwagi na szczegóły i informowania bajarza o rzeczach, które wydają się im oczywiste, a bajarzowi nie.