Znikaj!
Światy RPG różnią się od naszego realnego wieloma rzeczami, ale o jednej zapomina się dosyć często: na stosunkowo niewielkiej powierzchni stłoczono często wiele ras, czy to ludzkich czy zupełnie nieludzkich.
We współczesnym świecie poszczególne rasy ludzkie przemieszały się już dość się dokładnie, niemniej jednak na ulicach nawet dużych miast przedstawiciel rasy „niebiałej” jest wyraźnie zauważalny, co więcej idąc ulicą zwrócimy uwagę nawet na „białego”, ale o cechach wyglądu wyraźnie odbiegających od „słowiańskiego”, np. o rysach południowca.
Podobnie ma się sprawa z tym jak „słyszymy” naszego rozmówcę. To że niemiec, czy anglik dobrze będą posługiwać się naszą mową nie oznacza, że w jego słowach nie znajdziemy obcego nalotu, choćby w postaci akcentu.
Co natomiast dzieje się na wieczornych sesjach, gdzie kilku zapaleńców wciela się w role postaci pochodzących z innych światów? Otóż najczęściej wygląda to tak:
Troje ludzi i elf od dwóch tygodni mieszka w zajeździe w półtoratysięcznym krasnoludzkim mieście, gdzie ludzka populacja stanowi raptem niecałe 20% całości, a elfów jet tylko kilkudziesięciu. Tymczasem nasi poszukiwacze, bez najmniejszych nawet problemów, pomijając kilka karczemnych bójek z krasnoludami, poruszają się po mieście prowadząc wysublimowane śledztwo i wciskając wszędzie nosy. Każdy (czyli w większości przypadków krasnolud) rozmawia z nimi tak jakby nie było między nimi żadnej bariery, w międzyczasie ginie kilku mieszkańców miasta, ale nikt nawet nie podejrzewa naszych bohaterów. Koniec jest oczywiście pomyślny dla graczy, wszyscy dostają duuuużo PD, postacie się rozwijają i żyją długo i szczęśliwie….(przypadek autentyczny, zdażył się dawno temu na konwencie we Wrocławiu).
A jak by to wyglądało we współczenym świecie?Do stutysięcznego miasta przyjeżdża pięcioosobowa grupa „turystów” o oliwkowej karnacji skóry, żałóżmy nawet, że gdzieś tam daleko uczyli się języka polskiego. Zamieszkują gdzieś na obrzeżach miasta. Nazajutrz jeden z nich ginie w niewyjaśnionych okolicznościach… Zastanówmy się kogo policjanci będą podejrzewać, jak będą odnosić się do przybyszów rdzenni mieszkańcy miasta, etc.

O tym jak radzić sobie z taką drużyną pisał już doświadczony bajarz Mrufon w artykule „Jak trzymać drużynę w ryzach” i nic tu dodać, nic ująć. Ale co z graczami? W końcu to oni tworzą przynajmniej 50% klimatu wieczornej opowieści.
Pozostawię samym sobie przypadki ekstremalne, takie jak ten, który opisałem powyżej, gdzie zniknięcie w ludzkiej gęstwie nie ma szans powodzenia (chyba, że czary, super charakteryzacja, etc., ale to już zupełnie inna bajka).Zajmijmy sie postacią Ambożego, człowieka młodego, adepta sztuki płatnego pozbawiania bliźnich wszelkich tego świata trosk, który pochodząc z odległej północy trafił po długich perypetiach do miasta „gdzieś tam na południu”.
Cóż będzie się starał zrobić nasz Ambroży aby w jakikolwiek sposób stać się mniej zauważalnym w ludzkiej ciżbie?
Główne problemy Ambrożego i jak Ambroży je rozwiązał:

  • Wygląd zewnętrzny:

    • Ambroży jest wysokim blondynem, zdecydowana większość mieszkańców miasta to ludzie czarnowłosi średniego wzrostu. Nic więc prostrzego jak podkolorować włosy tak jak to robiły dziewczęta w rodzinnej wiosce Ambrożego na święto … Oczywiście pomóc w tym mogła też wizyta u najbliższego cyrulika, lecz ten z pewnością zapamięłby nietypowego klienta. Na wzrost nic się poradzi, choć pomóc może lekko zgarbiona postawa w obszerniejszych szatkach; obcinanie sobie stóp, czy chodzenie na koturnach mogą tylko pogorszyć sprawę.
    • Karnacja skóry ambrożego jest o jakieś dwa, trzy kolorki jaśniejsza od miejscowej przeciętności, ale tu zawsze pomaga opalenizna.
    • Miejscowa moda przewiduje, że mężczyzna przyozdabia twarz w brodę i wąsy, a nosi się w jedwabiach; tu Ambroży (z braku ekwipunku charakteryzatorskiego) przejść musiał katusze zapuszczania zarostu, oczywiście później podkolorkowanego, sprawę fatałaszków załatwia zwykle najbliższy targ, w tym jednak przypadku na podmiejskim trakcie spóźnionemu, ale dobrze ubranemu podróżnemu zdażył się przykry wypadek, który pozbawił go na zawsze nie tylko odzieźy, ale i kontaktu ze światem
    • Każda społeczność otacza się własnymi, przedmiotami. Mogą to być zewnętrzne oznaki kultu w postaci dewocjonaliów, modne laski, broń specyficzna dla regionu (jak obuszki w sarmackiej Rzeczypospolitej) czy w końcu własne rasy wierzchowców. Oczywiście jako uważny obserwator Ambroży szybko zamienił Gwiazdę, którą nosił na szyi na Krzyż Południa, prosty sztylet na kindżał, a swego wielkiego wierzchowca na małego szybkiego konika pochodzącego ze wzgórz południa.

  • Sposób komunikowania się:

    • Przynajmniej w teorii Ambroży zna miejscową gwarę, ale zdaje sobie sprawę z faktu, że jeśli porozmawia z miejscowymi to pozna ją lepiej. Nie ma co ukrywać, że przy piwku, czy innych trunkach ludzie stają się bardziej wylewni z jednej i naturalni z drugiej strony.
    • Każda w zasadzie społeczność, nawet ta najmniejsza ma własne gesty, znaki dla niej specyficzne. Tu znowu Ambroży skożystał z „nocnych rodaków rozmów:, ale przede wszystkich starał się obserwować, obserwować i jeszcze troszkę obserwować. A potem przyswoić sobie nowe nawyki. Przy okazji poznał też miejscowy kalendaż świąt i innych ważnych wydarzeń, poznał miejscowe plotki, wiedział już zatem „kto z kim i dlaczego”.

Ambroży oczywiście miał na to wszystko czas, czekające go zlecenie miało zostać wykonane dopiero za kilka tygodni. Aby zgubić trop mieszkał w trzech miejscach, najpierw , chcąc zapuścić zarost i nabrać troszkę opalenizny (lato było upalne, ale wcześniej nasz bohater zwykł nosić kapelusz z szerokim rondem) w zajeździe oddalonym o dzień drogi od miasta, spędzając czas na rozmowach z przejezdnymi i jedynie sporadycznie pojawiając się w mieście, później, już jako brunet z zarostem, w karczmie niedaleko bram miasta, aż w końcu, ponieważ jednak zdecydował się na wizytę u pobliskiego cyrulika, w zakładzie „Pod zbitym lustrem” w wynajętym pokoiku po drugiej stronie grodu…

Nasz bohater niemalże wtopił się w lokalną społeczność, przedstawiał się jako KIll Im ( tutejsze nazwiska często brzmiały ImPim, LiKim etc.), ale wiedział, że ciągle jest coś nie tak. Dopiero wizyta w lokalnym zamtuzie uświadomiła mu dzięki spojrzeniu w wielkie lustro gdzie zobaczył swą (opłacaną za straszne, ale o czym nie zapomniał już miejscowe pieniądze) kochankę i swą twarz nad jej nagim ramieniem, że jako młodzieńcowi, przechodzącemu ceremonię inicjacji na mężczyznę, na jego czole wytatuowano wielką czerwoną gwiazdę….

Gdy bajarz przypomniał o tym szczególe graczowi było już za późno, do bram zamtuza pukała już straż miejska…

Oczywiście jest to tylko drobny przykład możliwości wtopienia się w nowe otoczenie, jednocześnie ukazujący o jak istotnych szczegółach zdarza nam się zapominać, zaręczam jednak, że pamiętanie o tym, że wszelkie postacie nie są wyjęte ze swego świata, żyją w określonej społeczności, doda dużo smaczku każdej opowieści, czyniąc ją bardziej wiarygodną. Dotyczy to oczywiście nie tylko postaci prowadzonych przez graczy, ale i bohaterów niezależnych, bo jakież jest prawdopodobieństwo, że oficerem w miejskiej straży krasnoludzkiego grodu będzie półelf tylko dlatego, że bajarz potrzebował ukrytego pod płaszczykiem prawa sprawnego zabójcy.