Do wieczora korytarze i niewielkie gościnne pokoje całego zachodniego skrzydła wypełniały krzyki. Nieludzkie wycia, błagalne jęki, rozpaczliwe wrzaski, piskliwe modlitwy do bogów przeplatane gardłowymi przekleństwami. Potem jednak wszystko jakby ucichło. Wydawało się to dziwne, bo w lochach zamku czekała na tortury co najmniej dziesiątka jeńców, a tutejszy kat nie zwykł robić sobie przerw kiedy miał pracę. Komuś, zdaje się, rozwiązał się język i to porządnie. Dochodząc do takiego wniosku wszyscy zainteresowani wrócili do swoich zajęć.
       Po prawdzie jednak, mylili się. Tortury trwały nadal, ale torturowany zdawał się to ignorować. Co prawda jego twarz przeszywały co jakiś czas grymasy cierpienia, a ręce krwawiły od zaciskania pięści, ale w porównaniu do innych ten zachowywał się niezwykle spokojnie. Kat przerwał na chwilę miażdżenie mu nogi i przyjrzał się uważnie jego ledwie widocznej w półmroku twarzy. Oczy miał pół przymknięte ale jednak otwarte. Nozdrza poruszały się miarowo – żył. Coś jednak było nie w porządku. Żadnej wyraźnej reakcji na zadawane mu cierpienie od tak długiego czasu wydawało się mocno podejrzane. Kat chwycił stojące nieopodal wiadro i chlusnął wodą w twarz torturowanego. Słyszał jakiś czas temu o ludziach potrafiących spać z otwartymi oczyma i chociaż nie wierzył w takie bzdury, nie chciał spartolić roboty przez swoje niedowiarstwo. Przyjrzał się jeszcze przez chwile swojej ofierze w nadziei, że jęknie cierpiąco. Gdy się nie doczekał, wrócił do pracy.
       Darbis, skromny oficer Redański, przygryzł wargę. Ból narastał. Warga nabrała koloru białego, po brodzie ściekła wąska strużka krwi. To nic, myślał. To już nie ważne. Dawno już postanowił, że nic nie powie. Czarni mogą go torturować do usranej śmierci, nic nie poradzą. Nie było to, według jego mniemania, objaw silnej woli, ale zimnej kalkulacji. Co do tego, że zabiją go gdy wszystko powie nie miał wątpliwości. A tak zginie nie plamiąc honoru, tyle że pocierpi trochę. Zresztą nie było to takie straszne, przynajmniej na razie. Kiedyś opowiadano mu, że tortury mogą trwać najwyżej trzy dni. Dłużej po prostu nie da się utrzymać człowieka przy życiu. Trzy dni. To nie dużo. Kiedyś, kiedy był bardzo mały, pamiętał to dobrze, przez sześć dni kosił pole pszenicy. Nie chciał pomagać ojcu przy pracy na roli i ten powiedział mu, że ktoś tak leniwy i niewytrwały nie może zostać wojownikiem. Marzył wtedy by zostać wojownikiem. Niewiele mniej niż teraz by umrzeć. Zakradł się więc do komórki z samego rana następnego dnia i wykradł kosę. Potem poszedł na pole i zaczął kosić ojcowskie pole pszenicy. Robił tak przez sześć dni. Od wczesnego rana do późnego wieczora. Teraz wydawało mu się to niemożliwe, że rodzice niczego nie zauważyli, ale wtedy nie zwracał na to uwagi. Miał wtedy ze dwanaście lat, więc był to wysiłek tak ogromny, że gdy wrócił do domu szóstego wieczora zasnął natychmiast i spał aż do ranka dwa dni później. Ale gdy tata zobaczył wyniki jego pracy, wręczył Darbisowi miecz. Miecz był stary i pordzewiały, ale prawdziwy, żelazny nie drewniany. Była to najlepsza podzięka jaką mógł otrzymać.
       Pogrążył się we wspomnieniach, ale gdy ból wzmógł się, stęknął i wrócił do teraźniejszości. Tak. Wytrzymał sześć dni, wytrzyma i trzy. Może kiedyś dowiedzą się jaki był nieugięty i odznaczą go pośmiertnym medalem. A nawet jeśli nie i tak nic z niego nie wycisną. Nie…
       Jego rozmyślania przerwał nagle głuchy dźwięk raptownie otwierających się drzwi uderzających o ścianę. Przekręcił niezdarnie głowę. Gdy wzrok przyzwyczaił do światła wpadającego z korytarza ujrzał zarysy ciemnej sylwetki. Sylwetka zeszła po niedużych schodkach, podeszła do kata i wymieniła z nim kilka cichych zdań. Oprawca kiwną powoli głową, podszedł do więźnia i począł odpinać kajdany przytrzymujące mu ręce. Redańczyka ogarnął nagle strach. Nie wiedział dlaczego, ale miał przeczucie, że szykuje się coś strasznego. Uspokoił się. Co może być gorszego od tych męczarni? Śmierć? To byłoby błogosławieństwo… Przybysz rozkazał go przytrzymać. Gdy torturujący wykonał polecenie nieznajomy uśmiechnął się dziwnie, ni to do siebie ni do więźnia. Co się dzieje, myślał Darbis, co to ma znaczyć? Obcy położył prawą rękę na głowie skazańca, po czym, trzymając złączone palce lewej na czole, zacisnął powieki i zaczął mruczeć coś w nieznanym języku. Cicho, ale przerażająco wyraźnie. Czary! O bogowie! Otworzył powieki. Wtedy żołnierza przeszył nagle niemożliwy do wytrzymania, przeszywający ból. Jakby sztylet wbity od czoła do potylicy. Wydawało mu się, że to wzrok nieznajomego. Świdruje go. Przewierca na wylot.
– Nieeeeeeeeeee!
Niemożliwy. Nie do wytrzymania. Przeszywający. Świdrujący. Przewiercający. Jakby rozrywano mu czaszkę. I mózg. Po kawałku. Po kolei. Od czoła do potylicy. I znowu. I bezustannie. Dlaczego? Bogowie! Nie! Proszę! Umrzeć! Chcę umrzeć!!
       Torturowany wył nieludzko, jęczał błagalnie, wrzeszczał rozpaczliwie, piskliwie wywoływał bogów, klął gardłowo. Wyrywał się i wił, ale kat miał stalowy chwyt i nie puścił, mimo że oniemiał. A mag trzymał głowę wytrwale, nie zrażając się krzykami. Wyraz jego twarzy nie wyrażał absolutnie niczego. Ciężko było powiedzieć ile to trwało, bo chwila przedłużała się w nieskończoność. W reszcie na zamku zaległa cisza. Cisza wyczekiwana przez wszystkich na nim przebywających. Więzień opadł podtrzymywany na najbliższe narzędzie tortur.
       Milczenie trwało jeszcze przez chwilę. A potem odezwał się głos. Był cichy, zrezygnowany i monotonny. Mówił długo i wszystko, absolutnie wszystko co wiedział…


   Koszt w PM: * (patrz tabelka)
   Modyfikator trudności: * (patrz tabelka)
   Żywioł: ziemia
   Koszt w WPR: 35
   Czas trwania: * (patrz tabelka)
   Sposób rzucania: G, F
   Obrona magiczna: tak
   Działanie: Zaklęcie to wywołuje ból u ofiary. W zależności od życzenia maga i wydatku PM może to być drobna migrena bądź skrajnie wyczerpujące cierpienie. Ból koncentruje się w jednej, wybranej części ciała. Używana w umiarkowanym stopniu nie wywołuje żadnych widocznych objawów ani ran, ale należy pamiętać, że zbyt silne lub długie używanie (jak bardzo to już decyzja MG) może spowodować obrzęki i siniaki w miejscu gdzie czar się koncentruje i to zarówno u ofiary jak i u maga! Może także u tegoż wywołać także migrenę albo ból oczu. Ciekawostką jest, że czar użyty na roślinach lub owocach powoduje, że gniją one i czernieją, nie nadając się później do spożycia (jeśli były wcześniej jadalne).

PMMTCzas TrwaniaSposób RzucaniaOpis
52Godzina (za każde dod. 3 PM pół godziny więcej)Należy wypowiedzieć w starszej mowie „Niech cierpi” kreśląc jednocześnie koło otwartą dłonią tak, aby jej centrum zawsze wskazywało miejsce koncentracji czaru (który może być oddalony nawet o ok. dwa metry od rzucającego)Powoduje niewielki, chociaż męczący ból, porównywalny do tego jaki odczuwany jest przy uderzeniu się o coś. Ot, możemy tym zrobić komuś na złość.
153Piętnaście minut (za każde 5 PM dziesięć minut więcej)Należy dotknąć prawą dłonią na chwilę miejsce koncentracji czaru tak by wierzch dłoni wskazywał miejsce wywołania mąk, lewą przyłożyć do czoła, zamykając jednocześnie powieki i wypowiadając w starszej mowie „niech cierpienie go prześladuje”Wywołuje cierpienie podobne jak przy bardzo dotkliwej ranie. Ofiara jest osłabiona i zdekoncentrowana na czas działania czaru i na jakieś pół godziny po nim (Proponuję +1 do ST na testy koncentracji, uników itp, oraz tymczasowe zmniejszenie woli i zmysłów o 1)
354Ok. 30 sekund (za każde 10 PM piętnaście sekund więcej)Należy trzymać prawą dłonią przez cały czas trwania czaru w miejscu koncentracji czaru tak by wierzch dłoni wskazywał miejsce wywołania mąk, lewą przyłożyć do czoła, zamykając jednocześnie powieki i wypowiadając w starszej mowie „Niech cierpienie go zniszczy”. W chwili otworzenia oczu czar zaczyna działać. Potem trzeba ciągle wpatrywać się w miejsce koncentracji, aż do chwili wygaśnięcia zaklęcia.Ból wywołany tą wersją czaru jest tak dotkliwy, że ofiara jeszcze przez długi czas nie będzie mogła otrząsnąć się z szoku (+2 na testy koncentracji, uników i rzucania czarów, tymczasowe zmniejszenie woli, zmysłów, ogłady i kondycji o 1 oraz -1 do testów ataku do momentu dłuższego odpoczynku lub snu), a pamiętać go będzie prawdopodobnie do końca życia.

Modyfikatory zamieszczone w tabelce zamieściłem właściwie tak trochę na siłę dla tych malkontentów którzy będą kręcić nosem na brak zastosowania. Można je dowolnie zmieniać jeśli ktoś uzna, że są przesadzone albo zbyt kiepskie. Tak naprawdę chodzi tu o psychologiczny aspekt zaklęcia. Jeżeli MG pozwoli graczowi po zakończeniu działania czaru prowadzić postać jak gdyby nigdy nic, tudzież sam będzie tak prowadzić BN-a, wprowadzenie go mija się z celem. Mistrzu! Wywołaj respekt i trwogę przed osobą znającą to zaklęcie. Opisuj wszystko bardzo sugestywnie. Niech gracze widząc je w użyciu (mówię tu oczywiście o boleśniejszych jego wersjach) zaczną bać się tego kto je rzucił, a ktoś kto sam zastał przezeń dotknięty powinien wzdrygać się na samo wspomnienie o nim. Także na rzucającym spoczywa spora odpowiedzialność. Czy będzie miał czyste sumienie widząc męki ofiary? Daj mu temat do refleksji i każ mu się zastanowić na moralnym aspektem swoich poczynań. Jak więc widzisz Bajarzu masz ciężkie zadanie, a jednocześnie możliwość ciekawego ubarwienia sesji.

I to by było wsio. To mój pierwszy artykuł na tej stronie i mam nadzieję że się spodoba. W przyszłości, jeśli artykuł się spodoba, może zamieszczę rysunek. Póki co czekam na opinie.