Opowieści o Yazonie i Zaleście cz.1
Przez JAskra spisane

Co tu robić, już mam dosyć grzybów! – powiedział barczysty krasnolud. Jak zaraz coś się nie wydarzy to chyba padnę z nudów. Chcesz tego borowika, wygląda na bardzo dorodnego – odparł dość wysoki mężczyzna o nienaturalnie czerwonych oczach i białych włosach. Po głębszym zastanowieniu nie było w nim nic normalnego. Rzadko widywało się ludzi tak muskularnych, a ludzi którzy mieli włosy białe jak mleko w ogóle się nie widywało. Bo postać stojąca przed krasnoludem nie była człowiekiem. Zalest był wiedźminem, bądź jak kto woli potworem, lub maszyną do zabijania – w wersji dla mniej życzliwych.
– Nie chcę grzybów rzygam na grzyby, ani jednego już nie tknę.
– Jak chcesz Yazon grzybów coraz mniej, a zanosi się na to, iż w najbliższym czasie nie będziemy mieli zajęcia.
Krasnolud usiadł na trawie i zapatrzył się w zachodzące słońce. Słońce czerwone, krwiste, Słońce które wyglądało nad wyraz pięknie wśród pod mariborskich pól. Było bardzo ciepło, a komary nie dawały spokoju. W pewnym momencie błogą ciszę szybki i jednostajny stukot. Wędrowcy zbudzili się z krótkiej drzemki. Biegł ku nim mężczyzna, sterotypowy chłop ubrany w nienajczystsze i nienajnowsze już szaty.
– Panowie poratujcie… Chłop spojrzał na wiedźmina i otworzył szeroko usta. Yazon mógłby przysiąc, iż co najmniej dwa komary z krążącej wokół nich chmary wleciały chłopu do buzi. Ten odwrócił głowę i próbowal zapomnieć o piorunującym wrażenie jakie zrobiło na nim połączenie czerwonych oczu i białych włosów zabójcy potworów. Panowie mój syn bawił się na skraju gęstego lasu – wieśniak odwrócił się do tyłu i wskazał palcem, gdy coś go porwało. Wstyd powiedzieć, ale ja z żoną baliśmy się iść za poczwarą. Błagam idźcie za mną a po drodze opowiem wam resztę. Yazon i Zalest spojrzeli na siebie znacząco, poprawili odpowiednio dwuręczny miecz i wielgachny topór, a następnie pobiegli za mężczyzną. Ściana lasu wydawała się odległa, ale w miarę szybko do niej dobiegli.- Gdzie twój syn został porwany? – spytał wiedźmin
Chłop wskazał palcem
– Czy widziałeś potwora dokładnie?
Krasnolud nie lubił takiego przedłużania zdecydowanie bardziej wolał działać niż prowadzić długie debaty. Wiedźmin kilka razy zadał ostatnie pytanie, ale nie otrzymał sensownej odpowiedzi.
– Dobra idziemy? – burknął krasnolud
– Tak. – zamyślił się Zalest
Ruszyli w chaszcze. Idę z wami – powiedział chłop i zabrał swoją kosę, a tak w ogóle to przepraszam żem nie powiedział nazywam się Zoltan, ale wołają na mnie „Siwy”. Las nie przypominał mokradeł więc wiedźmin od razu skreślił kikimorę. Po pewnym czasie zrobiło się ciemno.
– Panowie ja nic nie widzę, macie może pochodnie – szepnął „Siwy”
– Nie mam, złap się mnie za rękę – powiedział krasnolud
– Ciii, chyba coś widzę – szepnął wiedźmin
Yazon i Zalest dostrzegli coś w rodzaju małej jaskini… Zoltan także coś dostrzegł. Dostrzegł czarną ciemność. Po chwili usłyszeli płacz dziecka dochodzący od strony jaskini. W tym samym momencie medalion wiedźmina o kształcie głowy wilka silnie zadrgał. Niedaleko nich stało coś wielkości gnoma. Za drugim mrugnięciem oczu wiedźmin wiedział co to jest i odetchnął z ulgą. Był to zwyczajny kobold. Dwa machnięcia mieczem, trzy machnięcia kosą i machnięcie toporem później skrzat leżał na ziemi. Synka przerażonego, lecz nie zranionego znaleźli obok wejścia do pieczary. Niedługo potem byli już w chacie uradowanego wieśniaka. W drodze powrotnej nic szczególnego się nie wydarzyło, oprócz ruchu w krzakach, na który wiedźmin zareagował wyciągnięciem miecza. Jak się później okazało był to zwykły lis, który po ujrzeniu grupy czmychnął w zarośla. Krasnolud krótko skomentował ruch wiedźmina czterema słowami: Za nerwowy się robisz! „Siwy” odpłacił się dwoma porcjami smacznej grochówki, stu denarami i nocą w jego domu. Do późna dało się słyszeć tylko popierdywania krasnoluda przerywane chrapaniem. Wiedźmin długo nie mógół zasnąć, co jakiś tylko czas się uśmiechał. Nad ranem i on zasnął…
Tekst ten dedykuję moim KOCHANYM RODZICOM

Dwa zastrzeżenia techniczne
– słowo „popierdywać” niekoniecznie istnieje w poprawnej polszczyźnie, ale nie znalazłem innego zamiennego słowa
– opowiadanie nie jest najdłuższe, ale chcę zobaczyć czy mój styl się wam spodoba. Jeśli tak to nie będzie to jedyna część opowiadań o Zaleście i Yazonie