Zdecydowana większość graczy, z którymi miałem przyjemność (lub nie) turlać, była przekonana o własnej bezkarności we wszystkich niemal działaniach, jakie podejmowali. Zabójcy mordowali w miastach i jeżeli nie zostali ujęci na ulicy, spokojnie z miasta wyjeżdżali. Woje strzelali z łuków, czarodzieje miotali fireballe, złodzieje kradli. Niemal w każdym przypadku wszystko rozchodziło się po kościach. Wymiar sprawiedliwości istniał, a jakże, ale skuteczność egzekwowania prawa była nikła lub nie było jej w ogóle. Poza miastem sytuacja nie odbiegała od tego zasadniczo. Łupiono karawany, a i wioski bezpieczne nie były, gdy dzielna drużyna przewalała się w okolicy.
W odpowiedzi każdy, kto zastanawia się nad tym, co piszę, odpowie – „ależ to byli kiepscy gracze, chodziło im tylko o wygrzew. To po pierwsze, po drugie – skuteczność straży była niska, nie posiadali przecież jak dzisiejsza, nie zawsze skuteczna policja, szybkich samochodów czy radiotelefonów, itp.” Odpowiem na oba zarzuty, które na pewno mogłyby się pojawić.
- Część z nich była kiepska, ale tych unikaliśmy jak ognia i nie informowaliśmy o sesjach. Inni natomiast prezentowali się bardzo solidnie, była też elita erpegowego świata. Nie wymagali walk w celu spełnienia się w przygodzie, raczej głową niż mieczem kierowali się zmierzając do celu. Zdarzały się jednak sytuacje, kiedy konieczne stawało się rozwiązanie siłowe. Wtedy działali trochę niefrasobliwie. Biję się w piersi, bo też momentami im to ułatwiałem. Wiadomo, że jak się nieco poluzuje dyscyplina, nawet najlepsi gracze wlezą na głowę i podepczą.
- Racja, ale przestępcy również dostępu do techniki nie mieli. Byli więc i stróże i ich adwersarze na tym samym pułapie. Wracamy więc do punktu wyjścia – przestępcy mieli równe szanse, jak ci nam współcześni. Czyli w przypadku morderców niewielkie. Hmmm, chyba nawet mniejsze niż teraz. Dlaczego?
Postawiliśmy tezę, trzeba ją obronić. Dlaczego mniejsze? Regionalizmy i partykularyzmy były wówczas (nawiązuję do znanych nam realiów europejskich) bardzo silne, nieporównywalnie bardziej niż dzisiaj. Dziś społeczeństwo tasuje się, jak talia kart, ludzie wyjeżdżają na studia, do pracy, poza swój region. Często tam też zostają, rozcieńczając miejscowy element. Zwłaszcza po wojnie, w latach 50-tych, w dobie industrializacji wiele dokonano w tym kierunku. Przesiedlono z centralnej Polski i z ziem utraconych na rzecz Rusi setki tysięcy obywateli, którzy stali się zalążkiem nowego społeczeństwa. Społeczeństwa tak niejednolitego, heterogennego, że nie można mówić o wspólnym mianowniku dla nich, czyli o jakieś więzi spowodowanej wspólnym pochodzeniem. Dzieliło ich wszystko.
600 czy 700 lat temu nie było tak radykalnych zmian etnicznych. Nie było przetasowań i masowych przesunięć. WIĘZY W LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI BYŁY BARDZO SILNE. Ludność na danym terenie była hermetyczna, niełatwo przenikał do niej nowy element. Jeżeli już miało to miejsce, to był uważnie monitorowany długie lata i nie w pełni uczestniczył w życiu społeczności. We władzach nie zasiadali reprezentanci nowoprzybyłych, bo nikt by się absolutnie na to nie zgodził, innych funkcji publicznych też raczej nie pełnili.
Dlaczego tak rozpisuję się o spójności grup lokalnych? Odpowiedź jest prosta. Ludzie mało podróżowali i tylko na niewielkie odległości. Każda nowa osoba w miasteczku, okolicy czy wsi jest obserwowana skrycie i otwarcie. Bezwzględnie. Straż zapyta, po co tu przyjechali, patrol na trakcie spyta dokąd i po co jadą itd. Życie małych miasteczek było ciche, rozrywek było mało. To była właśnie rozrywka – obserwacja. Obcy są więc w trudnej sytuacji. Jeżeli coś się wydarzy pachołkowie miejscy uderzą do nich na początku. Nie można zrobić kroku bez komentarza, każdy cię obserwuje, zagląda ci w ręce. Zapomnij, że w nocy pohulasz niezauważony po mieście. Straż nie musi mieć żelaznych dowodów winy, zwłaszcza wobec obcych, niezwiązanych z miejscową socjetą. Istnieje domniemanie winy, tzw. „oskarżenie z podejrzenia”, zwłaszcza wobec przedstawicieli niższych warstw społecznych. Obcy są nikim. Na ogień idą jako pierwsi. Taka jest prawda, choć smutna może.
Nie oznacza to jednak, że nic nie można zrobić. Owszem, można wiele, ale dużo ostrożniej i mądrzej niż dotychczas. Dbać trzeba by nikt niepowołany nie widział nas podczas akcji, by karczmarz poświadczył, że na pewno ten pan leżał pijany jak świnia w pokoju, panie sierżancie. Nie mógł go zabić, itd.
Jak w praktyce zadbać, by karząca ręka sprawiedliwości była odpowiednio długa? Oto kilka propozycji :
- Pamiętać, że gracz w mieście nigdy nie jest sam. Towarzyszą mu oczy licznych obserwatorów, zwłaszcza współmieszkańców. Jeżeli nocą coś się wydarzy, to na pewno nie omieszkają donieść. Rano drużynę obudzą ostrza włóczni.
- Na trakcie drużyna nie zmaterializowała się. Skądś jedzie i widziano ich na pewno w zajeździe po drodze. Ludzie mieli doskonałą, fotograficzną pamięć, więc karczmarz najbliższemu patrolowi przekaże rysopisy obcych, łącznie z imionami.
- Pamiętajmy, że są też organizacje przestępcze, które dbają, by zachować monopol na działanie na swoim terenie. Bohater – zabójca zostanie na pewno skarcony. Co najmniej będzie musiał oddać lwią część zarobionych pieniędzy. He, nawet wydany.
- Stwórz mistrzu gry atmosferę zagrożenia ze strony władz, gracze muszą mieć świadomość, że po zbrodni raczej nastąpi kara. Czasem ich postrasz – np. ktoś inny zamordował rzemieślnika w nocy, ale to drużyna będzie miała kłopoty. Natrętni strażnicy, mściwi ludzie… Próby odwetu mogą mieć miejsce, grunt robi się coraz bardziej grząski.
- Dbajmy, by pamięć o niecnych uczynkach bohaterów nie zginęła w mieście czy okolicy, w której narozrabiali.
- Są łowcy nagród, którzy żyją tylko po to, by uprzykrzyć życie postaciom. By im przypomnieć, że nie są ponad prawem. Zaskoczcie graczy w najmniej spodziewanym momencie nagłym pojawieniem się cienia z przeszłości, który każe odpokutować bohaterom za jakieś zbrodnie. Muszą koniecznie się bać. To podstawa.
- Pamiętaj mistrzu – bandyci byli ścigani jak psy nie tylko przez straż miejską, ale całe opola miały obowiązek tzw. ŚLADU, czyli pościgu za zbiegami. Poderwijcie całą okolicę, zobaczycie, jak będę spieprzać. Drugi raz już będą ostrożniejsi. Gwarantowane.
Nie jest to zbyt obfity arsenał środków, ale przy umiejętnym zastosowaniu ręczę, że dużo łatwiej będzie sprawować kontrolę nad graczami. Powstrzymają swoją rozbuchaną żądzę krwi. Efekty będą tylko pozytywne, a każdy uczestnik sesji poświęci więcej czasu na znalezienie innych wyjść z sytuacji niż siłowe.
Przyjemnej gry życzę
Mrufon, czyli Marek Chrobot
Rzeczywiście problem z łamaniem prawa przez graczy jest dość poważny. Zwłaszcza, jeśli gracze wiedzą że bajarz nie może pozwolić żeby straż ich zabiła czy zamknęła bo oznaczałoby to koniec gry 🙁 Moim zdaniem przed grą bajarz powinien powiadomić graczy, że jeśli chcą się dobrze bawić na sesji to nie powinni utrudniac jej prowadzenia swoim głupim zachowaniem… jeśli to nie poskutkuje to cóż, wtedy rzeczywiści trzeba ich postraszyc. 🙂
Ogólnie artykuł podobał mi się. Hmm… daje 8.
PS. po raz pierwszy jestem pierwszy hehe 🙂
J przeczytałem ten artykuł to dopiero po chwili do mnie dotarło, że to chyba pierwszy artykuł, który mógłby stanowić swego rodzaju bazę naukową – zastosowane terminy i w ogóle… Trzeba przyznać, że całość jest przemyślana, ładnie streszczona… 8 stawiam bez wahania.
hymm…. nie wiem
na pewno nie jest to zly artykul, jest przyzwoity
ale nic w nim zaskakujacego, nowego, super pomyslowego czy rozbudowanego, napewno zas przyda sie mlodym graczom i poczatkujacym bajarzom
dam z 7, naciagam z racji tego ze jest przystepnie i po polsku napisane
gratuluje
Gawel
a ciesiel a propos, bycie rabusiem nie musi byc glupie, jesli twoj gracz stworzy postac srania to powinien dostawac nawet pedeki za przymyslane ale nie humanitarne dzialania
no oczywiscie inaczej jest jesli twoj gracz takim draniem nie jest, wtedy wprawe nalezy ciac
Co do owej żżyłości i stałości społeczności średniowiecznych to autor jak najbardziej ma rację, ale tylko w odniesieniu do wsi i ew. małych miasteczek. W dużych miastach było zupełnie inaczej. Bo przecież duże miasta to centra handlowe, a handel w owych czasach to nieustannie przemieszczające się karawany kupiecki i pojedyńczy kupcy wędrujący z towarem. A to już oznacza ruch, niestałość i owe rotacje właśnie. A w większych, kilku-, kilkudziesięciotysięcznych miastach stworzenie jednej zżytej społeczności było niemożliwe ze względu na zbyt dużą ilość ludzi po prostu. Tworzyło się więc wiele pomniejszych środowisk, a to już powodowało, że nowy wcale nie musiał tak bardzo się wyróżniać i rzucać w oczy.
Bez przesady- przecież w takim układzie gracze byli by w sytuacji w której stają przed masywnymi murami wielkiego miasta… a dookoła pusto i głucho. Pukają do zamkniętych (przecież i tak mało kto tu wchodzi) wrót, po chwili w okienku ukazuje się twarz strażnika, zdziwionego, że poza murami mista istnieją jacyś ludzie. Otwiera bramę, myślac- „No, no, ostatnio spory ruch. Wczoraj przyszedł jeden domokrążca, dzisiaj ci. Jeszcze trochę i może trafi się jakaś karawana!”. :P:P
Dobre, ale uważam, iz temat nie został do końca wyczerpany 7-
siman: po pierwsze ruch w miastach był obfity, ale zapewniał go element w większości lokalny. Im większa odległość tym mniejszy udział kupców z tych stron. Ruch transdzielnicowy był mały. Druga sprawa – w większych miastach faktycznie człowiek mógł się łatwiej wtopić w otoczenie, ale nie tak bardzo, jak myślisz. Trzecia – nawet przez moment nie myślałem ani nie pisałem o sytuacji, o jakiej barwnie piszesz w drugiej części postu. Skąd te wnioski? W artykule nie było mowy o opustoszałych miastach, fałszywe są to wnioski i bezpodstawne. Czytaj uważnie.
Artykuł dobry, jak większość prac autora. A co najważniejsze (grywałem z autorem lat temu kilka) ma zastosowanie w praktyce
@ Siman
Jedna uwaga co do „duzych” miast: Zrob sobie spacer po jakim wiekszym miescie, np. Warszawa, Torun etc., ktore juz na pewno istnialo w sredniowieczu jako miasto. Idz na Rynek Staromiejski a potem przejdz sie na Rynek Nowomiejski. Zaloze sie, ze starczy ci spoko gora piec minut, a moze nawet dwie!
Miasta sredniowieczne (poza moze takimi wyjatkami jak Konstantynopol itd) byly: Po pierwsze wedlug dzisiejszych skali MALUTKIE, po drugie najczesciej rozczlonkowane administracyjnie na Stare Miasto, Nowe Miasto i jeszcze pare innych „miast”, czesto z osobnymi Rynkami, Ratuszami itd. Po trzecie wewnatrz tych „miast” dodatkowo podzielone na cechy i gildie – takie dosyc zamkniete zwiazki. Po czwarte lwia czesc „handlu” to byli chlopi z okolicznych wiosek. Kupiec z prawdziwego zdarzenia byl rzecza wyjatkowa i odpowiednio naglosniona.
Oczywiscie, ludzie duzo podrozowali takze w sredniowieczu, ale najczesciej byly to cale grupy, ktore osiedlaly sie gdzies w nowym miejscu. Pojedynczy podroznicy mogli liczyc na to, ze miejscowi chlopi w nocy poderzna im gardla, rozdziela majatek i konie sprawiedliwie wsrod swoich, a trupy zagrzebia w brzezince „tam gdzie zwykle – kolo innych”
Moim zdaniem jeśli chodzi o podróże w średniowieczu, to uważam ze było to zjawisko dosyć rzadkie, nie dlatego że niebyło jak podróżować, czy podróż kończyła sie śmiercią. Moim zdanie wynikało to z ogólnego teocentryzmu i mętalności ludzi, człowiek podróżował tylko gdy musiał, jeśli niebyło potrzeby nie wyjezdżał na długo z okolic w których mieszkał. Ale jest to tylko moje zdanie.
Artykuł mi sie podobał . Nie ma nic gorszego niż upierdliwa władza. Jednak jeżeli nowi przyjeżdżają do miasta i np. kogoś zamordują zauważmy że wcześniej może dojśc do samosądu (lincz, mała przekopka bochaterom o świcie, rabunek dóbr i wypędzenie z miejscowości). Może dojśc do sytuacji gdy strażnicy będą musieli ratować hanze przed tłumem aby potem sami ich ukarać. Jeżeli bajarz podpuszcza graczy lub celem przygody ma być przestępstwo to niech się poważnie zastanowi nad tym czy hanze powinni złapać lub poważnie ukarać. Nie ma nic bardziej wkurzającego od bajarza który pakuje cie w kłopoty a potem sam sie musisz ratować i jeszcze masz przesrane. NIech drzwi ścisną takich MG.Trza znów iść na żebry. Daje ci swego denara.