Lód trzeszczał pod ciężkimi obitymi stalą butami, długie szeregi niewyraźnych kształtów przemieszczały się po zamarzniętym jeziorze wzburzając tym samym tumany białego kurzu. Potężni wojownicy ubrani w grube skóry, uzbrojeni w ciężkie topory i drewniane tarcze zmierzali ku swemu przeznaczeniu. Oto dziś wieczór mieli albo ucztować ze śmiertelnikami albo z Odynem w jego pałacu. Ze stromych ośnieżonych i gęsto porośniętych świerkami stoków staczał się lodowaty wicher, zdolny nawet do zmrożenia ognia, lecz nie ostudził on ni drobiny potężnego gniewu, jaki ogarniał moich wojowników, dziś o zachodzie czerwonego słońca dojdzie do krwawej zemsty, do wyrównania krzywd. Nad jeziorem zataczały już kręgi pierwsze kruki zawisając na niebie niczym Walkirie oczekujące umierających wojowników. Z mych zsiniałych ust unosił się gęsty obłok pary, moje serce biło coraz szybciej i czułem jak ogarnia mnie ogień. Tak długo czekałem by wyrównać rachunki z tym zdradliwym lisem Thorfinnem, teraz nareszcie mogłem stanąć z nim i jego ludźmi do uczciwego boju twarzą w twarz i zbryzgać me ostrze jego gadzią krwią. Patrzyłem pełen dumy na mych tatuowanych wojowników. Oni byli gotowi i ja również byłem.
Uniosłem mój topór ku górze dając znak do ataku, stu pięćdziesięciu ośmiu berserkerów ruszyło powolnym truchtem na przełaj przez zamarznięte jezioro, ku nam naprzeciw biegło ze dwustu wojów Thorfinna a wszystko było już niewyraźne, bo dysk słońca już w tylko niewielkim stopniu wystawał za stromego skalnego grzbietu góry i rzucał długie mroczne cienie. Biegliśmy tak ku sobie i zdało mi się, że cały świat zamarł w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie tego starcia, nie słyszałem z początku nic, poza coraz szybszym biciem mego serca, potem uderzyła w me uszy potężna fala okrzyków bojowych, nad które to wybijał się mój. Nienawiść i wszech ogarniający gniew dał mu wielką sił. Poniósł się przez dolinę po tysiąckroć odbijając się od zbocz i powracając ze zwielokrotnioną siłą, tak, że przeraziłem się mego własnego krzyku, bo żaden człowiek w pojedynek nie był w stanie wydobyć czegoś takiego ze swego gardła i wtedy to zrozumiałem, że wraz ze mną krzyczą wszyscy moi przodkowie żądni krwi zdrajcy. Spojrzałem w niebo i zobaczyłem gęstą czarną chmurę kruków, to one będą pewnymi zwycięzcami bitwy.
Uniosłem i zatopiłem topór w ciele mego pierwszego przeciwnika, uskoczyłem w bok i opadające siłą bezwładności ostrze ledwie otarło mą tarcze, następne dwa ciosy sparowałem tarczą a następnie nią natarłem wytrącając wroga z równowagi jednak nim zdążyłem go dopaść ten już się podnosił ze śliskiego lodu. Uderzyłem, potężny zamach od dołu pozbawił go tarczy i kawałka dłoni, natarł, lecz solidne uderzenie tarczy zwaliło go z nóg a topór dokończył dzieła zagłębiając się od dłoń w czaszce i tam utknął. Nie miałem czasu go wyszarpać, bo oto miałem kolejnego przeciwnika, lecz ten pewny swej przewagi nie dostrzegł w mej ręce sztyletu, którym to dźgnąłem go w brzuch, gdy odskakiwałem w bok.
Ból, poczułem olbrzymi ból w czaszce czyjś młot z potężną siłą uderzył mnie w tył głowy, pociemniało mi w oczach i upadłem na kolana. Jednak kolejny cios nie doszedł celu, nie wiem, czemu lecz podejrzewam, że któryś z mych nie żyjących już kompanów ocalił mi życie. Chwile trwało nim udało mi się wstać na proste nogi, podniosłem czyjś miecz i ruszyłem na powrót do boju. Nie wiem ilu zabiłem, nie pamiętam, wiem, że zarówno moja krew i jak mych wrogów plamiła całą mą zbroje. Pamiętam krwawą mgłę jak spowijała me oczy, lecz nie przeszkadzało mi to zabijać nadal. Lecz nastał mrok. Wielu ludzi straciłem, lecz również i Thorfinn. Walka ustała. Parę mych wojów rozpaliło pochodnie. Nie pamiętam szczegółów rozmowy z Thorfinnem ale pamiętam walkę, która odbyła się przy zdradliwym blasku pochodni. Nasi wojownicy otoczyli nas kręgiem. Odszukałem mój topór i rozpoczęła się walka. Najpierw długo krążyliśmy wokół siebie i badaliśmy się, ja zaatakowałem pierwszy krótkim zamachem zza tarczy, Thorfinn sparował i natychmiast kontratakował poziomym cięciem na wysokości głowy, sparowałem, lecz cios okazał się silniejszy niźli się spodziewałem i niemal mnie powalił, Thorfinn wykorzystał me wytrącenie i zaatakował gradem ciosów, które z wielkim trudem parowałem tarczą aż do momentu, gdy pękła na dwoje. Ujrzałem wtedy tryumfalny grymas twarzy tego gada….Rzuciłem weń topór, który zbił bez większego trudu, lecz ja już byłem przy nim i potężnym sierpowym powaliłem na ziemie, kopnąłem go z zamachem w rękę wytracając z połamanych palców topór. Rzuciłem mu się do gardła i wtedy to zdałem sobie sprawę, że w drugiej ręce dzierżył długi sztylet, wbił mi go głęboko w ramię, krótki okrzyk bólu wyrwałmi się z gardła, lecz nienawiść jeszcze mocniej zacisnęła me palce na jego zdradzieckim gardle. Drugie dźgnięcie przebiło moją kolczugę, lecz ku memu szczęściu zjechało po żebrach. Trzeciego dźgnięcia nie było, bo mocnym uderzeniem moim hełmem w jego czaszkę ogłuszyłem go…Do dziś tego żałuje nie mogłem mu patrzeć w oczy i widzieć jego lęku, gdy umierał. Palce mi już dawno zsiniały, gdy moi towarzysze odrywali mnie od zimnego już trupa…Tak oto uczciłem swe piętnaste urodziny.
Widać że grasz w D&D bo nijak to klimatycznie do Wiedźmina. Opowiadanie takie sobie. Literówek nie wykryłem poza jedną, nie istotną. Zaskakujące jest ostanie zdanie, ale to i tak niespecjalnie zmienia notę, a ta jest dosyć niska. 5
Jaskier > Niestety nie wiem, co Ci nie pasuje w klimacie, na Kontynencie są różne miejsca i różni ludzie(nie każdy bohater musi być białowłosym wiedźminem by być zgodnym z realiami Kontynentu, ale to tylko mała złośliwość, bo ukuła mnie twoja niekonstruktywna krytyka), nie wszystko musi się dziać w Redanii czy Temerii albo też w Broklilionie, pozostaje przecież daleka północ m.in. Povis a Sapkowski zbyt wiele czasu nie poświęcił na opisywanie tamtejszych zwyczajów. (Ewentualnie abstrahując od tytułu można uznać, że bohaterem jest jeden z ludzi zamieszkujących Skellige a kultura tam panująca bardzo przypomina kulturę Wikingów, więc zarzut o niezgodności z prozą Sapkowskiego uważam za całkowicie bezpodstawny). A i musze Cię zmartwić twoja psychoanaliza jest błędna nie grywam w D&D.(A i jak możesz to wskaż mi tę litrówkę to postaram się jej na uniknąć)
PS: Proszę o konstruktywną krytykę.
Opowiadanie nie przypadło mi do gustu. Narracja mi się nie podobała.
Pierwsze zdanie drugiego akapitu rozdziel kropkami zamiast przecinkami. Porównanie kruków do walkirii trochę mnie rozśmieszyło. Wspomnienie piętnastych urodzin było nieco zbyt pretensjonalne. W pewnym momencie słowo tarcza powtarza się kilka razy w bardzo krótkich odcinkach tekstu. Reszta ujdzie ale bez zachwytów. Popracuj troche i może coś z tego będzie : )
mim zdaniem zrobiles sporo bledow interpunkcyjnych. w wielu miejscach zaniast przecinka powinna byc kropka, a poza tym jeszcze w kilku innych powinien byc przecinek, a go nie bylo. rob krotsze zdania.
zakonczenie bym zmienil, ale to inna sprawa. z 15 na 20 lat.
poza tym opowiadanie nawet fajne.
daje 6
nie tam, wiek jest jak najbardziej przstepny
tylko ze rzeczywiscie sporo powtorzen (nieszczesna tarcza) i monotoni jezykowej, miejscami scena bitwy byla nudna jak flaki z olejem, przydalyby sie rownowazniki zdan ktore utrzymaly by wartkosc akcji
zarzut JAskra ma jakies tam podstawy, co prawda byli w wiedzminie pseudowikingowie z Skellige, ale bostwo Odyn kojarzy sie troche z naszym swiatem
pomysl calkiem niezly tekst mozna gruntownie przebudowac bylby wtedy naprawde dobry
Co do Odyna to racje muszę przyznać…mój błąd ale Jaskier zarzucał mi co innego, twierdził, że tekst „klimatycznie” nie pasuje do Wiedźmina.
A co do monotonności to chciałem to stylizować na Sage(opowieść).
w zasadzie powinnienem podwyższyć ocenę bo wreszcie pojawiło się opowiadanie, ale tego nie zrobiłem. Napiszę tylko, opowiadanie przyzwoitę