Zdecydowana większość graczy, z którymi miałem przyjemność (lub nie) turlać, była przekonana o własnej bezkarności we wszystkich niemal działaniach, jakie podejmowali. Zabójcy mordowali w miastach i jeżeli nie zostali ujęci na ulicy, spokojnie z miasta wyjeżdżali. Woje strzelali z łuków, czarodzieje miotali fireballe, złodzieje kradli. Niemal w każdym przypadku wszystko rozchodziło się po kościach. Wymiar sprawiedliwości istniał, a jakże, ale skuteczność egzekwowania prawa była nikła lub nie było jej w ogóle. Poza miastem sytuacja nie odbiegała od tego zasadniczo. Łupiono karawany, a i wioski bezpieczne nie były, gdy dzielna drużyna przewalała się w okolicy.

      W odpowiedzi każdy, kto zastanawia się nad tym, co piszę, odpowie – „ależ to byli kiepscy gracze, chodziło im tylko o wygrzew. To po pierwsze, po drugie – skuteczność straży była niska, nie posiadali przecież jak dzisiejsza, nie zawsze skuteczna policja, szybkich samochodów czy radiotelefonów, itp.” Odpowiem na oba zarzuty, które na pewno mogłyby się pojawić.

  1. Część z nich była kiepska, ale tych unikaliśmy jak ognia i nie informowaliśmy o sesjach. Inni natomiast prezentowali się bardzo solidnie, była też elita erpegowego świata. Nie wymagali walk w celu spełnienia się w przygodzie, raczej głową niż mieczem kierowali się zmierzając do celu. Zdarzały się jednak sytuacje, kiedy konieczne stawało się rozwiązanie siłowe. Wtedy działali trochę niefrasobliwie. Biję się w piersi, bo też momentami im to ułatwiałem. Wiadomo, że jak się nieco poluzuje dyscyplina, nawet najlepsi gracze wlezą na głowę i podepczą.
  2. Racja, ale przestępcy również dostępu do techniki nie mieli. Byli więc i stróże i ich adwersarze na tym samym pułapie. Wracamy więc do punktu wyjścia – przestępcy mieli równe szanse, jak ci nam współcześni. Czyli w przypadku morderców niewielkie. Hmmm, chyba nawet mniejsze niż teraz. Dlaczego?

      Postawiliśmy tezę, trzeba ją obronić. Dlaczego mniejsze? Regionalizmy i partykularyzmy były wówczas (nawiązuję do znanych nam realiów europejskich) bardzo silne, nieporównywalnie bardziej niż dzisiaj. Dziś społeczeństwo tasuje się, jak talia kart, ludzie wyjeżdżają na studia, do pracy, poza swój region. Często tam też zostają, rozcieńczając miejscowy element. Zwłaszcza po wojnie, w latach 50-tych, w dobie industrializacji wiele dokonano w tym kierunku. Przesiedlono z centralnej Polski i z ziem utraconych na rzecz Rusi setki tysięcy obywateli, którzy stali się zalążkiem nowego społeczeństwa. Społeczeństwa tak niejednolitego, heterogennego, że nie można mówić o wspólnym mianowniku dla nich, czyli o jakieś więzi spowodowanej wspólnym pochodzeniem. Dzieliło ich wszystko.

      600 czy 700 lat temu nie było tak radykalnych zmian etnicznych. Nie było przetasowań i masowych przesunięć. WIĘZY W LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI BYŁY BARDZO SILNE. Ludność na danym terenie była hermetyczna, niełatwo przenikał do niej nowy element. Jeżeli już miało to miejsce, to był uważnie monitorowany długie lata i nie w pełni uczestniczył w życiu społeczności. We władzach nie zasiadali reprezentanci nowoprzybyłych, bo nikt by się absolutnie na to nie zgodził, innych funkcji publicznych też raczej nie pełnili.

      Dlaczego tak rozpisuję się o spójności grup lokalnych? Odpowiedź jest prosta. Ludzie mało podróżowali i tylko na niewielkie odległości. Każda nowa osoba w miasteczku, okolicy czy wsi jest obserwowana skrycie i otwarcie. Bezwzględnie. Straż zapyta, po co tu przyjechali, patrol na trakcie spyta dokąd i po co jadą itd. Życie małych miasteczek było ciche, rozrywek było mało. To była właśnie rozrywka – obserwacja. Obcy są więc w trudnej sytuacji. Jeżeli coś się wydarzy pachołkowie miejscy uderzą do nich na początku. Nie można zrobić kroku bez komentarza, każdy cię obserwuje, zagląda ci w ręce. Zapomnij, że w nocy pohulasz niezauważony po mieście. Straż nie musi mieć żelaznych dowodów winy, zwłaszcza wobec obcych, niezwiązanych z miejscową socjetą. Istnieje domniemanie winy, tzw. „oskarżenie z podejrzenia”, zwłaszcza wobec przedstawicieli niższych warstw społecznych. Obcy są nikim. Na ogień idą jako pierwsi. Taka jest prawda, choć smutna może.

      Nie oznacza to jednak, że nic nie można zrobić. Owszem, można wiele, ale dużo ostrożniej i mądrzej niż dotychczas. Dbać trzeba by nikt niepowołany nie widział nas podczas akcji, by karczmarz poświadczył, że na pewno ten pan leżał pijany jak świnia w pokoju, panie sierżancie. Nie mógł go zabić, itd.

      Jak w praktyce zadbać, by karząca ręka sprawiedliwości była odpowiednio długa? Oto kilka propozycji :

  1. Pamiętać, że gracz w mieście nigdy nie jest sam. Towarzyszą mu oczy licznych obserwatorów, zwłaszcza współmieszkańców. Jeżeli nocą coś się wydarzy, to na pewno nie omieszkają donieść. Rano drużynę obudzą ostrza włóczni.
  2. Na trakcie drużyna nie zmaterializowała się. Skądś jedzie i widziano ich na pewno w zajeździe po drodze. Ludzie mieli doskonałą, fotograficzną pamięć, więc karczmarz najbliższemu patrolowi przekaże rysopisy obcych, łącznie z imionami.
  3. Pamiętajmy, że są też organizacje przestępcze, które dbają, by zachować monopol na działanie na swoim terenie. Bohater – zabójca zostanie na pewno skarcony. Co najmniej będzie musiał oddać lwią część zarobionych pieniędzy. He, nawet wydany.
  4. Stwórz mistrzu gry atmosferę zagrożenia ze strony władz, gracze muszą mieć świadomość, że po zbrodni raczej nastąpi kara. Czasem ich postrasz – np. ktoś inny zamordował rzemieślnika w nocy, ale to drużyna będzie miała kłopoty. Natrętni strażnicy, mściwi ludzie… Próby odwetu mogą mieć miejsce, grunt robi się coraz bardziej grząski.
  5. Dbajmy, by pamięć o niecnych uczynkach bohaterów nie zginęła w mieście czy okolicy, w której narozrabiali.
  6. Są łowcy nagród, którzy żyją tylko po to, by uprzykrzyć życie postaciom. By im przypomnieć, że nie są ponad prawem. Zaskoczcie graczy w najmniej spodziewanym momencie nagłym pojawieniem się cienia z przeszłości, który każe odpokutować bohaterom za jakieś zbrodnie. Muszą koniecznie się bać. To podstawa.
  7. Pamiętaj mistrzu – bandyci byli ścigani jak psy nie tylko przez straż miejską, ale całe opola miały obowiązek tzw. ŚLADU, czyli pościgu za zbiegami. Poderwijcie całą okolicę, zobaczycie, jak będę spieprzać. Drugi raz już będą ostrożniejsi. Gwarantowane.

      Nie jest to zbyt obfity arsenał środków, ale przy umiejętnym zastosowaniu ręczę, że dużo łatwiej będzie sprawować kontrolę nad graczami. Powstrzymają swoją rozbuchaną żądzę krwi. Efekty będą tylko pozytywne, a każdy uczestnik sesji poświęci więcej czasu na znalezienie innych wyjść z sytuacji niż siłowe.

Przyjemnej gry życzę

Mrufon, czyli Marek Chrobot