Illawandel
Elf fechmistrz

I przejdzie burza nienawiści przez krainy północy.
Znaczyć ją będą gwałt, terror, mord.
A klindze ostrza zemsty nikt nie ucieknie.

„Przymierze krwi” – stara redańska przepowiednia


Stał na uboczu, mimo chłodu i szalejącego wichru nie podszedł do ognia i nie okrył się kocem.
– Bądź łaskaw przyłączyć się do nas. Jak mam się ogrzać gdy moje plecy przeszywa chłód twojego spojrzenia?
Rzekł stary krasnolud, po czym podrapał się po swojej długiej brodzie, wstał z jękiem, kości zgrzytnęły mu w kolanach, odwrócił się dynamicznie na pięcie i podszedł do zakapturzonego podróżnika.
– Jestem Grimbur Siwobrody. Kończy nam się repertuar opowieści może uraczyłbyś nas jakąś?
Wyciągnął masywną rękę w stronę przybysza, a na jego twarzy zawitał czterozębny, szczery uśmiech. Przybysz podniósł głowę, przyjrzał się krasnoludowi, po czym chwycił jego rękę i mocno ścisnął.
– Widzę, że nie podróżują z wami ludzie. Jesteście porządnymi krasnalami, więc za talerz zupy opowiem wam moją historię.
Mówiąc to , zbliżył się do ogniska. Teraz dopiero ujrzeli jego sylwetkę; był średniego wzrostu, a jego postura wskazywałaby raczej na jakiegoś księcia niż podróżnika. Wszyscy przy ognisku szeptali do siebie, ironicznie nabijając się z przybysza. Jedynie Grimbur w milczeniu usiadł na swoim pieńku, delikatnie gładząc rękę, która zsiniała od uścisku podróżnika. Krasnoluda wyraźnie bolała ręka, ale nawet nie pisnął; byłaby to ujma na jego honorze, gdyby chłopcy dowiedzieli się, że byle człowiek o posturze kobiety tak go załatwił.
– Psia jego mać.
Zaklął pod nosem stary krasnolud. Po czym spojrzał na podróżnika, który właśnie ściągnął kaptur. Promienie ogniska rozświetliły jego twarz. To był elf. Od razu bystre oko Grimbura dostrzegło jego spiczaste uszy. Krasnolud przyglądał się bardzo uważnie jego licu. Twarz miał dziecinną, bardzo chudą i smukłą, dało się dojrzeć wyraźne kości policzkowe. Włosy miał krótkie, postawione na sztorc. Wyglądałby na młokosa, gdyby nie te oczy. Oczy, które zradzały, że ów podróżnik musiał wiele przejść. Ale to co przykuło uwagę krasnoluda, to dwa głębokie nacięcia pod oczami. Krasnolud wiedział wiele paskudnych ran i blizn, ale te były jakieś dziwne. Bardzo dziwne.
– Jestem Illawandel.
Powiedział młody elf, po czym mocno zagryzł bułkę i zabrał się za pałaszowanie miski z zupą.
– Jesteście pewni, że chcecie usłyszeć moją historię? Ostrzegam, że nie jest to bynajmniej wesoła opowieść.
Jego głos nie był zwyczajny. Grimbur rozmawiał się z wieloma elfami i zawsze ich głos był melodyjny, często pełen melancholii. Ten natomiast był zdecydowany i bardzo wyraźny. Mimo, że elf przeżuwał bułkę, dało się słyszeć niemal każda głoskę. Ale najgorszy był ten chłód. Grimbur nie wiedział czy to już na starość wiatr daje mu się we znaki, czy to ten głos.
– Tak więc, urodziłem się w Novigradzie. Nigdy się tam za dobrze nie czułem: chłód, smród, głód. Wszędzie tłum i gwar. To nie było dla mnie. Moja matka i ojciec chyba mieli takie same odczucia. Może nawet silniejsze, gdyż oni całe dzieciństwo spędzili w lesie. Ale mój ojciec, do jasnej nędzy, umyślił sobie chwalebną misję. Mianowicie jednanie się z ludźmi.
W tym momencie elf nabrał do ust siarczystej flegmy i splunął do ogniska.
– Jednać się z ludźmi. Cóż wszyscy popełniamy błędy. Ale niestety za te błędy musimy płacić, często bardzo słono. Pewnego dnia dnia wypłaty doczekał również mój ojciec.
Wszyscy pochylili się na elfem wpatrując się w płomienie ogniska, czekając w niepokoju na dalszą część historii. Elf przerwał opowieść, popatrzył na gwiazdy, zadumał się przez chwilę, po czym zaczął kontynuować.
– Mój ojciec założył stowarzyszenie nieludzi, które miało pomagać im w szukaniu pracy, mieszkań. Często chodził do władz miasta, przedstawicieli cechów, gildii, by wstawiać się za nieludźmi. Matka w tym czasie zarabiała na nas jako szwaczka, bo ojciec nawet jak coś zarobił oddawał to wdowom, czy sierotom. Znalazł się, do nędzy, obrońca uciśnionych. Ja musiałem dbać sam o siebie. Zarabiałem siłując się na rękę. Wszyscy chcieli się ze mną mocować, bo myśleli, że jak młody i niski, to słaby, wielu się przeliczyło. Wszystkie pieniądze kryłem przed rodzicami, bo nie chciałem byśmy przejedli tych pieniędzy. Za nie zacząłem uczęszczać do najdroższej szkoły szermierki w tym wielkim mieście. Sfałszowałem swoją tożsamość podając się za syna jakiegoś szlachcica. Głowę przykrywałem dużym beretem by nie dostrzegli moich uszu. I tak z każdym miesiącem byłem coraz chudszy, ale coraz lepszy w posługiwaniu się mieczem. W tym czasie, gdy ja całe dnie spędzałem na treningu, mój ojciec rozpoczął jakąś dużą sprawę dotyczącą dyskryminacji pewnego elfa. Zadarł ze wszystkimi władzami. Po długich sporach obiecali mu zająć się to sprawą. I zajęli się. Pewnego dnia, po ciężkim treningu, wróciłem do domu, ale ujrzałem zamiast naszej małej kamienicy, sterty popiołu i gruzów, a na belce, która kiedyś podtrzymywała strop, wisieli moi rodzice. Zwęgleni. Czarni. Smród palonego mięsa nie dawał nawet do nich podejść. Na mojej matce widać było jeszcze resztki porwanego ubrania. Te gnoje musiały się do niej dobrać. Natomiast mój ojciec miał przebity bok. Czyli najpierw go ranili, potem powiesili, a potem podpalili.
Grimbur widział jak elf cały drży, a wściekłość, aż w nim kipi.
– Złamali obietnicę daną ojcu, zabili mi rodziców, matkę zgwałcili, a następnie zbezcześcili ich ciała. Nie wiedziałem co robić zdruzgotany uciekłem z miasta. Przysiągłem sobie zemstę. Zawarłem przymierze krwi nacinając skórę pod oczami, by nigdy o mej przysiędze nie zapomnieć. Dołączyłem do komanda wiewiórek i zacząłem terroryzować wsie. Każde ciało mężczyzny sporządzałem tak jak oni przyrządzili mojego ojca, a kobiety tak jak potraktowali moją matkę. Nawet doczekałem się przydomku. Wieśniacy ochrzcili mnie mianem 'Bestii’. Wszyscy mnie znają na wschód stąd, i jeszcze mnie poznają inni, aż zemsty doczeka się sam Novigrad.
Wtedy Illawandel poderwał się z miejsca i popatrzył wzrokiem pełnym wściekłości po wszystkich słuchaczach.
– Uspokój się młodzieńcze! Robiąc takie rzeczy upodabniasz się do nich. Ile ty masz w ogóle lat?!
Krzyknął Grimbur chcąc przywołać elfa do porządku.
– Lat mam 17, ale nikt nie będzie o mnie decydować. Widzę, że i wy mnie nie rozumiecie. Wtedy elf odwrócił się i zerwał się do biegu, nie patrząc na nic szybko oddalił się od ogniska.
– 17?! Oj, trzeba się modlić, by go nie spotkać za parę lat.
– NIENAWIDZĘ DH’OINE!!!
A łza spłynęła mu po policzku.


Parę uwag technicznych:
Nie podam wam cech i umiejętności Illawandela, ponieważ z początku miał on być jednym z bohaterów moich opowiadań :P. Ale jak, ktoś chciałby go przenieść w do W:GW to sporządzić kartę można bardzo łatwo. Illawandel jest chudy i słabowity więc kondycję będzie miał w miarę niską, jest mało dostępny i porywczy więc jego wola i ogłada też nie będą najlepsze. To samo tyczy się intelektu: nie jest za bystry i nigdy się nie kształcił. Zmysły, poruszanie i zwinność powinien mieć na przyzwoitym poziomie z racji jego rasy i budowy ciała. Natomiast siła i zręczność Illawandela są ponad przeciętne. Z wybraniem umiejętności też nie powinno być problemu. Na pewno walka bronią powinna wyraźnie górować nad innymi umiejętnościami. Elf powinien też posiadać umiejętności związane z walką np. uniki, oraz umiejętności związane z przeżyciem w lesie np. tropienie. Mimo pozorów, elf jest w miarę wygadany i lubi podróżować w grupie. Niestety mało kto wytrzymuje z nim dłużej niż jeden dzień. Po za tym pamiętaj, że Illawandel nienawidzi ludzi, jeśli od razu nie rzuca się na nich z bronią, to na pewno nigdy nie poda człowiekowi ręki. Jeśli chodzi o osobowość to na pierwszym miejscu powinien być honor.
Może kiedyś sporządzę kartę Illawandela to ją wyślę.
Po za tym możecie się spodziewać w najbliższej przyszłości jego rysunku. Bo już narysowałem ale mam kłopoty ze skanerem (chyba mi nieźle wyszedł).

Gawel