Casaria

&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Gdy przybyła do Gurstake, nikt jej nie znał. Nikt też nie miał pojęcia skąd się wzięła, ani kim może być. Siedziała na potężnym karym ogierze z szeroką piersią i wyglądała na nim niczym krasnal. Ubrana była w całości w czerń: czarny płaszcz sięgający kostek, czarna spódnica zasłaniająca tyle, ile mógłby zasłonić jedwabny szal przewiązany na biodrach i czarna koszula, przypominająca gorset. Szaty te wykonane były z aksamitu, który w owych czasach był tak drogi, iż stać na niego było tylko najbogatszych. Na głowę zarzucony miała obszerny kaptur.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Spod płaszcza wyłaniała się piękna i solidnie wykonana rękojeść szabli. Gdy przyjeżdżała ulicami, ludzie chowali się do domów i zamykali okiennice. Gdyby ktoś chciał przyjrzeć się jej twarzy, doznałby szoku. Kobieta ta bowiem miała twarz bardzo piękną, lecz okrutnie poznaczoną bliznami. Jednak nikt taki się nie znalazł… Jej postawa wyrażała obojętność, a zarazem gniew i opanowanie.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Ludzie z Gurstake nie byli przyzwyczajeni do widoku tak młodych kobiet, dziewcząt właściwie, z szablami, obserwowali ją więc z uwagą spomiędzy desek w okiennicach, przez szczeliny i zza uchylonych drzwi. Zdumieli się niezmiernie, gdy zatrzymała rumaka przed domem Baskara, najbogatszego i najokrutniejszego mieszkańca miasta. Był on ogólnie znienawidzony. Przed laty zasłynął jako bezlitosny zabijaka, bowiem zabijał bezkarnie i z byle powodu, zarówno ludzi, elfów, krasnoludów, jak i zwierzęta, dzieci i starców.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Teraz, gdy kobieta kocim ruchem zeskoczyła z siodła, wszyscy wstrzymali oddech. Wyciągnęła z pochwy szablę, stanęła przed drzwiami i krzyknęła: – Baskarze! Zapewne mnie nie pamiętasz, lecz ja pamiętam cię doskonale. Teraz po dziesięciu latach, przybyłam szukać zemsty! Wyjdź i walcz lub poddaj się!
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Wtem drzwi owe otworzyły się i stanął w nich krępy mężczyzna około pięćdziesiątki. – Zaiste, nie pamiętam cię. Zanim cię jednak zabiję, chciałbym dowiedzieć się, kim jesteś i za co próbowałaś się zemścić. – powiedział ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Ludzie obserwujący całą scenę zamarli: oto za chwilę mieli usłyszeć imię odważnej kobiety i dowiedzieć się czegoś więcej o niej. I rzeczywiście…
– Nazywam się Casaria. Dziesięć lat temu, co do dnia, bestialsko zamordowałeś moją rodzinę, karząc na to patrzeć ośmioletniej dziewczynce. Mnie. Nie zabiłeś mnie, bowiem większą uciechę sprawiało ci patrzenie na ból w mych oczach, gdy obserwowałam z przerażeniem twoje poczynania. Zadałeś mi wtedy te rany, po których ślady wciąż widnieją na mej twarzy. Spaliłeś mój dom, ale mnie ani mego brata nie zabiłeś. Jednak wziąłeś go ze sobą. Teraz domyślam się, iż chciałeś go wyszkolić na swojego wojownika. Dziś przybywam tu, by pomścić mą rodzinę. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni byłam mała i niewinna. Lecz zmieniłam się i oto wyzywam cię do walki. Czy przyjmujesz wyzwanie?
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Mieszkańcy Gurstake po raz kolejny wstrzymali oddechy. Zaczęli wylegać na ulicę, aby lepiej widzieć przebieg ewentualnej walki.
– Och… nie, nie mam dość odwagi, aby z tobą walczyć… – Baskar wyraźnie przedrzeźniał kobietę, lecz dobył miecza i zbliżył się do niej.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp W tym momencie Casaria odrzuciła kaptur, a jej złociste loki błysnęły w promieniach słońca. Ktoś, kto przyjrzałby jej się uważnie z bliska dostrzegłby pewien szczegół. Uszy. Otóż uszy kobiety były spiczaste. Casaria była elfką. Owy człowiek westchnąłby wtedy z zachwytu, bowiem elfy były szczególnie cenione przez ludzi z Gurstake, gdzie obecność elfa czy kogoś innego spoza razy ludzkiej była bardzo rzadka.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Przeciwnicy przybrali pozycje szermiercze i na kilka chwil wszystko wokół znieruchomiało, jakby zatrzymał się czas. Nagle z dzikim rykiem jednocześnie rzucili się ku sobie. Walka nie trwała jednak długo. Po paru minutach Baskar, któremu wiek i kondycja dawno już nie służyły, był zmęczony i zdyszany. Za to Casaria nie odczuwała wcale upływu sił i walczyła nadal z młodzieńczą werwą. A robiła to znakomicie. Widać było, że miała bardzo dobrego nauczyciela fechtunku i że naprawdę ma zamiar zabić mordercę swej rodziny oraz wielu innych ludzi i nieludzi. Była wściekła, a jednocześnie opanowana.&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp To, co się stało, było łatwe do przewidzenia. Oto ,,wielki zabójca na emeryturze” zachwiał się i upadł. Elfka błyskawicznie znalazła się przy nim i przyłożyła mu szablę do gardła.
– Co masz zamiar zrobić? – zapytał Baskar ukrywając strach.
– A jak myślisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Casaria. – Nie. Nie mam zamiaru zabić cię, gdy leżysz. Wstań zatem i wznów walkę.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Na te słowa były zabójca przeraził się potwornie, nie elfki, lecz tego, że pierwszy raz ktoś jemu łaskawie pozwalał wstać, gdyż dotąd to była jego kwestia. Jednak podniósł się i uniósł miecz. Walka została wznowiona. Zarówno Casaria, jak i Baskar walczyli zaciekle, z nową energią. Nagle dał się słyszeć zduszony jęk. To były morderca zranił elfkę w twarz. Jej policzek przecięty był długą, lecz na szczęście płytką raną, ciągnącą się od kości policzkowej aż do podbródka. – Twój brat uciekł mi, kiedy tylko nauczył się doskonale walczyć – poinformował ją z nie wróżącą niczego dobrego miną Baskar.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Do Casarii nie dotarły jego słowa. W tej chwili jej ciało zdolne było odbierać tylko ból na twarzy i wściekłość, która wzięła górę w umyśle elfki. Z bojowym okrzykiem skoczyła ku mężczyźnie. Tym razem pojedynek zakończył się bardzo szybko i ostatecznie.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp W chwili, gdy Baskar martwy legł u stóp zdyszanej i wykończonej Casarii, ludzie oniemiali. Nie zrozumieli jeszcze, że oto człowiek, jak dotąd niepokonany, został zabity przez młodą elfkę. Kiedy wreszcie oprzytomnieli, rozległy się okrzyki radości. Co odważniejsi podeszli do kobiety i podtrzymali ją, bowiem była bardzo wyczerpana i ledwo trzymała się na nogach. Gdy poczuła oparcie, zemdlała.

~~~~~~0~~~~~~

&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Casaria ocknęła się. Leżała w miękkim łóżku, na policzku ktoś założył jej opatrunek. Była osłabiona i głodna. Gwałtownie usiadła na posłaniu, co przyprawiło ją o ból głowy, i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to mały pokoik, jasno oświetlony promieniami słonecznymi wpadającymi przez szeroko otwarte okno. Na stoliku stał wazon z żonkilami i kubek z wodą. Dom ten raczej nie należał do bogatej rodziny. Wszystko w pokoju było proste, schludne i skromne.&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Elfka powoli wstała z posłania i, opanowując zawroty głowy, podeszła do stolika. Drżącą ręką sięgnęła po kubek, po czym chciwie wypiła całą jego zawartość. Zawroty głowy ustały, więc powoli ruszyła ku drzwiom. Otworzyła je i poczuła smakowity zapach pieczonego mięsa. Pokój ten był równie schludny jak poprzedni. Właściwie była to izba mieszkalna połączona z kuchenką. Przy stole o porysowanym blacie siedziała staruszka i kroiła jarzyny. Gdy zobaczyła wchodzącą kobietę, uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Witaj! Jak się czujesz?
– Dziękuję, dobrze, lecz jeszcze chwila i wyzionę ducha z głodu… – odpowiedziała Casaria i odwzajemniła uśmiech.
– Wieczerza będzie gotowa lada moment. Teraz usiądź, porozmawiajmy. Widzisz, jestem bardzo samotna i nieczęsto przytrafia mi się okazja do rozmowy.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Elfka zrobiła tak, jak kazała kobieta, po czym rzekła:
– Nie mam zamiaru owijać w bawełnę. Powiedz mi, proszę, czy go zabiłam.
– Tak i chwała ci za to! Od dziesięciu lat, od kiedy tylko osiedlił się tu na stałe, przysporzył sobie wśród nas wielu wrogów. Wyciskał z nas ostatnie pieniądze i zmuszał do pracy ponad siły. Zabijał bezkarnie, nie patrząc na wiek, rasę czy płeć. To nie miało dlań znaczenia. Mordował starców i dzieci, elfów, ludzi i krasnoludów, kobiety i mężczyzn.
– Cieszę się zatem, że pomściłam nie tylko moją rodzinę. On pewnie zamordował więcej ludzi i nieludzi, niż możemy to sobie wyobrazić. Aha, jeszcze jedno pytanie. Jak długo byłam nieprzytomna?
– Kilka godzin. Przybyłaś do Gurstake około południa, teraz zbliża się zmierzch. Twój koń został rozsiodłany i napojony, a teraz stoi w mojej stajni. To naprawdę piękny rumak… Juki oraz płaszcz są bezpiecznie ukryte. To drogie rzeczy, niejeden by się na nie skusił, nawet po twoim zwycięstwie.
– Dziękuję. Czy możesz pokazać mi drogę do stajni? – zapytała Casaria widząc, że kobiecina skończyła robotę. – Żaden problem. Pójdę tam z tobą. Aj, przecież ja się jeszcze nie przedstawiłam! Jestem Galarba, ale wszyscy tu mówią na mnie po prostu Babcia. Chodź, idziemy.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Przez całą drogę z kuchni do stajni Babcia trajkotała jak najęta. Elfka z natury była małomówna, myśli swe wyrażała raczej mimiką, ale mimo to z przyjemnością słuchała tego potoku słów.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Już z daleka słychać było ciche, tęskne rżenie. Gdy doszły do stajni, koń prychnął radośnie, nie zważając na pełne godności, wysoko postawione łby tymczasowych sąsiadów, i zaczął czujnie i nieufnie obwąchiwać opatrunek na twarzy swej właścicielki. Ona tylko się roześmiała i gwałtownym ruchem zerwała gazę. Rana nie była poważna, w każdym razie nie należała do tego rodzaju ran, po których zostają blizny. Elfka pogłaskała rumaka po jedwabistych chrapach i wyszeptała:
– Kazjanie, tyle ze mną przeszedłeś… Jesteś jedyną bliską mi istotą na tym świecie… – po czym zwróciła się do Babci – Dziękuję za opiekę nad nim. On jeden mi został… Straciłam rodziców, siostrę, przyjaciół, o bracie nie wiem nic. Nie mam pojęcia , co się z nim działo od czasu, gdy został porwany… A to wszystko jest winą Baskara! Wiem, mówił, że mój brat mu się wymknął, ale wątpię czy to prawda… Gdyby tak rzeczywiście było, Marcos zapewne by mnie szukał… Byliśmy nierozłączni. Choć może ta tresurau Baskara zmieniła go…
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Zazwyczaj Casaria nie lubiła otwierać się przed nieznajomymi, lecz teraz czuła potrzebę zwierzenia się, poza tym Babcia wydawała jej się osobą godną zaufania. Okazała się też osobą taktowną, bowiem pośpiesznie zmieniła temat. – Chodźmy do kuchni, obiad zaraz nam wystygnie.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Elfka przystała na to z ochotą, albowiem kiszki grały już jej marsza. Żałobnego. Udały się więc z powrotem do maleńkiej kuchenki i tam posiliły się, po czym Casaria rzekła:
– Dziękuję za gościnę, ale nie mogę zostać tu dłużej. Czy mogłabym dostać mój płaszcz i juki? – Nie możesz nas teraz opuścić! Musisz odzyskać siły po walce. Poza tym już niedługo zapadnie zmrok. Proszę, zostań u mnie jeszcze kilka dni lub choć do rana…
– Przykro mi, naprawdę muszę już wyruszać.
– Och… W każdym razie zawsze będziesz mile widziana w naszym mieście. Twoje rzeczy są pod tamtą klapą w podłodze, tam pod tą niedźwiedzią skórą … Ach… Pamiętam, jak mój nieodżałowanej pamięci mąż zastrzelił owego zwierza… To było jakieś piętnaście lat temu…
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Casaria, nie zwracając uwagi na ostatnie zdania Babci, podeszła do tejże klapy i wyjęła z niej juki oraz płaszcz, który od razu zarzuciła na ramiona. Odprowadzana smutnym wzrokiem Galarby, ruszyła do stajni. Obojętnie minęła inne konie i podeszła do Kazjana. Przeczuwał on najwyraźniej, że ich pobyt tutaj dobiega końca, gdyż był niespokojny, ale nie stwarzał przeszkód przy siodłaniu. Gdy elfka założyła mu juki, prychnął tylko. Casaria wyprowadziła konia z boksu, a potem na zatłoczony bruk. Rzeczywiście słońce miało się już ku zachodowi, jednak wsiadła zwinnie na Kazjana. Pomachała na pożegnanie Babci, która z chusteczką przy twarzy stała smutna i samotna w drzwiach. Elfka zarzuciła na głowę kaptur i okrzykiem pognała konia.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Kiedy przejeżdżała przez Gurstake, wszyscy mieszkańcy przyjacielsko do niej machali i kłaniali się. Wieści rozchodziły się tutaj z szybkością zadziwiającą, więc całe miasto wiedziało już o jej zwycięstwie. Każdy przechodzień był jej wdzięczny i okazywał to na swój indywidualny sposób. A to jakaś dziewczynka pomachała do niej z serdecznym uśmiechem na rumianej twarzyczce, a to jakiś starszy mężczyzna ukłonił jej się głęboko zamiatając bruk kapeluszem. Na wszystkie te gesty Casaria odpowiadała promiennym uśmiechem, który rozjaśniał na moment jej piękną, choć zniekształconą przez blizny twarz. Jakaś kobieta podeszła do niej, wstrzymała Kazjana i podała elfce węzełek z jedzeniem. Ta podziękowała i przyjęła ów dar, bowiem jak zwykle wyruszyła w podróż bez prowiantu.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Gdy minęli mury miasta, Casaria popędziła konia do galopu. Jechali dopóki, dopóty nie ściemniło się całkowicie. Zatrzymali się w lesie, gdzie z łatwością znaleźli polanę zlaną księżycową poświatą. Tam elfka rozjuczyła Kazjana, a sama legła na rozłożonym na trawie płaszczu. Spokojnie zasnęła, wiedząc, że każdy niepokojący dźwięk czy nawet szelest wyrwie ją ze snu. Liczyła też na wiecznie czujnego i nieufnego konia, który w razie niebezpieczeństwa obudziłby ją.
&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Następnego ranka, przy pierwszych promieniach wschodzącego słońca Casaria zbudziła się, po czym rozsupłała węzełek z żywnością. Znalazła tam bochenek chleba domowego wypieku, kilka jabłek i część pieczonego jagnięcia. Bez dłuższego zastanowienia podała jedno jabłko Kazjanowi, a sama oderwała sobie kawałek chleba. Gdy zaspokoiła głód, usiadła na trawie i zaczęła rozmyślać. Była z siebie zadowolona i wręcz dumna, że zemściła się na głównym bohaterze wszystkich swoich koszmarów. Jednak teraz ogarnęły ją wątpliwości Czy dobrze zrobiła zabijając go? Ta myśl dręczyła ją potwornie, w końcu Casaria stanowczo powiedziała sobie w duchu:
– Tak! On na to zasługiwał! Sam zabił wielu ludzi i właśnie w ten sposób powinien zginąć! Prędzej czy później i tak ktoś by go zabił, ale wtedy ja miałabym niespłacony dług. Sam kopał pod sobą ten dołek i nie zauważył nawet, gdy do niego wpadł.&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp Z zamyślenia wyrwało ją niespokojne rżenie Kazjana.
– Cierpliwość to cnota, więc chwilę jeszcze poczekaj! – zaśmiała się elfka.
Powoli, nie śpiesząc się, spakowała wszystko w juki i z kocią gracją wskoczyła na siodło. Podążała na wschód, bowiem coś ją ciągnęło w tamte strony. Co? – nie miała pojęcia…

~~~~~~~~~~~~ 0 ~~~~~~~~~~~~

c.d.n.