(…) Vitring Terhoven był havekarem.
Już drugi dzień czekał na grupę Scoia’tael, z którymi był umówiony na handel. Wraz ze swoim wspólnikiem Corwinem Brantem i dwoma głupkowatymi pomocnikami rozłożyli swój wóz na niewielkiej polanie w głębi kaedweńskiego lasu. Wtem znad strumienia przybiegł jeden z jego pomocników, krzykiem oznajmiając, że usłyszał zbliżających się jakichś jeźdźców. Vitring mimo radości z bliskiego interesu zaczął przygotowywać miażdżącą tyradę oskarżającą elfów o straty w interesie spowodowane ich spóźnieniem, gdy nagle z lasu wypadła galopem grupa jeźdźców.
– Czarni!!! – krzyknął z przestrachem.
Istotnie, był to niewielki oddział Nilfgaardczyków. Podjazdowi przewodził oficer ze znakiem salamandry na naramienniku. Zbliżył się do havekarskiego wozu.
– Coście za jedni?! Czyżby nielegalni handlarze bronią? Mamy pewien rozkaz dotyczący takich jak wy! – po czym zwrócił się do podkomendnych:
– Szykować sznury!
Vitring zacisnął dłoń na kuszy leżącej pod ladą, o którą się opierał. Obiecał sobie, że zabierze ze sobą do grobu przynajmniej jednego zawszonego Nilfgaardczyka.
Nie zdążył jednak wprowadzić swojego zamiaru w życie, bo nagle stała się rzecz niesłychana: Nilfgaardczycy – z których nie wszyscy mieli na sobie swoje czarne zbroje – zaczęli z wrzaskiem chwytać się za twarze i po kolei spadać z koni. Terhoven, choć nie wiedział co się dzieje, dał nura pod wóz. Ze zgrozą patrzył na to, co się dzieje z czarnymi i jego współpracownikami. Dopiero po chwili zobaczył co się dzieje:
Igły! Tysiące małych igieł z otaczających polanę sosen spadało niezwykle szybko i z wielkim szumem na ludzi znajdujących się na polanie. Igły wbijały się w każdy nieosłonięty kawałek ciała, przebijały przeszywanice, wnikały między kółka kolczug, wsypywały się pod płyty zbroic, ciągle raniły ludzi zadając im dotkliwy ból. Było ich coraz więcej i Vitring zaczął już myśleć, że to koniec świata, drzewa postanowiły zniszczyć ludzką zarazę, która uczyniła im tyle krzywd. Terhoven w duchu przysięgał, że już nigdy nie skrzywdzi żadnego drzewa. Nagle iglaste piekło skończyło się równie nagle jak zaczęło. Warstwa igieł sięgała ludziom po kostki. Havekar ze zgrozą patrzył na trupy zamienione w poduszki do igieł. Wyglądały makabrycznie, nie było ani jednego skrawka skóry nie pokrytego głęboko wbitymi igłami.
Wygramolił się spod wozu. W tej samej chwili z zarośli wychynął niewielki oddział ubranych w maskujące szaro-zielono-brązowe stroje elfów. Od razu zauważył, że nie byli to scoia’tael – nie mieli wiewiórczych ogonów. Lekko tym zdziwiony uśmiechnął się przyjaźnie i podziękował pięknie elfom za uratowanie życia i już chciał przejść do zachwalania swojego towaru, gdy nagle dowódca komanda wyciągnął spod płaszcza Gabriel i strzelił mu między oczy.
– Brać wszystko! – krzyknął do podkomendnych, a ci rzucili się do rabowania wozu i ściągania uzbrojenia ze zmarłych Nilfgaardczyków.
(…)
Galaddhremminn Ennorath to prastare elfijskie zaklęcie.
Nazwa w Starszej Mowie oznacza: „Drzewami tkane krainy Kontynentu”. Dość zapomniane, zostało przywrócone do popularności w powstaniu Aerlinnen, po czym ponownie zapomniane zostało odkryte na nowo przy okazji walk Scoia’tael. Dysponuje nim coraz więcej magów, oczywiście tych współpracujących z Wiewiórkami – a ich grono stale się powiększa. Oczywiście są to magicy dość niskiego stopnia, a Galadd… jest jednym z niewielu zaklęć jakimi dysponują, jednak jego skuteczność pozwala na zastąpienie nim innych, łatwiejszych zaklęć ofensywnych.
Galaddhremminn Ennorath
PM: 24
MT: 5
WPR: 73
Żywioł: Ziemia
Sposób rzucania: Formuła, gest
Czas działania: k6 tur
Opis: (UWAGA: zaklęcie można rzucić tylko w miejscach, w których rosną drzewa iglaste!)
Zaklęcie powoduje opadanie igieł. Igły lecąc z dużą prędkością wbijają się w każdy nieosłonięty kawałek ciała. Sprawiają dotkliwy ból i mogą nawet zabić. Chroni przed nimi schowanie się pod jakąś dużą osłonę (np. wóz) i zbroja płytowa wraz z hełmem zamkniętym (w przypadku hełmu otwartego igły i tak wbijają się w twarz) – jeżeli postać jest ubrana w płytówkę, liczbę igieł zmniejsza się o połowę (zaokr. w górę)
Na każdą postać znajdującą się w polu rażenia zaklęcia (ok. 10 m) spada 3k6 igieł na turę przebywania w zasięgu. Każda igła zadaje k2 obrażeń.
Aby je rzucić mag musi znajdować się poza polem rażenia, wypowiedzieć formułę (Galaddhremminn Ennorath) i wskazać kierunek zaklęcia.
Fajny czar. Bardzo brutalny- ciekawe czy da się goskierować tak aby trafiał tylko we wszy na ludzkim ciele? WPR czy nie może być 75 lub70 (łatwiej liczyć)? Obrona tak/nie? dokładny opis i cytat- oby tak dalej!!! Nigdy już nie wyjdę do lasu. Daję Ci denara.
No cóż zaklecie fajnie, ciekawie opisanie, opowiadanie wstępne miło się czytało jednak ten czar ma jeden poważny minus: on juz istnieje i został opisany w Białym Wilku 1 jako Burza igieł.
Bez paniki. Autor nadesłał mi jeszcze zarys 13stu innych czarów elfickich, mniemam więc, że to niezamierzone powtórzenie efektów czaru (a sporo osób nie posiada BWilków).
Strasznie przekombinowane te obrażenia. Z opisu wynika, że dla każdej igiełki trzeba będzie rzucać kostką na obrażenia! A że igieł ma być 3k6 NA TURĘ, to dziękuję, sami rzucajcie sobie 108 razy kostką k2 :] (6 tur x 18 igieł – maksymalnie rzecz jasna)
Mości drOctopus. Wiedźmin to gra wyobraźni. Nikt ci nie karze wogólę rzucać kostkami. Gram z taką drużyną co żadko kiedy rzucamy i jak sie okazuję da się tak grać. Co do artykułu to bardzo dobry. Chociaż rzeczywiście wydaje się ściągniety z BW. Ale tak czy inaczej daje 8. Mam nadzieję że ta 13 nowych szybko się pojawi.
Hm…
Może i zrobione całkiem dobrze, ale jak dla mnie bez sensu.
Chodzi o samą istotę czaru…
Igły z drzew ranią postaci – no jak dla mnie glupota, żeby igły raniły. Dotkliwie kłuły uniemożliwiając jakieś działania itd., owszem, ale żeby zadawały obrażenia!
No i jeszcze te obrażenia – k2 za każdą igłę. Pasowałoby mi k2 na turę (ewentualnie), ale nie tak jak jest!…
Ogólnie art całkiem dobry, jednak nie podoba mi się sam czar.
Oceniam więc na [6]
Opis czaru sam w sobie bardzo dobry. Ale co za siła sprawia, że igła zaczyna kłuć przebijając skórę? Pewnie nie zależy to też od gatunku takiego „iglaka”? Wyszedłem na dwór i spróbowałem zranić się igłą sosny (chyba najpospolitsza). Coś mi się to nie udawało. Dam 7, bo otoczka niezbyt udanego pomysłu bardzo mi się podoba, a poza tym – nie tylko nieoficjalne dodatki zwierają takie błędy, co powiedział Ugamas
może palne jakieś głupstwo, ale nazwa czaru jest żywcem wzięta z Tolkiena, z tego wiersza o Elbereth Gilthoniel silivren penna miriel itd (ten kawałek-o GALADREMIN ENORATH, fanuilos le linathon, nef aeran si nef aearon)-całkiem możliwe, że nie do końca tak się to pisze, ale wymowa ta sama . Tak mi sie skojarzylo.
Czar taki se. Zastanawia mnie jedna rzecz: Co robiła w Kaedweńskich lasach brygada Impera? (oficer miał znak salamandry na naramnnienniku) Czemu Nilfgardczycy chcieli by powiesić Havakera? Przecież on wspomaga Wiewiórki,a one mieszają szyki Nordlingom.
postaram sie odpowiedzieć w miarę na wszystkie komentarze
-drOctopus: k2 to obrażenia orientacyjne, w przybliżeniu. Nie trzeba przecież rzucać kostką dla KAŻDEJ igły.
-Ugamas: nie mam ani jednego Białego Wilka, więc nie wiedziałem że coś takiego już zostało opisane.Gdybym wiedział, to nie opisywałbym go. Szczeże mówiąc czar przyszedł mi do głowy przy czytaniu „Żelaznego Tronu”.
-Kogut: w końcu to jest CZAR. zwykłą igłą się nie zranisz, ale one spadają pod wpływem czaru z dużą prędkością i są w stanie dzięki temu przebić sk.órę.
-mileforte: owszem, nazwę zaczerpnąłem z tego fragmentu Władcy. jak podaje Tolkien oznacza ona: drzewami tkane krainy śródziemia. Pomyślałem, że ta nazwa będzie odpowiednia. Brawa za spostrzegawczość.
-Artemis: to proste: havekarzy byli konkurencją. Nilfgaard chciał uzależnić scoia’tael od włacnych towarów.
-Versemir: przecież każdy może wszystko dowolnie pozmieniać. w końcu to Gra Wyobrażni…
– i last but not least: Żebrak: dzieki za denara 🙂
dno