&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Birmut siedział w gospodzie popijając wyborne „mahakamskie”. Była wiosna, piękna, spokojna wiosna. Z dworu słychać było śpiewy ptaków. Do okna karczmy chyliła swe długie gałęzie wierzba, bajecznie powykręcana, zamarła. Birmut rozmyślał o swojej matce. Ostatnimi czasy wyraźnie źle się czuła, lecz starała się to ukryć. Do karczmy wchodzili liczni ludzie i nie tylko. Szczególną wagę zwracali na siebie trzej krasnoludowie grający w karty na pieniądze. Co chwilę wykłócali się o należności, plując przy tym niemiłosiernie. Po pewnym czasie zaczęło zmierzchać. Najwyższa pora zbierać się do domu – pomyślał Birmut i skierował swe kroki ku wyjściu. Buchnęło na niego dosyć ciepłe, jak na tę porę roku powietrze bajecznie pachnące rumiankiem. Droga do domu nie była długa – wystarczyło pójść „Różaną”, następnie skręcić w „Wynalazców” i było się w domu. Birmut dodatkowo skrócił sobie drogę idąc przez popsuty płot pana Vebilga. Wiedział, iż ten wyjechał do Novigradu na zgrupowanie wynalazców i od miesiąca nie pokazywał się w swojej rodzimej okolicy. Na działkę Birmuta wchodziło się przez przemyślnie wykonaną, dębową furtkę, która jeśli ktoś był w domu była zamknięta na zasuwę. Zdziwiło go więc bardzo, gdy zobaczył, że jest ona uchylona. Przecież mama mówiła, iż nie będzie nigdzie wychodzić… Był trochę niespokojny, ale pamiętał, iż co jakiś czas zdarza mu się zapomnieć o domknięciu bramki. Serce zaczęło mu bić naprawdę mocno, gdy zobaczył, że drzwi od domu są także otwarte. Puścił się pędem do pokoju, w którym jego matka zwykła przebywać. Otworzył usta, i nie zamykał ich przez co najmniej pół minuty. Oto przed nim leżało ciało najbliższej mu osoby, ciało 50 letniej kobiety, dosyć szczupłej o oczach zastygłych w przerażeniu. Jego matka miała poderżnięte gardło i siedziała na swoim ulubionym fotelu. Na jego zielone oczy poczęły spływać łzy, dotknął jej rękę, zimną, jakąś dziwnie w tym momencie obcą. Siedział długo z głową opartą o jej kolana i zasnął.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Obudził się gdy było jeszcze ciemno. Rozmyślał ok. 3 godzin co uczynić, i zdecydował…

***

&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Tydzień później był już na pogrzebie matki, przyodziany w swoje najlepsze ubrania. Uroczystość miała się odbyć na cmentarzu św. Iberacka. Birmut zaprosił tylko najbliższe sobie i matce osoby. Pogoda była wyjątkowo brzydka, padał deszcz, a nad cmentarzem unosiły się czarne, kłębiaste chmury. Birmut rozmyślał nad znakiem wyrytym na szyi matki. Był to lwio głowy pająk, co miał oznaczać nie miał pojęcia. Nastroje nie były zbyt dobre. Wszyscy wpatrywali się w trumnę zakupioną przez Birmuta, trumnę piękną, jak w latach świetności jego matka. Nie szczędził pieniędzy na grubość drewna. Ostatecznie nie chciał, aby za szybko rozprawiły się z nią Ghule zapuszczające się w te okolice od czasu do czasu. Zamknął oczy, nie chciał zbyt ostentacyjnie okazywać smutku, chciał być twardy, jak drewno stojacej przed nim bukowej trumny. Nie do końca mu się to udało. Nawet po skończeniu uroczystości został sam na cmentarzu i modlił się żarliwie. Gdy zaczęło zmierzchać wrócił do domu.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Zdecydował, co będzie czynił. Za pierwszą sprawę którą musi załatwić obrał sobie pomszczenie matki. Drugą decyzją było opuszczenie miasta. Chciał zapomnieć o dotychczasowym życiu i rozpocząć nowe –podróżnicze. Najpierw musiał sprzedać dom i ulokować pieniądze w banku – najlepiej krasnoludzkim. Pomógł mu w tym jego przyjaciel, obecny na pogrzebie Zbrahl Hungwith. Birmut nie wiedział, iż jego mama ma tyle oszczędności. Sklep jubilerski jego matki za odpowiednią opłatą obiecał pilnować i prowadzić inny przyjaciel – krasnolud Valard Kopf. Uradowany z wyników pracy, mimo żałoby udał się na piwo „Pod niedźwiedzią łapę”. Siedział sobie dla odmiany pijąc wino z wybornych winogron z Cidaris. Jego uwagę zwróciło dwóch mężczyzn od dłuższego czasu przypatrujących się mu. Obydwaj mieli brązowe, krótkie włosy i byli średnio wysocy. W pewnym momencie podeszli do niego. Jeden z nich powiedział:
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp – Pani Samanta – twa matka, prosiła nas abyśmy po jej śmierci opiekowali się tobą, co zresztą zapisała w swoim testamencie. Nazywamy się Jonatan i Balamar.
Birmut dopiero teraz przypomniał sobie o testamencie, zresztą i tak nie wiedział gdzie jest. Pozostało mu więc zaufać mężczyznom.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp -Samanta za życia wpłacała nam pieniądze, abyśmy ci służyli, poza tym była ona nasza przyjaciółką, więc nie jest to dla nas jakieś wielki wyrzeczenie. Mamy przypuszczenia co do zabójcy Samanty.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp -Siadajcie, widzę, iż będziecie mi musieli wiele wytłumaczyć.
Siedzieli sobie popijając piwo i nawiązując znajomość. Ich pobyt był szczególnie miły dzięki występowi mistrza Jezkiera. Jego ballada przyciągnęła tyle gości, że część z ich stała nie mając gdzie usiąść.

Przębędziem góry, przebędziem lasy
Zdobędziem denarów całe tarasy
Lecz cóż to bez naszej dziewczyny
Co nam umila zmierzchu godziny….

Ballada niosła się głośno po sali, a niewiasty patrzyły mydlanym wzrokiem w stronę Jezkiera. Płeć męska bawiła się również niezgorzej. Co chwilę ktoś podchodził do kapelusika ustawionego pod mini sceną i wrzucał pieniądze. Spora kolejka ustawiła się chcąc zamawiać ballady na określony, wymarzony przez siebie temat. Zapowiadała się długa noc, Birmut myślami był zupełnie gdzieindziej…
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Następnego dnia obudził się bardzo późno. Jeszcze raz składał sobie wczorajszą rozmowę, a wynikało z niej że: jego matkę zabił najprawdopodobniej ktoś z kultu lwiogłowego pająka – Coram Agh Tera. Matka Birmuta bardzo pomagała miejscowej świątyni Melitele, dawała datki, wspomagała jak mogła. Jdnym slowem mogło to sę komuś nie spodobać. Chodziły słuchy, że w pobliskiej puszczy jakieś zjawy podobne do ludzi straszą. Zjawy te jakoby miały mieć czerwone oczy i długie, powłóczyste szaty. Z kolei przyjaciółka Birmuta – Valanta mówła mu jakiś miesiąc temu, że dziwnie wzrosła liczba pająków w okolicy. Te elementy składały się w jedną przejrzystą całość…

***

Dobrze Herx, powiedział wielki pająk o głowie lwa, miłe są mi twe czyny. Herx zarumienił się i bił pokłony do, klęcząc przed wielkim ołtarzem przykrytym do połowy wysokości czaszkami. Wokół gmachu było bardzo ciemno, mimo południa. Las był bardzo gęsty. Hahhhhhhaaaa!! – darł się pająk. Pająk zastanawiał się chwile poczym zesłał wizję Herxowi. Następną ofiarą będzie ten oto mężczyzna wysoki, o blond włosach. Ulubieniec pająka rzucał się w gorączce. Na czoło spływały mu krople potu, i wizje – okropne, nieludzkie. Zwą go , hrrahhh – zacharczał pająk –Birmut , Birmut Beobels, a teraz odejdź. Herx odetchnął z ulgą zioła rozpalające płomień pośrodku ołtarza zaczynały go dławić, nie lubił tej woni. Wyszedł, mijając dwóch innych kapłanów spieszących do formowania pajęczyny, pajęczyny żywota.

***

Birmut w wolnym czasie zdążył pożegnać przyjaciół, i spotkać się z Jonatanem i Balamarem, którzy jednogłośnie zadecydowali, iż będą jego towarzyszami podróży. Od początku ich polubił, gdyż dużo żartowali. Jedyna sprawą do załatwienia było skompletowanie ekwipunku podróżnego. W tym celu wybrał się na pobliski rynek.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Pogoda była bardzo ładna, przekupki darły się w niebogłosy:
-Ogórki sprzedaje ogórki, świeżo zakiszone i zrobione!! Ktoś inny sprzedawał flety:- Flety, flety tylko u mnie zobaczcie mili ludzie jak gwiżdżą!! Bz,bz –próbował dmuchać krasnolud. – Kurwa co jest! – powiedział do siebie. Birmut załatwił po trzech godzinach to co było mu potrzebne: miecz (stary mu się stępił, a nie było go gdzie naprawić), koc, trzyosobowy namiot, koce, prowiant, kusze i bełty, dokupił ubranie (stare miał już trochę przetarte), konia ,linę, bandaże, nóż i parę pomniejszych przedmiotów. Tak oto przygotowany stał przy głównej ulicy i czekał na Jonatana i Balamara, którzy mieli za chwilę się zjawić. Z za rogu przypatrywał mu się mężczyzna, a towarzyszyło mu dwóch tępo wyglądających osiłków…