Boruń – kłusownik, trochę drwal. Bohater, czy niezależny to już tylko od was, Bajarze zależy… Pewnego razu postanowiłem zrobić „łatwą w obsłudze” postać dla mojego kumpla (początkującego gracza) – taki mały szkic postaci. Uznałem, już dawno, że nie byłoby sensu robić opisów typu: jest silny, ma dobrą kondychę ale nie jest dobry w szermierce itp. – więc spróbowałem zrobić krótkie opowiadanka – małe dialogi, właściwie monologi, przedstawiające typowe cechy, głównie charakteru (coś jak w podręczniku i dodatkach). Na końcu zamieszczam moje wyobrażenie, co do wyglądu tej postaci, czyli drobny rysunek …
Osobiście przekonałem się głównie do prowadzenia narracyjnego (story telling), więc głównie skupiłem się na cechach charakteru, starałem się ukazać jak można nim zagrać…
Postać jest typowo siłowa. W działaniu raczej pokieruje się siłą ramion i naciągiem łuku aniżeli bystrością umysłu czy elokwencją wymowy, dlatego też starałem się pisać prostym językiem, często „eksperymentując” gwarą. Na końcu, może dodam, żeby wybaczyć mi wszystkie błędy i jeżeli takowe są bardzo widoczne i rażące – po prostu zjechać, no może bez przesady… ale mile widziane byłyby uwagi krytyczne…
Pozdrawiam
No i jeszcze wszelkie podobieństwa do Milvy są celowe… 😉
Ps. To je mój pierwszy artykuł- nie grafika 😀
Podchodził cicho, prawie bezszelestnie. Wiatr mu wiał prosto w twarz. „Dobrze że nie wieje ze wschodu, wyczułby mnie od razu” Pomyślał. Był już blisko, słyszał jego oddech. Jeden niepoprawny ruch, jeden dźwięk i polowanie dziad strzelił. Podszedł bliżej. Powoli sunął ku zwierzynie. Naprężona cięciwa skrzypiała w stalowym uścisku. „Jest, jeszcze tylko parę kroków” Nagle, gdzieś za polaną usłyszał trzask. Jeleń podniósł głowę i rozejrzał się wokoło. „Nie mam chwili do stracenia” Gwałtownym ruchem wstał i nim jeleń zdążył odwrócić w jego kierunku łeb, wypuścił strzałę. Świst pocisku przeciął nieruchome od napięcia powietrze. Trafił. Jeleń zdążył wykonać parę kroków, po czym padł martwy na ziemię. Idealny strzał, prosto w serce (…)
Długa strzała, o czerwonej brzechwie tkwiła w jeszcze ciepłym ciele jelenia. Wyciągnął nóż do okrawania mięsa. Wtem coś rzuciło się na niego. Upadł na ziemię, przygnieciony ogromnym ciężarem. „Dalej!!! Mamy go!!!” usłyszał. Wywinął się z uścisku po czym prawą ręką walnął napastnika po oczach. Uwolnił się z uścisku. Gdzieś w oddali słychać było rżenie koni, ktoś jechał, zapewne po niego. Szybkim susem uskoczył wysokiemu napastnikowi, który zamierzył pałką na jego głowę, po czym czmychnął w las (…)
(…) Gonili go. „Znowu, u diaboła, będę jadł wyłącznie jagody, ale cóż, lepsze to niż jedzenie własnych flaków na stołku katowskim” Z tą myślą zniknął niczym duch w cieniu drzew(…)
– No w żadnym wypadku!!! Nie założę tego śmiesznego kubraka!!! Nie cierpię jaskrawych kolorów!!! I w dodatku tyle kosztował! Do jasnego Diaboła, ileż ci mówiłem że jak do lasu pójdę to nie w tych chędożonych, czerwonych fatałaszkach!! Toż to minstrele się tak na festyn nie stroją!! U licha…. sądzisz że mi w tym dobrze? A gdzie przewieszę mój łuk? A poza tym pomazałbym to zaraz juchą albo żółcią… przecież wiesz że babram się w mięsie i żywicy (…)
– Ten łuk jest w sumie całkiem dobry, prosty, tani, a i ze zdrowego drewna, dorzuć mi jeszcze ze 30 strzał, tylko z grotem dobrze naostrzonym, raz to kupiłem na targu od takiego kupca, Mures się zwał, znacie wy go? W Każdukach sprzedawał na festynie… Ale mniejsza o to jak mawiają na południu, jak kupiłem strzały i jak strzeliłem to się od jelenia ino odbiło a polowanie dziad strzelił (…)
– Ajć, u cholery jasnej, toż to wolę już ciemne, karczmarzu, cholera, co to u licha ma być za piwo? Chybażeś szczał do niego… Najeździłem się trochę i nie pamiętam żebym takie gówno pił, Dawaj tu prosto z beczki albom cię gotów toporem między oczy połechtać (…)
– Hę? Że jak? Ty mi grozisz? No dobra już uciekam (…)
– Ciii…. jak spłoszysz zwierzynę to ci kłaki z dupy powyrywam… lepiej weź mój tobołek… nie uniosę go, za dużo mięsa nabrałeś… Może i udałoby mi się przenieść do miasta ale przyjechaliby konni od diuka i znowu musielibyśmy wszystko wyrzucać w krzaki. Tymczasem patrz (…)
– Kurde, mówisz że tyle to kosztuje? No dobra, masz te pieniądze, niech stracę na tym… w końcu i tak jutro znowu na łowy idę (…)
– Jak ja kurde miasta nie cierpię… ten fetor, szczyny i gówna na ulicach.. wszędzie tylko pełno brudu, smrodu i wrzeszczących dzieci… A i ludzie są źli i nieuczciwi… że co? Że ja też nieuczciwy? Ale ja jak oszukam to przynajmniej nie zabijam (…)
(…) Kolorowe stragany przyprawiały go o ból głowy. Wiedział że tu nie pasuje. Ciemnozielone i brunatne kolory jego ubrania wyróżniały się na tle ostrej żólci, błękitu i czerwieni kupców i straganów. Ktoś to musiał zauważyć, ktoś musiał go obserwować bowiem poczuł dziwne swędzenie na plecach. Mimowolnie sięgnął ręką do sakwy i… znalazł jedynie małe ścinki rzemienia, do którego była przytroczona sakiewka (…)
Było ciemno. W uliczce biegały tylko ogromne szczury. Grasowały na jakichś resztkach wyrzuconych tu przed tygodniem. Nagle jak jeden wszystkie pochowały się w niewidocznych ludzkim okiem dziurach. Dopiero po chwili dało się słyszeć kroki. Coraz głośniejsze. Postać, a raczej jej cień zbliżał się powoli, sapiąc i klnąc co jakiś czas. Z początku był widoczny tylko ciemny, być może brązowo-szary płaszcz. Zaraz jednak mrok odsłonił człowieka, raczej dobrze zbudowanego, niosącego na plecach jakiś zakrwawiony tobołek. Postać była odziana w zielony kubrak i ciemno –brązowe spodnie. Włosy koloru słomy wyraźnie kontrastowały z szarzyzną uliczki.
– Połóż to tutaj, już sobie poradzę- odezwał się z kąta nieprzyjemny głos
– Dobrze, tylko gdzie zapłata?- powiedział ubrany na zielono człowiek
– Hmmm, od razu do rzeczy… dobra tu masz 15 denarów- rzucił mu na ziemię sakwę.
– Ej, miało być 20, co jest? Czyżbyś się pomylił, czy może panu karczmarzowi przypomnieć? Bo wie pan, kupiłem właśnie nowy łuk i …
– Zdeno, Kraska, chodźcie tu! – z zacienionego kąta wylazło dwóch dryblasów, postać z tobołkiem na barkach cofnęła się
– No dobra jak wolisz, 15 denarów powinno starczyć, cóż handel to handel… hehe…
Rzucił przed siebie pakunek, który znikł wraz z dryblasami w cieniu. Po chwili dało się słyszeć w oddali skrzyp otwieranych drzwi. Boruń został sam. Po karczmarzu nie było ani śladu, jedynie mała sakiewka leżała przed nim. Podniósł i rozsupłał. Jakież było jego zdziwienie, kiedy znalazł jedynie 10 denarów (…)
– No proszę, kogo my tu mamy, imć Boruń we własnej osobie…co się stało że zapisał się do straży u diuka… pono wy mu na pięcie cały czas jak wrzód zatruwali. A i pieniędzy zabrakło to do pana na służbę w straży przyszło. Hę… Całą zwierzynę mu wykłusowaliście to tera macie… Oj da wam w dupę popalić da… zwłaszcza że tera takie ciężkie czasy: elfy się w lasach panoszą, rozbestwiają sukinkoty jedne…
– Jak miałbyyym ja ci taaakiego wała… tobym dał go temuuuu całymu hrabiemu, czy diukowi czy Lis chędożny wie jaki toż on tytuł nosi, pies szubrawy jeden, ja mu jyż posłuże …Uph…. u licha dajcie jeszcze piwaaa, bom trzeźwy się robię…..oj…. niedobrze z bybechem mojim… uj… blurp…blyp… (…)
– Powiadają to, że elfiaki twoją rodzinę wyrżnęli, prawda to?
– Oj Krupo, Krupo, cóż ja ci rzeknę, dawne to były czasy, no cóż, było to tak: Mieszkałem z braćmi i rodzicami, daleko w głębi puszczy, pytasz czemu?, ano królewscy potrzebowali drwali do wycinki drzew w Kaedwen, to mój ojciec, jak mi opowiadał, przyjechał na prośbę króla, bowiem takiego drwala jak on to całe Kaedwen nie widziało. Jak wszyscy nowi osiedliliśmy się na dawnym terenie elfiaków. Powiadali, że elfiaki już dawno stąd wypędzone i nie ma się czego bać. No i wiesz co Krupo?
– Co?
– Gówno nam wcisnęli! Elfiaki tam były! Osada za osadą płonęły od elfiego ognia. Gdyby ojciec, zlituj się nad nim Kreve, wykupił jakiś dom w takiej osadzie, nasze szczątki, dawno by kruki powyżerały. Dzielny, zacny i mądry to był człowiek, mój ojczulo. Jako drwal zbudował sam chatkę w lesie, tam nam się żyło dobrze, nikt nie zaglądał. Jako żem najstarszy był, ojciec począł mnie do zawodu przyuczać. Razem chodziliśmy na polowania, wycinaliśmy drzewa, i tak powoli czas mijał.
– A co się stało z twoją matką i braćmi?
– No właśnie, sukinsyny elfy!. Jednego dnia, jak z tatkiem na polowanie ruszyliśmy to natrafiliśmy na obóz elfiaków. Nikogo nie było, ale miałem jakieś złe przeczucie, że coś jest nie tak jak powinno. Nie chcieliśmy mieszać się do elfów, więc opuściliśmy obóz. Ojciec powiedział, że lepiej by było jakbyśmy do domu wrócili i zaryglowali drzwi. Gdy byliśmy niedaleko chaty, poczuliśmy z tatkiem dym. Był to dziwny dym, śmierdział jakby ktoś wrzucił żywego kurczaka do ognia. Wtem zerwaliśmy się z ojcem do biegu. Gdy wybiegliśmy na polanę nasza chata cała stała w ogniu, jak by wszystkie boskie gromy nam zrzucili. Wokół pełno było elfich strzał, których grot owinięty był szmatką nasączoną olejem a następnie podpaloną. Ojciec padł na kolana i zakrył twarz dłonią. Pamiętam to jakby działo się przed chwilą, tą czerwoną łunę, żar bijący od płomieni, klęczącego ojca, nie zapomnę tego do końca życia.
– I co się dalej stało?
– Gdy ranny deszcz zgasił ognie, podeszliśmy z ojcem do pogorzeliska. Wszystko było czarne, spopielone. Odnaleźliśmy zwłoki matki i młodszych braci. Elfy zamknęli ich w domu, zabarykadowali okna i drzwi. Potem musieli strzelać do nich płonącymi strzałami i pochodniami bowiem wszędzie było pełno bełtów i na wpół zwęglonych drągów. Pochowaliśmy ciała. Ojciec był załamany, kazał mi zostać przy zgliszczach domu i czekać na niego 10 dni, powiedział tylko: „Jak ktoś tu przyjedzie to w kszaki i ani nosa ani dupy nie pokazuj”. Sam ruszył w pościg za łotrami. Od tego czasu gom nie widziałem…
– To przykre…
– No, czekałem na ojczula jak mi przykazał te 10 dni, ale nie wracał. Jadła miałem pod dostatkiem, więc pomyślałem, że jeszcze będę mógł poczekać te pare dni. No i czekałem. Ojca dalej nie było a i upolowana sarna się skończyła. Tak rozmyślałem trochę, aż tu jednego dnia, usłyszałem czyjeś głosy. Schowałem się w krzaki, a że cały brudny i osmolony byłem to nie nikt mnie nie zobaczył. Z lasu wyjechał konny patrol, z daleka nie widziałem zbytnio kto to jest: czy człowiek, krasnolud, czy jakie licho. Aż tu się patrzę a tu te sukinkoty elfy wracają. Już miałem wyskoczyć i tak im dupę złoić, że zapamiętały by mnie wszystkie od Amell po Góry smocze. Ale cosik mnie tknęło i nie wyskoczyłem. Tak sobie przypomniałem przestrogę tatki „Jak ktoś tu przyjedzie to w kszaki i ani nosa ani dupy nie pokazuj”. Gdy tak przejeżdżali widziałem że pięciu z nich było w szmaty pokrwawione wyowijanych, a jednego wieźli w całunie. No to pomyślał że nieźle ich tatko połechtał…
– A to jak? Złapali cię, te elfy?
– Nie, przejechały dalej, tylko jeden taki wysoki, srebrne włosy miał to popatrzył się w moją stronę, coś tam rzekł, nie słyszałem dobrze, ale to jakoś : Aeparse zabrzmiało. No i pojechały. Tak myślałem żeby tu za nimi w pościg ruszyć ale nie miałem chęci. A i głód mi doskwierał. Następnego dnia pomyślałem że czas ruszać do miasta, albo na szlak, a nóż ojca natrafię… No i tak wędrowałem od miasta do miasta….
– No i co, przecież mogłeś się nająć u kogoś, na jadło zarobić…
– Nająć to i się mogłem – jako grabarz. Wiedz Krupo, każdą osadę jaką napotkałem stała w ogniu. Pełno trupów ludzi i zwierząt. Elfy pono odsiecz urządziły. Jakieś tam powstanie. Wszyscy mówili, że wojna na południu niedługo, to i bandy rozochoconych sukinkotów atakować nas poczęli.
– A są jakieś wieści, bo ponoć ten cały cesarz Filgaardu, czy jakoś tam, wojskami za Jarugę przeszedł.
– Nom, słyszałem ja to tu, to tam. Pono na Temerie naskoczyli, a ten cały Folfest, czy jak go zwą, w nogi za pas i do zamku się skrył… Jedni to powiadają, że na nasze ziemie już dybią…oj cóż…
– No a przecież elfy mają dobrą sytuację by nam dupę złoić…
– Tak też słyszał, jeden kupiec z południa, com mu towary do miasta pomagał wozić to mi tak opowiadał…Mówił że ten cały Cesarz Gilfgaardu z elfiakami w zmowie, dał im tą ziemię w zamian za to, że juchy na tyłach nam upuszczą trochę… sukinkoty, już na żywej mantikorze skórę dzielą…
– A my do straży zamkowej w te ciężkie czasy, niby płacić dobrze nam mają, ale co tu w takim Bolterburgu… jeno jak te wiewiórki elfy watahą nas wezmą to nikt się przy życiu z ludzi nie ostanie…
– Oj ciężkie to czasy nastały Krupo, wielka burza się zbliża od południa…wielka burza…
– Ale póki co… Karczmarzu!!! Piwa nalej!!!
– ……..
Boruń
Człowiek
Cechy Ciała
Kondycja: 3
Pływanie 2
Wigor 2 *
Poruszanie: 2
Siła: 2
Zmysły: 3
Nasłuchiwanie 2 *
Polowanie 2
Rzucanie 2 *
Spostrzegawczość 1 *
Strzelanie 4
Tropienie 2
Unik 1 *
Zręczność: 2
Walka bronią 2 *
Walka wręcz 1 *
Zwinność: 3
Skradanie 3 *
Wspinaczka 1 *
Cechy Ducha
Intelekt: 2
Języki: wspólny 2 *
Przetrwanie 2
Wiedza: Rodz. okolica 2 *
Ogłada: 2
Wola: 2
Osobowość
Przygoda (4), reputacja (3), honor (2)
Żywotność i stany zdrowia 29 (8/15/22/29)
Wyposażenie
Cynowy kubeczek, nóż do okrawania mięsa,
hubka i krzesiwo, płaszcz ,
kaptur, kołczan ze strzałami, trochę rzemieni,
torba podróżna, bukłak z wodą, suchy prowiant
Walka
Obrona (dystans/broń/wręcz) 2/4/3
Zbroja: kamizelka skórzana, ćwiekowana, karwasze skórzane, hełm żebrowy,
Broń: Siekiera do drewna, krótki łuk + 15 strzał, nóż do mięsa, krótki miecz piechoty,
PW: 20
Obrona (czary/modlitwy/znaki) 1/1/1
Pozostałe współczynniki
Szybkość marszu 32 km/8h
Szybkość w walce 15 m/rundę
Udźwig 30 kg
Udźwig maksymalny 90 kg
No muszę przyznać że bardzo to było dobre…paru błędów się nie ustrzegłeś np.”Potem musieli strzelać do nich płonącymi strzałami i pochodniami bowiem wszędzie było pełno bełtów i na wpół zwęglonych drągów”…pochodniami nie można strzelać,no a jak się strzela strzałami to skąd bełty?Ale nie będę się czepiał,bardzo mi się podobało,świetny rysunek na końcu.
Tia nic dodać nic ując . Pomysł na drwala bardzo fajny. I choć każdy błedy popełnia tobie chwała ześ ich dużo nie narobił (nasrał , napieprzył i jak kto woli :). I ten rysuneczek niczego sobie.
Artykół bardzo dobry, ale jedna rzecz jest niedopatrzona. Boruń powiedział „- Hę? Że jak? Ty mi grozisz? No dobra już uciekam.” bardzo fajny tekst, ale moim zdaniem trzeba troche zimniej krwi żeby tak sobie żartować, a twój bochater nie ma jej nawet na poziomie kiepskim 🙁 . Ale nie bede sie czepiał bo i tak podoba mi sie ta postać.