Opowieść na początek

– Buahahaha! – głośny śmiech zanikł pośród innych odgłosów karczmy – Coś powiedział gnoju?!
– To nasz stolik pijaczyno! Spadaj stąd albo sam cię wyniosę! Nogami do przodu! – wysoki i barczysty osiłek dla podkreślenia swoich słów walnął mocno pięścią w stół. Stojące na nim puste kufle po piwie brzęknęły w proteście.
– A co? Sam go wystrugałeś?! – siedzący przy stole krótkowłosy mężczyzna o bardzo ostrych jak na człowieka rysach twarzy spytał sarkastycznie. – Sam stąd spadaj! Piwo skończę i wyjdę!
– O nie… Wyjdziesz teraz! Chłopaki!
       Na zawołanie osiłka do stolika podeszło jeszcze dwóch oprychów. Wyszczerzając zęby w głupkowatym uśmiechu stanęli przy obu bokach swojego szefa, krzyżując ręce na piersi. Krótkowłosy duszkiem dopił resztkę złocistego trunku i gwałtownie wstając pchnął z całej siły pechowy stolik, który z głuchym odgłosem uderzył pierwszego osiłka w brzuch… Ten zgiął się w pół i jęcząc osunął na ziemie. Zanim dwaj pozostali zorientowali się, że jatka już się zaczęła, krótkowłosy trzymał już w obu dłoniach noże.
– Bizon! Rozróba! – wrzasnął w stronę lady.
       Zawołany mężczyzna nazwany „Bizonem” zareagował błyskawicznie. Chwycił w ręce krzesełko na którym wcześniej siedział i rozpychając się muskularnymi barkami rzucił się w stronę głosu przyjaciela.
– Z kim się bijemy Arselm?
       Jedyną odpowiedzią którą uzyskał był nóż rzucony przez Arselma w drugiego z opryszków. Nóż zagłębił się w szyi młodziaka aż po samą rękojeść, ten chwycił go obiema dłońmi i wyszarpnął, lecz nic mu to nie pomogło. Padł na ziemie obok swojego kumpla zalewając podłogę czerwoną posoką.
       Bizon już wiedział co ma robić. Doskoczył do stojącego w osłupieniu ostatniego opryszka i brutalnie roztrzaskał mu krzesełko na głowie. Uderzony poszedł w ślady kolegów i również osunął się na ziemie.
– No i co? Już kóniec?
– Nie, Bizon… to chyba dopiero początek. Rozejrzyj się tylko.
       Rzeczywiście, tak jak jedna mała iskra rodzi płomień, tak ta mała kłótnia z jedną ofiarą śmiertelną przerodziła się w wielką bitwę, toczącą się chyba tylko o to żeby wyzwolić swoją złość i dać upust energii wywołanej alkoholem, którego tej nocy w karczmie sprzedano wyjątkowo dużo. Na blisko trzy tuziny mężczyzn przynajmniej dwa tuziny rozpoczęły bijatykę, a reszta próbowała bezskutecznie wydostać się z budynku. Kobiety w panice biegły w stronę wyjścia. Nastał wielki chaos. Każdy bił się z każdym, używając każdej dostępnej broni i miotając każde znane przekleństwo. W ruch poszły krzesła, naczynia, ławy, stoły a nawet nieliczne obrazy wiszące na ścianach.
– Bawimy się czy wychodzimy? – Bizon ledwo przekrzyczał hałas, a potrafił krzyczeć bardzo głośno.
       Opadająca na głowę Arselma pałka powstrzymała go przed daniem odpowiedzi. Mimo że wymierzony w niego cios był niewątpliwie silny, to zbyt wolny i prymitywny. Krótkowłosy zamiast odskakiwać, przysunął się do atakującego i wraził mu sztylet pod żebra. Wypuszczona pałka upadła na podłogę tuż za plecami Arselma.
A więc bawimy się… – wyszeptał sam do siebie Bizon podnosząc z ziemi pałkę, która poprzedniemu właścicielowi już się do niczego nie przyda.

Arselm

Historia:

       Ojciec Arselma – Umbert, był zamożnym właścicielem cyrku. Podczas jednej z wielu podróży, które były częścią jego pracy, poznał piękną, czarnowłosą elfke, której imienia nawet nie pamięta. Zaszła ona w ciąże, a chłopczyk, którego urodziła, już jako niemowlę miał typowo elfie, ostre rysy twarzy. Gdy Umbert dowiedział się o tym, wyrzucił elfkę na zbity pysk, jednak, po długich namowach zgodził się wychować chłopca. Nie miał on łatwego dzieciństwa…
       Już od najmłodszych lat zaganiany był do pracy. Do jego obowiązków należało karmienie i czesanie zwierząt cyrkowych. Gdy trochę podrósł zajął się ich tresurą, co świetnie mu wychodziło. Tresował głównie konie. Przez kilka ładnych lat tej pracy świetnie poznał psychikę tych zwierząt, polubił je i z chęcią uczył je nowych sztuczek, lecz zawsze fascynowała go akrobatyka, którą potajemnie trenował. Pewnego dnia ktoś, komu cyrk widocznie przeszkadzał, wytruł wszystkie zwierzęta co do jednego. Arselm, mimo że był wtedy już prawie dorosły całkowicie się załamał. Przez wiele dni nie mógł dojść do siebie.
       Śmierć zwierząt sprowadziła na cyrk wielkie kłopoty. Były one jego główną atrakcją, a nie było pieniędzy na zakup nowych, więc Arselm musiał nauczyć się nowego fachu. Wtedy to zaczął występować jako akrobata. Dzięki swoim świetnym warunkom fizycznym szybko nauczył się skakać po trapezie, robić salta w powietrzu, a nawet chodzić po linie.
       Mimo iż jego występy cieszyły się powodzeniem, ojciec wymyślił dla niego jeszcze inne zajęcie. Arselm miał rzucać nożami. Sztuczka polegała na tym, aby rzucać w stojącego pod ścianą człowieka tak, aby trafić jak najbliżej jego ciała, a jednocześnie go nie zadrasnąć. Ochotnicy wybierani byli z publiczności…
       Wszystko szło świetnie, aż do momentu, kiedy do numeru zgłosił się pewien gruby, podstarzały mężczyzna, który najwyraźniej chciał zaimponować swoją odwagą adorowanej przez niego dziewce. Mężczyzna nie był jednak tak opanowany jak myślał. Kiedy Arselm wykonywał ostatni rzut, mężczyzna wzdrygnął się ze strachu. Wystarczyło to aby nóż zatopił się w jego oku… Mężczyzna zmarł na miejscu. Był to burmistrz miasta w którym występowali.
       Był to ostatni dzień jaki Arselm spędził w cyrku. Zabił człowieka… burmistrza. Musiał uciekać.

Wygląd:

       Arselm, jako że w jego żyłach płynie również elfia krew, ma dość ostre rysy twarzy i ciemne włosy. Po swojej matce odziedziczył również elfią budowę ciała: jest wysoki i bardzo szczupły, lecz nie kościsty. Pod jego skórą nie ma ani jednego grama tłuszczu, jedynie wyćwiczone mięśnie, którym zawdzięcza swoją zwinność.
       Zawsze stara się wyróżniać w tłumie. Czarne włosy nosi krótko ścięte, zaczesane do góry, co dodatkowo wydłuża jego twarz. Starannie pielęgnuje swoją kozią bródkę. W lewej brwi ma okrągły, złoty kolczyk, niewątpliwie przyciągający uwagę. Zielone, kocie oczy ukazują jego buntowniczą naturę.
       Lubuje się we wszelakich ozdobach, a ubrania które nosi, również są bardziej ozdobne, niż praktyczne, jednak zachowane w spokojnej, ciemnej kolorystyce. Będąc w mieście często naciąga na głowę szeroki kaptur. Niestety nie stać go na ubieranie się jak książęta ani jak zamożni kupcy, ale spokojnie można go pomylić ze szlachcicem.
       Nigdy nie nosi zbroi, gdyż żaden pancerz nie zapewnia całkowitej ochrony, a w walce dodatkowo krępuje ruchy. Woli polegać na swoim refleksie, zwinności i szybkości, które pozwalają mu perfekcyjnie unikać ciosów.

Charakter:

       Arselm ponad wszystko ceni sobie dobrą zabawę, hulanki, imprezy do rana, dobre trunki (chociaż nie pogardzi domowym bimberkiem, siarczystym winem, czy krasnoludzką gorzałką) i oczywiście dziewki. Czasem wspomaga się odrobiną fisstechu. Folguje wszystkim swoim przyjemnością i zachcianką, stara się przeżyć każdy swój dzień tak, jakby miał być jego ostatnim, lecz w tym wirze hedonizmu nie zapomina o swoich przyjaciołach.
       Jest dość porywczy. Jeśli ktoś mu ubliży, lub spróbuje go uderzyć zawsze odpłaci pięknym za nadobne. Nigdy nie będzie udawał, że nie usłyszał obelgi, i nawet kiedy wróg jest silniejszy nie nadstawi policzka do ciosu (Nie zawsze dąży do otwartej walki, czasem wystarczy mu tylko wyśmianie delikwenta). Pokora nie znajduje się w jego słowniku. Najbardziej nienawidzi, kiedy ktoś nazywa go mieszańcem, gdyż uważa to za obelgę skierowaną w jego matkę, a na to nie może pozwolić. (Mimo, że nigdy jej nie poznał)
       Jest bardzo wygadany, potrafi dzięki swojej inteligencji dostosować sposób mówienia do sytuacji, tak więc nieźle radzi sobie w rozmowie ze szlachtą, jak również potrafi przegadać każdego karczmiannego pijaczka wyszukanymi obelgami i żartobliwymi uwagami.
       Lubuje się w udowadnianiu swojej wyższości nad innymi, i nawet, jeśli pchnięcie nożem w plecy wydaje się prostszym rozwiązaniem, to raczej tego nie zrobi. Woli dobrą walkę niż takie tchórzliwe zachowanie. Walczy z uśmiechem na ustach, wykorzystując wszystkie swoje atuty. Przekłada zwinność, szybkość i finezje nad prymitywne, typowo siłowe ciosy. Jeśli nadarzy się okazja chętnie kopnie przeciwnika w tyłek, zamiast wymierzyć kończący cios.
       Przebywając w cyrku nauczył się szanować zwierzęta i wiele z nich uważa za lepsze od ludzi, ale mimo tego wie, że podczas tresury trzeba często użyć bata. Ceni sobie dobrego wierzchowca, dlatego zawsze tresuje swojego w miarę możliwości.
       Za bardzo ważne uważa utrzymywanie się w przyzwoitej kondycji i potrafi znaleźć w sobie wystarczającą ilość samodyscypliny aby codziennie rano i wieczorem wykonać serię prostych ćwiczeń. Niestety rzadko kiedy ma warunki do ćwiczenia swoich zdolności akrobatycznych.
       Nie poddaje w wątpliwość istnienia bogów (gdyż niejednokrotnie spotkał się z mocą kapłanów) lecz nie modli się do żadnego z nich. Uważa, że nie potrzebuje ich pomocy i sam potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji.
 
Liczby:

Cechy:
    Ko: 2
    Po: 3
    Si: 2
    Zm: 4
    Zr: 3
    Zw: 4
    Int: 3
    Og: 3
    Wo: 2

Umiejętności (wybrane):
    Rzucanie: 4
    Unik: 4
    Widzenie w ciemności – 1
    Walka bronią: 3
    Walka wręcz: 2
    Akrobatyka: 4
    Gibkość: 3
    Jeździectwo: 4
    Powożenie: 2
    Wspinaczka: 3
    Uzdrawianie: 2
    Wiedza (tresura): 4
    Szelmostwo: 3
    Zimna krew: 3

    Przygoda: 4
    Reputacja: 3
    Honor: 2

Ekwipunek:
    Czarny płaszcz z zielonymi wykończeniami i szerokim kapturem
    Skórzane buty z pochwą na sztylet
    Wams
    Wysłużony strój podróżny
    Skórzany pas z miejscem na kilka noży do rzucania
    Pozłacany sygnet, wisior i kilka innych ozdób.
    Podręczna apteczka
    Lina z hakiem
    Butelka wina
    Trochę Fisstechu
    Krótki miecz
    Sztylet
    Kilka noży do rzucania, jeszcze z cyrku

Bizon

Historia:

       Cornley (gdyż jest to prawdziwe imię Bizona) już od dziecka był większy i silniejszy od wszystkich jego rówieśników. Ponieważ w wieku dwunastu lat był silniejszy od przeciętnego mężczyzny, jego ojciec nie oszczędzał go i zaganiał do pracy w polu, przy rąbaniu drzew, a nawet przy budowie. W wieku około 17 lat zatrudnił się w „Cyrku Umbrta” jako jeden z robotników. Do jego obowiązków należały przeróżne roboty siłowe: rozbijanie namiotu cyrkowego, ładowanie wozów, zaciąganie nieposłusznych zwierząt do klatek… To właśnie w cyrku nadano mu pseudonim „Bizon” i to właśnie tam poznał Arselma, z którym szybko się zaprzyjaźnił.
       W trudnych dla cyrku czasach, kiedy to wytrute zostały wszystkie zwierzęta, Bizon również występował. Podczas przedstawienia siłował się na rękę z każdym, kto zapłacił 5 denarów. Do wygrania było 500… Cornley nigdy nie przegrał, lecz mimo to chętnych nie brakowało.
       Kiedy jego przyjaciel Arselm zmuszony był opuścić cyrk, Cornley jako jedyny udał się z nim w pełną niebezpieczeństw i przygód wędrówkę do… nie wiedział dokąd… Zawsze szli w stronę horyzontu i to mu wystarczało.

Wygląd:

       Bizon, (którego pseudonim pochodzi właśnie od jego wyglądu) jest wielkim, ponad dwumetrowym osiłkiem, o szczerej, trochę wieśniaczej twarzy, czole myślą nie skalanym i długich, lecz rzadkich i zniszczonych włosach.
       Na jego ogromną masę oprócz mięśni i kości składa się również spora ilość tłuszczu, lecz nie przeszkadza mu to w walce, a wręcz przeciwnie, bo potrafi wykorzystywać swoją wagę jako zaletę, a nie wadę.
       Jego wzrost i mięśnie budzą respekt. Groźby padające z jego ust brzmią naprawdę strasznie i prawdziwie, a każdy kto zechce go zaatakować najpierw zastanowi się dwa razy zanim to zrobi.
       Ubiera się bardzo prosto i skromnie, nad ładny wygląd przekładając wygodę i praktyczność i niezbyt zmartwi się kiedy w jego znoszonym stroju pojawi się kolejna dziura. Preferuje jasne kolory, nigdy nie nosi ozdób i często robi na ten temat wywody Arselmowi.

Charakter:

       Bizon wywodzi się z chłopskiej rodziny i mimo, że szybko opuścił rodzinne strony, to po jego zachowaniu widać jego pochodzenie. Jest prosty, szczery, niezbyt inteligentny (ale nie głupi) i czasem zbyt łatwowierny. Bardzo przywiązuje się do każdego, kto okaże mu przyjaźń i potrafi wykazać się ogromną dozą altruizmu. Bez wahania poszedłby prosto w legowisko smoka, jeśli mógłby w ten sposób pomóc przyjacielowi.
       Odwaga jest jego mocną stroną, i chociaż nie zna się na dowodzeniu z chęcią poszedł by do walki w pierwszym szeregu, aby dać przykład innym.
       Na wiele obelg reaguje tylko zmarszczeniem brwi, lecz nigdy nie wiadomo kiedy straci cierpliwość i postanowi ukarać delikwenta za jego słowa. Szczególnie drażni go jak ktoś nazywa go „Głupim olbrzymem”, „Bezmyślną kupą mięśni”, czy „Bezmózgim osiłkiem”, jednak ma świadomość, że niektórzy potrafią myśleć trochę szybciej od niego i cieszy się, że Arselm przyjął rolę dowódcy podczas ich poszukiwania przygód.
       Tak samo, jak jego półelfi przyjaciel, Bizon nie zawaha się przed obrabowaniem jakiegoś wozu na drodze, czy wyjściem z karczmy zapominając o zapłacie, jednak woli inne bardziej uczciwe sposoby zarabiania i często nakłania Arselma do urządzenia w karczmie czy na ulicy małego pokazu ich umiejętności, podczas którego akrobata żongluje, robi salta i rzuca nożami w jabłko na głowie Bizona, a ten siłuje się za pieniądze oraz bawi się w przeciąganie liny z… bykiem.
       Podczas walki Bizon przyjmuje strategię wymiany ciosu za cios, co jest dla niego jak najbardziej korzystne, gdyż siła jego uderzenia przewyższa wszystkie inne, poza tym Cornley jest bardzo odporny na ból i większość ciosów przyjmuje tylko z lekkim skrzywieniem ust. Najchętniej walczy wręcz, lub bronią improwizowaną (krzesło, wielka gałąź, pokonany wcześniej przeciwnik), ponieważ większość seryjnie produkowanej broni jest dla niego za mała, a z mieczem w ręku wygląda śmiesznie i czuje się nieswojo. Ryk czystej złości, który towarzyszy jego najsilniejszym ciosom napawa wrogów przerażeniem.
       Oprócz walki Bizon przydaje się również w innych dziedzinach życia codziennego. Potrafi w mgnieniu oka zmienić koło w wozie i zna się na różnego rodzaju naprawach. Potrafi też w niedługim czasie zbudować sidła, wilczy dół albo całkiem porządny domek na drzewie, w którym można przenocować.
       Jego hobby to astrologia. Od dziecka fascynowało go niebo i uwielbiał godzinami wpatrywać się w gwiazdy. Kiedyś, będąc na jakimś targu zauważył na straganie księgę, o granatowej okładce i namalowanymi na niej złocistymi gwiazdami, pod tytułem        Astrologia i co mówią złote monety nieba”. Mimo, że jak dotąd nie umiał czytać, to ciężko pracował dla kupca przez dwa tygodnie, żeby zarobić na tę księgę. Od tej pory, kiedy tylko spotkał jakiegoś „piśmiennego” prosił go o naukę czytania, lub chociaż o przeczytanie na głos kilku stron. Teraz, mimo że czytanie wciąż nie idzie mu najlepiej przeczytał już swoją książkę trzy razy od deski do deski. Zawsze ma ją przy sobie.
       Potrafi rozpoznać większość gwiazd i gwiazdozbiorów, ustalić położenie, a także wskazać podstawowe kierunki świata za pomocą nocnego nieba. Czasem próbuje przepowiadać przyszłość z gwiazd (narażając się na śmiech ze strony Arselma), jednak kiepsko mu to wychodzi.
       Codziennie modli się do bogini Melitele, nie zważając na uwagi Arselma i cieszy się jej przychylnością.

Liczby:

Cechy:
    Ko: 4
    Po: 3
    Si: 5
    Zm: 2
    Zr: 3
    Zw: 1
    Int: 2
    Og: 2
    Wo: 2

Umiejętności (wybrane):
    Wigor: 4
    Unik: 2
    Walka bronią: 3
    Walka wręcz: 4
    Powożenie: 2
    Astrologia: 2
    Wiedza (budownictwo): 3
    Przetrwanie: 2
    Rybołówstwo: 2
    Zastraszanie: 3

    Przygoda: 4
    Honor: 3
    Reputacja: 2

Ekwipunek:
    Strój podróżny
    Zestaw kilku podstawowych narzędzi
    Mały medalionik Melitele
    Okuta pałka
    Kilka pochodni
    Księga o podstawach astrologii.
    Wgnieciony i obdrapany hełm z nosalem
    Stara, gdzieniegdzie popękana kolczuga

Co? Gdzie? Jak?

       Obecnie Bizon i Arselm rozbijają się po karczmach, zarabiając na życie jak się tylko da: Bizon siłuje się na rękę, zatrudnia się jako wykidajło w różnych gospodach, a czasem nawet pomaga u kowala. Arselm od czasu do czasu urządza małe pokazy akrobatyki, lecz stałego zatrudnienia znaleźć nie może i… bardzo mu się to podoba. Ciągnie go do drogi, więc często w dwójkę najmują się na ochronę wozu kupieckiego albo podejmują się rozbicia kilku głów dla skromniej nagrody.
       Nie narzucam sposobu w jaki ta dwójka przyjaciół natknie się na BG, powiem tylko, że wymyśliłem te postacie z myślą o wsparciu nimi słabej, np. dwuosobowej drużyny. Jeżeli hanza jest silna i nie potrzebuje wsparcia, to Arselm i Bizon chętnie skorzystają ze złota graczy i wykonają dla nich jakieś proste zadanie. Może też się zdarzyć, że cyrkowiec i siłacz zostaną prze kogoś wynajęci do tego samego zadania co BG i będą chcieli wyeliminować graczy, aby zagarnąć całą nagrodę dla siebie.

Opowieść na koniec
 
       Wiosenny deszcz dopiero co przestał padać, i właśnie zaczęło świecić słońce, lecz błotnisty trakt dalej usiany był licznymi kałużami. W oddali, za lasem pojawiła się tęcza, a rześki wietrzyk miło dmuchał w twarz.
– No… tak to ja mogę iść. – stwierdził Bizon, który szedł pieszo obok konia Arselma. Bizon zawsze chodził pieszo, gdyż nie chciał męczyć koni swoim ciężarem. – Ten cały deszcz już mnie na nerwy działał…
– Ta… – skwitował półelf – Ale chyba nie będzie tak sielsko… Może się mylę, ale chyba widzę tam kogoś na drodze…
       Bizon wytrzeszczył oczy i wykrzywił twarz w dziwnym grymasie, próbując dojrzeć cokolwiek.
– Eee… nic nie widzę…
– Ale ja tak! O tam! – wskazał szczupłą, lecz umięśnioną ręką na krzaki daleko w przedzie – w tych krzakach!
       Cornley ponownie wytężył wzrok i tylko pokręcił głową.
– Tak po prawdzie to ja i żadnych krzoków tam ni widze… Myślisz że zbóje jakieś, he?
Arselm skinął twierdząco.
– Ech… śmierdzunce nieroby… – westchnął wielki mężczyzna – Arselm… może tak by my im choć raz zapłacili, co? Przecie mamy piniundze…
– Żeś oszalał czy co?! Może jakaś nagroda za nich jest… damy rade przyjacielu!
       Bizon nie protestował. Wyciągnął z przytroczonych do boku konia juków swój poobijany i obdrapany hełm, przyjrzał  się mu z uśmiechem, poczym nałożył go na głowę. Podciągnął pas i poprawił dziurawą kolczugę.
       Arselm lekko przyśpieszył konia, lecz Bizon stawiając długie kroki nie miał problemu z nadążeniem, mimo że błoto zasysało jego buty z głośnymi cmoknięciami. Tak jak przypuszczali po chwili z krzaków wyszedł krępy mężczyzna z zardzewiałym mieczem w ręku i stanął w szerokim rozkroku na środku drogi. Poczekał, aż dwaj podróżni podjadą wystarczająco blisko by było go słychać i przemówił:
– Witajcie dobrzy wędrowcy! Ja i moi przyjaciele pilnujemy traktu i oczyszczamy go z wszelkich plugawych stworów. W zamian za naszą pracę i bezpieczny przejazd upraszamy was o zapłatę w złocie… – słychać było, że recytuje z pamięci.
– Tak, tak… Wiesz co… – Arselm zaczął grzebać przy pasie udając, że sięga po sakiewkę, lecz w rzeczywistości wyciągnął nóż – Pies cię chędożył!
       Dłoń Arselma wystrzeliła do przodu… Coś błysnęło w powietrzu… Bandyta złapał się za wystającą z jego szyi rękojeść noża… Krwawiąc obficie i gulgocząc krwią, padł na kolana, poczym osunął się na ziemię. Arselm szturchnął konia piętami i puścił się galopem w kierunku wyskakujących z krzaków, innych bandytów.
       W tym czasie Bizon podbiegł już do wielkiego drzewa rosnącego przy drodze i jął szarpać za pokaźną gałąź, ta po chwili puściła i… ogromny mężczyzna miał już broń. Zamachnął się kilka razy urwanym właśnie konarem  sprawdzając wyważenie i poręczność, ocenił je na wystarczające i pobiegł za galopującym Arselmem.
       Na drogę wybiegło czterech oprychów. Trzech z nich wymachiwało bronią czekając na szarżującego jeźdźca, a czwarty celował do niego z łuku. Oszacował odległość oraz szybkość swojego celu i wypuścił strzałę prosto w jego korpus.
       Arselm krzyknął coś koniowi do ucha i mocno szarpnął za uzdę. Rumak natychmiast stanął dęba przyjmując strzałę na twardą skórzaną zbroję podczepioną do jego brzucha. Półelf podczas tego manewru bez problemu utrzymał się w siodle. Poklepał konia po szyi w podziękowaniu i znowu popędził go do galopu. Za pomocą kilku zwinnych ruchów, Arselm stanął nogami na siodle wciąż galopującego konia. Gdy zbliżył się do najbliższego z bandytów wybił się mocno w powietrze i zeskakując z siodła zrobił salto w powietrzu zakończone porządnym kopnięciem w twarz zdziwionego rozbójnika, który przewrócił się i z chlupnięciem wpadł plecami w kałużę. Zanim upadł był już martwy… kopnięcie skręciło mu kark.
       Lądując na ziemi z idealną równowagą, akrobata wyszarpnął krótki miecz z pochwy i podbiegł do kolejnego bandyty tnąc mocno od góry. Zbój zablokował nad głową własnym mieczem i próbował kopnąć Arselma, lecz ten był szybszy… Gdy klingi zderzyły się z brzdękiem i splotły w morderczym uścisku, półelf wykonał błyskawiczny ruch ręką, wyciągając zza pasa nóż i ciskając go w pierś przeciwnika… potem drugi… trzeci… po ostatnim trafieniu bandyta wypuścił miecz i wciąż stojąc spojrzał się na swoją koszulę, całą czerwoną od krwi płynącej z trzech ran. Nie czuł bólu, lecz wiedział, że umiera… Brutalne uderzenie rękojeścią miecza w głowę posłało go w błoto… Zanim umarł zdążył jeszcze zemdleć.
       W tym momencie obok Arselma przebiegł Bizon, szarżując i włączając się do walki. Szybko dopadł do przedostatniego zbója i używając całej swej siły zamachnął się od boku trzymanym oburącz, wielkim konarem. Zbój skoczył do tyłu, lecz gałąź była za długa i nie uniknął ciosu. Uderzenie strzaskało mu żebra i odrzuciło parę ładnych metrów w bok.
       Gdy Bizon podchodził by dobić leżącego i wijącego się z bólu przeciwnika, w powietrzu świsnęła strzała. Wielkolud ryknął dziko, gdy grot przerwał kolczugę i zatopił się w jego barku. Nie powstrzymało go to jednak od uderzenia konarem i strzaskania czaszki  temu leżącemu.
       Dwoje przyjaciół jednocześnie puściło się biegiem w stroną łucznika. Ten rzucił okiem na swoich czterech, martwych kompanów, cisnął łukiem na oślep i uciekł w panice, krzycząc o pomoc i wybaczenie.

Dziękuję za uwagę,
Ciesiel.