Najsławniejsze formacje Kontynentu (cz. 5)
Scoia’tael i brygada “Vrihedd”
Autor: Radowid
Na początku parę słów wyjaśnienia. Scoia’tael nie są formacją wojskową w ścisłym tego słowa znaczeniu. Tak jak opisano to w dodatku do “Wiedźmin. GW” i “Wojny z Nilfgaardem” to elfi gerylasi. Postanowiłem jednak opisać ich razem z brygadą. W końcu losy tych oddziałów są ze sobą ściśle związane. Wielu Scoia’tael walczyło w “Vrihedd” i wróciło do walki w komandach po rozformowaniu jednostki. Pozwolę sobie omówić fakty znane choćby z wyżej wzmiankowanego rozszerzenia, a następnie w miarę możliwości je wzbogacić.
Ogólna charakterystyka
Do starć zbrojnych grup nieludzi (zwłaszcza elfów) z ludźmi dochodziło już wcześniej. Były to jednak drobne utarczki na które nie zwracano uwagi. Sytuacja zmieniła się z pojawieniem się Cesarstwa Nilfgaardu. Wywiad Czarnych szybko zauważył niechęć Nordlingów do Starszych Ras. Prowokowanie konfliktów na tle rasowym było rzeczą bajecznie prostą. Na krótko przed obiema wojnami liczba: prowokacji, pogromów i incydentów wzrastała lawinowo. Nici śledztw niemal zawsze wiodły w stronę agentur cesarskich. W czasie pierwszej wojny Czarni prowadzili ochotniczy zaciąg nieludzi do swoich oddziałów. Nie sformowano jednak wtedy dużych zgrupowań. Niemniej chłopcy Vattiera zauważyli, że największy oddźwięk jest ze strony elfów. Kolejna wojna z Nordlingami była pewna. Postanowiono więc przy użyciu nieludzi osłabić potencjalnych przeciwników. Za pośrednictwem agentur na północ szerokim strumieniem popłynęły pieniądze i instruktorzy wojskowi (głównie nieludzie, zwykle elfy bądź półelfy). Ziarno padło na żyzny grunt. Nie brakowało nieludzkiej młodzieży, która nie chciała tolerować warunków w jakich przyszło im żyć. Postanowiono zastosować taktykę walki użytą w czasie powstania Aerlinnen. Młodzież była gotowa umrzeć za sprawę. Szkoda. Walka polega przecież na tym by ją tak prowadzić, żeby dla sprawy żyć. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać oddziały nazywane z gnomiego komandami. Początkowo formowali je wszyscy nieludzie. W późniejszym okresie zaczęły składać się z tylko elfów ewentualnie półelfów (rzadko). W rejonie Brokilonu w komandach zdarzają się driady i hamadriady. Takie grupy jednak działają tylko w bezpośredniej bliskości Lasu Driad. Cechą charakterystyczna jest przypinanie do czapek lub kubraków wiewiórczych ogonów. Krasnoludy, które należały do tych zgrupowań zaplatały brody w warkocze.
Najwięcej i najliczniejsze powstały w Kaedwen i w Aedirn. Liczne były też zgrupowania w: Brugge, Lyrii, Sodden, Kerack, Verden i południowej Temerii. Najgorsza była sytuacja komand w Redanii i północnej Temerii. Tutaj brakowało dużych kompleksów leśnych, które służyły za schronienie. Mała liczba nieludzkich osad pogarszała sytuacje jeszcze bardziej.
Taktyka walki i uzbrojenie
Przeciętne komando liczy do 30 żołnierzy. Bardzo rzadko zdarzają się liczniejsze oddziały. Duże grupy formują się doraźnie i tylko w celu wykonania określonego zadania. Wynika to z taktyki walki tych oddziałów. Działają w myśl zasady “uderz i uciekaj”. Operują w oparciu o lasy, które dają im schronienie przed pogonią. Celem zwykle są posterunki wojskowe, traktiernie, faktorie handlowe, karawany, nieduże oddziały i ludzkie wioski. Preferowaną bronią są elfie łuki. Tutaj należy wspomnieć o strzałach z rozpryskowymi grotami, albo z grotami wyposażonymi w zadziory. Paradoksalnie elfy przejęły ten “wynalazek” od swoich wrogów Strażników Puszczy zwanych Leśniczymi. Do starcia na broń białą dochodzi tylko gdy przeciwnik jest już dostatecznie “zmiękczony” ostrzałem. “Leśna wojna” powoduje, że nie używają pancerzy innych niż skórzane, a i to rzadko. Niestety niedbałość w kwestii opancerzenia mści się na nich okrutnie. Bezwzględnie unikają walnych bitew. Świetnie wiedzą, że w takim starciu z regularnym wojskiem nie mają szans.
Większy nacisk jest kładziony na walkę indywidualną. Sprawdza się ona dużo lepiej w tego typu wojnie niż szyki. Jeżeli nawet sformują szyk to jest to zawsze szyk luźny. Najlepiej jest ich porównać do strzelców konnych. Konie bowiem są szeroko wykorzystywane, ale tylko do przemieszczania się. Zasady “leśnej wojny” wymagają od nich by przemarsze odbywały się zawsze komunikiem (tj. bez taboru) i zawsze gęsiego (tropiący ma wtedy trudności z określeniem liczebności grupy).
Bardzo popularne, zwłaszcza w rejonie Brokilonu, jest stosowanie pułapek mechanicznych. Szeroko używane są wilcze doły, samostrzały, spadające pnie, pętle itp. Prawie na pewno ścigający oddział może oczekiwać którejś z tych niespodzianek na swojej drodze.
Elementem taktyki było wyniszczenie grup rozbójniczych działających w lasach. Decydował o tym bardzo oczywisty fakt. Rozbójnicy byli ludźmi znającymi las. Stanowili więc rezerwuar potencjalnych rekrutów do oddziałów specjalnych. Wystarczyło przecież tylko ogłosić amnestię.
Komando od wewnątrz
Faktem godnym podkreślenia jest wysokie morale żołnierzy. Członkowie każdego komanda są związani ze sobą bardzo silną przyjaźnią (śmiało można użyć słowa “hanza” czy może raczej “aen hasse”). Słowo dowódcy jest prawem. Mimo zażyłych stosunków nikt z nim nie dyskutuje. W oddziale panuje nich niemal wzorowy porządek. W miarę możliwości konie są czyste, dobrze utrzymane i mają na elficką modłę bogate rzędy z czerwono-, lub zielono–złotymi tręzlami. Żołnierze lubią bogato zdobione stroje. Szczególnie popularne są kubraki z kwiatowym wzorem i buty z klamrami. Rynsztunek jest zawsze dobrze utrzymany i bogato zdobiony. Podobnie sami żołnierze dbają o higienę i wygląd zewnętrzny. Ta dbałość o porządek ma na celu pokazanie “ludzkim barbarzyńcom” o ile elfy wyżej od nich stoją. Niestety nie ma to wpływu na możliwości bojowe komanda. Zapał bojowy nigdy nie zrekompensuje braków w doświadczeniu i wyszkoleniu. Biorąc pod uwagę skalę działania szkolenie praktycznie nie istnieje. Doświadczenie natomiast może być zdobyte tylko w walce.
Zaplecze
“…U mnie rozpryskowe groty dziewięć orenów za tuzin. Naev’de aen tvedeane ell’ea, rozumie Seidhe?…”
A. Sapkowski “Chrzest Ognia”
Główną bolączką Scoia’tael jest zaplecze, a właściwie jego brak. Zaopatrzenie pozyskiwane jest w zasadzie na trzy sposoby. Pierwszy polega na otrzymywaniu go od nieludzi zasymilowanych z ludźmi. W praktyce często brane siłą. Wynika to z tej prostej przyczyny, że władze bezlitośnie tępią wspierających Wiewiórki. Normą są więc brutalne pacyfikacje i przesiedlenia. Drugie źródło to oczywiście zdobycze. Niestety wymaga ono podjęcia działań przekraczających możliwości większości komand. Trzeba przecież wyizolować przeciwnika, by nie mógł wezwać pomocy. Potem trzeba go zniszczyć i mieć dostatecznie dużo czasu na przeszukanie pola walki. Bez rozpoznania łup często jest dość przypadkowy. Trzecia możliwość to zakup od havekarów. Wysoce ryzykowne źródło ze względu na możliwość zdrady lub prowokacji. Nigdy też nie ma możliwości otrzymania od nich większej ilości zaopatrzenia. Pomijam już że ceny oferowane przez tych zwyrodnialców to czyste zdzierstwo. Nie rozwiązano problemu rannych, którzy nie mogą przemieszczać się o własnych siłach. W praktyce można im pomóc tylko w rejonie Brokilonu i wzdłuż ściany Gór Sinych. W pozostałych przypadkach elfom pozostaje samobójstwo. Brakuje stałych baz i obozów. Przesądza to o brakach w wyszkoleniu i uniemożliwia magazynowanie większych ilości zaopatrzenia jeżeli uda się takie pozyskać. Powoduje to, że Scoia’tael muszą improwizować. Sytuację poprawi dopiero zajęcie Dol Blathanna, ale nadal nie rozwiąże to problemów większości komand.
Słów kilka o brygadzie “Vrihedd”
Opisując Scoia’tael nie można pominąć elfiej brygady “Vrihedd”. Została na sformowana w Nilfgaardzie z żołnierzy z komand, które przedostały się do cesarstwa. Brygada została powołana do walki z Nordlingami. Aktualnym dowódcą jest Isengrim Faoiltarna alias “Żelazny Wilk”. Wśród oficerów można spotkać także takie sławy jak Angus Bri – Cri, Riordain, Coinnaech De Reo. Znakiem są dwie srebrne błyskawice na czarnym tle. Żołnierze tej brygady cieszą się wątpliwą sławą okrutników i morderców. Jeśli chodzi o strukturę to organizacyjnie odpowiada przeciętnej nilfgaardzkiej brygadzie lekkiej kawalerii. Na nieszczęście jest to bardzo nietypowa brygada. Elfy przyniosły ze sobą bagaż doświadczeń wyniesionych z wojny szarpanej i zwyczajnie nie umieją walczyć w zwartych szykach, ani też nie mają zaufania do cięższych pancerzy. Mając to na względzie postanowiono bazować na wysokiej mobilności, oraz znajomości terenu. Położono także nacisk na poprawę umiejętności walki bronią białą. W przeciwieństwie do Scoia’tael nie używają koni tylko do przemieszczania się, to kawaleria. Walczą konno. Standardowy żołnierz jest więc uzbrojony w miecz i łuk. Popularne są włócznie, a wśród dowódców szpontony (odmiana włóczni skrzydełkowej). Tarcze nie cieszą się niestety zaufaniem, podobnie jak kolczugi. Elfy noszą zwykle zbroje skórzane i płytkowe. Głowy chronią lekkie hełmy, typu otwartego z charakterystycznymi osłonami na policzki i nosalem będącym przedłużeniem ozdobnej płytki znajdującej się nad czołem. Zadaniem brygady jest rozpoznanie oraz dezorganizacja tyłów przeciwnika. Na obszarach podbitych zajmują się zwalczaniem partyzantki i pacyfikacjami. W manewrach przełamujących brygada z racji swej struktury jest bezwartościowa.
Taktyka walki oddziałów brygady
Jak wiadomo elfy słyną jako niezrównani łucznicy. Dorównują im chyba tylko driady. Ponieważ brygada ma walczyć jako kawaleria postanowiono zrobić z nich konnych łuczników. Zaczęto stosować taktykę walki pamiętającą czasy walk z krasnoludami, wybornie sprawdzającą się w starciu z piechotą. Polega ona na tym, że jeźdźcy zbliżają się w niewielkich grupach (10-15 konnych) do przeciwnika. Jeżeli jest to piechota to do odległości ok. 50 m (bliżej jeśli piechota nie dysponuje bronią strzelecką), jeżeli kawaleria to odległość waha się od 100 m do 150 m. Elfy jadą gęsiego. Przed frontem przeciwnika dowódca zakręca w prawo i ostrzeliwuje wybrany punkt. Pozostali powtarzają jego manewr. Dowódca zatacza koło, bierze poprawkę na ruch przeciwnika i wypuszcza strzały ciągle w ten sam punkt. Pozostali powielają nadal jego manewr śląc strzały w wybrany przez dowódcę odcinek. Sąsiednie koła również ostrzeliwują to samo miejsce. W ten sposób ostrzeliwany żołnierz lub grupa żołnierzy jest atakowana z różnych kierunków i pod różnymi kątami. To utrudnia zasłanianie się tarczą. W którymś momencie, albo ofiara nie zdąży się zasłonić, albo tarcza będzie ciężka od strzał i jej uniesienie stanie się niemożliwe. Trwa to do wystrzelenia około 15 strzał przez każdego żołnierza (więcej się nie da, palce odmówią posłuszeństwa!). Koło wycofuje się skręcając w prawo, robiąc miejsce następnej grupie. Jeżeli przeciwnik zostanie na tyle przetrzebiony, że nie ma sił do łatania luki uderzają szarżą na najsłabszy punkt szyku i go rozczłonkowują. Zaczynają zataczać wtedy kręgi wokół rozdzielonych grup. Przeciwnik wtedy stara się uformować koło do obrony okrężnej. Elfy strzelają tak by strzały przelatywały nad pierwszym szeregiem, który zasłania się tarczami i trafiały w plecy tych którzy osłaniają formację tarczami z drugiej strony. Taktyka choć długotrwała to wyjątkowo skuteczna przeciw piechocie zwłaszcza lżej opancerzonej. Niestety nieskuteczna przeciw konnicy uderzające szarżą na białą broń. W tym momencie walka jest zbyt dynamiczna.
Dowódcy brygady “Vrihedd” i Scoia’tael
Na początku należy wspomnieć o Isengrimie Faoiltarnie “Żelaznym Wilku”. W komandach walczył przez cztery lata, zanim znalazł się za Jarugą, gdzie objął dowodzenie nad brygadą. Już w czasie wojny partyzanckiej dał się poznać jako utalentowany przywódca. Dowództwo nad komandem objął po zaledwie roku. Walczył w Kaedwen, Aedirn i południowej Temerii. To właśnie jego komando wzięło udział w wydarzeniach na Thanedd. Tylko przytomności umysłu Isengrima elfy z tego komanda przeżyły spotkanie z dziesiątkami wrogich magów o potężnej mocy i jeszcze większych ambicjach. Jego “znakiem firmowym” jest skośna blizna straszliwie szpecąca twarz. Zdobył ją jeszcze jako szeregowy żołnierz w nieudanym ataku na wojskową stanicę w Kaedwen. Bezapelacyjny fachowiec w zakresie działań wywiadowczych i wojny partyzanckiej. Niestety taktyki walki w dużych bitwach uczył się przez doświadczenia. Co gorsza zwykle gorzkie. Jego marzeniem było stworzenie z brygady jednostki elitarnej, siejącej strach i śmierć wśród ludzi. Udało mu się tylko częściowo. Rzeczywiście siali strach i śmierć jednak daleko im było do elitarności. Kolejne duże bitwy kończyły się rozproszeniem brygady. Na szczęście jako lekkokonni łatwo odrywali się od przeciwnika. To pozwalało im zebrać się na nowo i walczyć dalej. To dzięki temu Isengrim po bitwie pod Brenną dowodził dużą formacją będącą rdzeniem tego co zostało z Grupy Armii “Środek”. To dzięki niemu nie doszło do kolejnej bitwy na tym kierunku, która oznaczała by pewną zagładę militarną cesarstwa. Za wierną służbę zapłacono mu zdradą i wydaniem w ręce siepaczy. Tylko nieprawdopodobnej odwadze i przytomności umysłu zawdzięcza ocalenie. Zniknie gdzieś na przełęczy Elskerdeg.
Riordain to kolejny legendarny dowódca partyzancki, którego losy splotły się z losem brygady. To jemu brygada zawdzięcza napływ rekrutów, a setki elfów ocalenie. Riordain dowodził atakiem na królewskich komorników w Temerii. W jego ręce wpadł łup o olbrzymiej wartości, będący pieniędzmi pochodzącymi z podatków. Riordain jednak głupcem nie był. Nie przejadł tych pieniędzy. Wykorzystał je do stworzenia siatki przerzucającej elfy za Jarugę, a potem do Dol Blathanna. O sprawności organizacji niech świadczy fakt, że działała właściwie przez całą wojnę. On także zostanie zdradziecko wydany. Nie będzie miał tyle szczęścia co Isengrim. Zostanie brutalnie zamordowany, wbrew zapewnieniom i gwarancjom.
Coinnaech Da Reo był dowódcą największego komanda operującego w Temerii i Brugge. Do tego stopnia dawał się ludziom we znaki, że za dostarczenie go żywego lub martwego obiecywano wiadro pełne rubinów. Po przerzuceniu za Jarugę objął dowództwo nad przydzielonymi mu oddziałami. Z powodzeniem wywiązuje się ze swoich obowiązków w Brugge i pod Mariborem. Po bitwie pod Brenną będzie osłaniał odwrót Czarnych. Podzieli los większości dowódców. Na niego również będzie czekała skrytobójcza garota i nóż.
Angus Bri – Cri jest ostatnim z dowódców brygady, którego sylwetkę chciałbym przybliżyć. Jego szlak bojowy jako gerylasa obejmuje całą północną część doliny Jarugi. Do najsławniejszych wyczynów należy spalenie stanicy w Drieschot. Niezrównany zwiadowca. Dokonał wzorowego rozpoznania lyryjskich fortów Scalla i Spalla umożliwiając Nilfgaardowi opanowanie ich z marszu. W brygadzie będzie dowodził zwiadowcami. To jego żołnierzom brygada zawdzięcza zachowanie zdolności bojowej nawet po brenneńskiej klęsce. Głównie jego podkomendni pozostaną na północnym brzegu Jarugi by dalej walczyć w komandach, stając się zwykle ich dowódcami i tworząc nową legendę. Oczywiście dh’oine o nim też nie zapomnieli. Jak wszyscy oficerowie brygady zostanie wydany i jak prawie wszyscy zamordowany.
Mówiąc o dowódcach należy wspomnieć o elfie, który w brygadzie nigdy nie walczył. Jego szlak obejmuje najtrudniejszy odcinek jakim niewątpliwie była Redania. Mowa oczywiście o Liodrielu. Był to żołnierz o niemal szaleńczej odwadze. Z brawurą atakował nawet duże transporty. Niejednokrotnie zastawiał pułapki na oddziały, które wysyłano w celu jego likwidacji. Swoim komandem dowodził z takim talentem i poświęceniem, że Sigismund Dijkstra zabronił tracenia jego żołnierzy na miejscu. Wszyscy pojmani byli przewożeni do Drakenborgu w celu przesłuchania. Przysłowie mówi, że nosił wilk razy kilka… Liodriel zginął śmiercią żołnierza atakując stanicę w rejonie Hirundum. Elfy zostaną zaskoczone w czasie ataku przez lotny oddział kawalerii. Liodreiel zostanie usieczony przez bezimiennego żołnierza. Podobny los spotka większość jego wojowników. Nieliczni wzięci do niewoli zostaną straceni w Drakenborgu
Najsławniejsza bitwa
Trudno pisać o bitwach toczonych przez Scoia’tael. Jako gerylasi unikają starć większych niż potyczka. Zapał i morale nie nadrobią braków w wyszkoleniu i opancerzeniu oraz braku umiejętności walki ciasnych szykach. Niestety szlak bojowy brygady “Vrihedd”, wygląda podobnie. Kolejne bitwy to jedynie poważne straty w starciu nawet z niewielkimi oddziałami. Jednakże brygada miała swój dzień chwały, jeżeli można to tak ująć. Po drugiej bitwie pod Sodden armia Aedirn cofała się na Hagge. W straży tylnej szły wozy taboru, piechota, oraz spora grupa żołnierzy z oddziałów specjalnych. Kolumna nie posuwała się szybko. Droga byłą zatarasowana przez cywilnych uciekinierów. Całość była niemal codziennie atakowana przez podjazdy Czarnych i elfów co powiększało panikę i zamieszanie. Straży tylnej udało się jednak zaprowadzić względny porządek. Spowalniano swój marsz przepuszczając cywilnych uchodźców. Bitwa rozpoczęła się elfim atakiem w czasie przeprawy przez rzekę Jabłonnę niedaleko Gulety. Przeprawiający zostali zasypani istnym deszczem strzał. Udało się im uniknąć jednak katastrofy. Dowódca Oddziałów Specjalnych Konradt Tachned zebrał swoich ludzi i śmiałym atakiem odepchnął elfy od rzeki. Te jednak nie rezygnowały. Niewielkimi grupkami szarpały przeprawiających się żołnierzy. Nie chcąc porzucać taboru, ani piechoty postanowiono maszerować w ściśle określonym porządku. Sformowano doskonały przeciw konnicy czworobok, którego rdzeń stanowił tabor. Zewnętrzna część składała się z piechoty mającej duże tarcze co miało osłaniać wnętrze przed elfimi pociskami. Kolejne szeregi tworzyli żołnierze zbrojni w łuki i kusze i wreszcie konni żołnierze z oddziałów specjalnych. Ci ostatni mieli kontratakować w razie dużego zagrożenia. Tachned nie przewidział jednak zaciętości elfów. Ponieważ miały one przewagę liczebną więc mogły stale zmieniać zmęczonych żołnierzy. Ludzie nie mieli tyle rezerw. Straty zaczęły więc szybko rosnąć, a zapas strzał i bełtów kurczył się. Dzień nie przyniósł jednak rozstrzygnięcia. W nocy ludzie kontynuowali marsz. Elfy nadal atakowały niewielkimi grupkami uparcie ostrzeliwując żołnierzy. O świcie ludziom skończyły się bełty. Bitwa trwała. Kolejny dzień był niemal kopią poprzedniego wieczoru. Różnica polegała na tym, że elfom odgryzali się tylko łucznicy i to używając elfich pocisków. W nocy na umęczonych dwudniową walką spadł deszcz. Powitano go z ulgą, bo w takich warunkach ciężko strzelać z łuku czy kuszy. Radość była jednak przedwczesna. O świcie na chwilę przed wschodem słońca na przemokniętych, zziębniętych i sinych od zmęczenia żołnierzy spadł atak elfiej konnicy, ale tym razem na broń białą. Kordon uległ rozerwaniu. Elfy wdarły się między żołnierzy. Wywiązała się brutalna bezpardonowa walka. Z lasu na ludzi wypadły kolejne oddziały uderzając w różnych miejscach na zgrupowanie. Elfom udało się wreszcie rozszarpać straż tylnią na mniejsze grupy i zaczęły powoli, bezlitośnie kolejno je wyniszczać. To był koniec. Do południa straż tylna armii Aedirn przestała istnieć. Ujść udało się tylko niektórym pojedynczym żołnierzom, których zniknięcia nie zauważono w zamieszaniu. Wszystko to odbędzie się wręcz na chwilę przed dogonieniem głównego zgrupowania. Elfy ze szczególnym okrucieństwem i zajadłością polowały na niedobitków oddziałów specjalnych. Ich dowódca Konradt Tachned popełnił samobójstwo by uniknąć śmierci w męczarniach. Jeńców wymordowano na dziesiątki równie wymyślnych co okrutnych sposobów. Zbrodnie te ugruntowały i tak już złą opinię brygady. Z czasem elfom przyszło srogo za nie płacić. Wojska Nordlingów dla elfów zawsze już potem miały “coś specjalnego”.
Jak zwykle super arykul, ale z pewnymi tezami musze polemizowac:
– znaczenie Brokilonu powinno byc wieksze, jako ze to nie tylko doskonala baza na zaopatrzenie i opieke medyczna, ale tez mozliwosc wyszkolenia sie w taktyce walki lesnej. Od driad mozna sie nauczyc kamuflazu, lesnych pulapek itd. Poza tym, nie sadze, zeby wiele driad walczylo razem z elfami poza granicami Lasu, bo Ethaine (czy to sie tak pisze ?) trzyma je dosyc krotko, no ale to twoje zdanie.
– Szkolenie po raz wtory: w partyzantce 2 w.sw. byl taki model, ze byly komanda „miejscowe” z jednej strony i „cichociemni” z drugiej. Jedni walczyli na miejscu, drudzy byli szkoleni w Anglii (w Rosji dla komunistow), po czym przerzucani na „teren”. Oni tworzyli kadre dowodcza, oni szkolili ochotnikow. Dla mnie Isengrim to raczej typowy przyklad takiego „cichociemnego”. Nie sadze, zeby cesarz zatrudnil do akcji na Thanned jakiegos lepszego lesnego zboja. Musial byc on przedtem przeszkolony w Nilfgaardzie. Takze inne epizody z Zelaznym Wilkiem swiadcza o tym, ze byl on etatowym oficerem cesarstwa.
– Moze to tylko drobnostka, ale czy to regularny Vrihedd, czy „wiewiorki” stanowily zwiad armii cesarstwa?
Tekst jak zwykle wyśmienity, chyba nawet lepszy od poprzednich bo bardzo głęboko osadzony w świecie i wspaniale łączy różne wątki i pojedyńcze informacje rozsiane po całym wiedźmin story (wielki plus za Leśniczych!). Mam jednak parę uwag:
1. Figura stylistyczna otwierająca ogólną charakterystykę w tej formie jest z gruntu nieprawdziwa. Ludzie i elfy wyżynały się wzajemnie od czasu marszałka Raupennecka. Przypomnę też słowa ASa, że po śmierci Lary Dorren między ludźmi i elfami rozpczęła się wojna, która trwa do dziś. Dorzucę do tego jeszcze konkwistę i kolonizację Dol Blathanna. Jestem pewien, że jesteś Radowidzie świadom tego wszystkiego, po prostu samo sformułowanie wprowadza w błąd.
2. Aelirenn – bodajże tak się ją pisze.
3. Jak rozumiem wprowadzenie Liodriela jest hołdem złożonym jakiemuś BG/BN. Generalnie jestem przeciwny takim patentom…. Poza tym osobiście nie widzę związku między morderczymi talentami jakiegoś nieludzia a jego walorami jako źródła informacji. Generalnie wszystkie schwytane w Redanii Wiewiórki miały trafiać do Drakenborga, nie przypominam sobie, żebym ja, Sigismund Dijkstra, jakiegoś elfa z jakichkolwiek względów wyróżniał ;-D
4. Zabrakło mi wśród wymienionych „bohaterów” Yaevinna, szefa komanda, które operowało w Redanii nad Pontarem (zabicie Applegatta), w lasach Ellander i w lasach północno-zachodniej Temerii (pościg za Ciri pod Hirundum). Yaevinn był też pod Brenną – to on przecież mordował rannych w lazarecie Vanderbecka. Sądzę, że on również miał oficerską szarżę w brygadzie i dokonania jako szef komanda, o których można wspomnieć.
5. A skoro o Yaevinnie, to może też o Toruviel, o której też się da sporo napisać…
6. Zabrakło mi info na temat sposobów procedowania ze schwytanymi ludźmi (jak np. miód i mrówki 🙂
7. Zabrakło mi również info kiedy Vrihedd została sformowana. Po mojemu to dopiero po „wyzwoleniu” Blathanna, a te elfy, które dopadły Raylę i jej towarzyszy to było coś na kształt armi wyzwoleńczej, komand, które przyłączyły sie do działań stricte wojennych wraz z upadkiem Lyrii i Aedirn. Wydaje mi się, że dopiero potem można mówić o odpowiedniej liczbie rekruta, poza tym przyszły dowódca brygady bawił wtedy na Thanedd, a potem miał przygody z Cahirem w trumnie. Polecam fragment na stornach 214-216 CP. Mówi sie w nim jedynie o Scoia’tael i o komandach, a nie o elfiej brygadzie.Stąd uważam, że opis „największej bitwy formacji” należy przeformułować.
Dobra, tyle krytyki. Z oceną wstrzymam się – poczekam aż ustosunkujesz się do moich uwag.
Pozdrawiam,
SD
Przyznaję, że mogło sie wkraść kilka błędów. Akurat Sagę pożyczyłem kumplowi. Liodriel to ani BN, ani BG. Elf z jego komanda jest wśród wesołków w Drakenborgu. Nie pił, he, he twojego specjału tylko pisał „Niech żyje wolność”. Możliwe, że przekręciłem imię dowódcy komanda, ale w każdym razie to o niego mi chodzi. Mysle jednak, że brygada powstała na krótko przed wojną. Co najwyżej nie można było jej szybko zunifikować. Pozostawienie szpicy w gestii luźnych bądź co bądź komand byłoby ryzykowne taktycznie. Coehoorn, który wtedy dowodził w Aedirn na taki hazard chyba by nie poszedł.
Jeśli chodzi o Yaevinna to cóż jak dobrym jest partyzantem niech świadczy fakt, że mi umknął. Jego brak wskazał mi dopiero szef redańskiego wywiadu ;-D. Biję się w pierś kompletnie o nim zapomniałem.
„Sposoby” przesłuchań wolałem pominąć, bo to raczej cały „pomysłowy dział” zwiazany z przesłuchaniami w ogóle, a nie z wojskowością. Trzeba pomyśleć o stosownym artykule.
Co do zarzutów Adalberta. No cóż nie oparłem Scoa’tael na naszym Podziemiu. Miałem taki pomysł, ale jakoś mi nie pasowali.
Jeśli chodzi o Brokilon to driady pomagały elfom, ale dalekie były od pełnego zaufania. Stąd ich pomoc musiała byc raczej ograniczona.
Przepraszam Adalbert, zapomniałem o kwestii zwiadu. Odpowiedź brzmi i to i to. Zarówno „Vrihedd” jak i Scoia’tael, robili dla cesarza za zwiadowców.
Jeszcze jedno chyba znów przekręciłem pisownię tego dowódcę z Redanii to się chyba pisze Yodriel ;-P. No w każdym razie chodzi o tego dowódcę, którego elf zasiada w towarzystwie wesołków.
Jeszcze raz sobie to przemyslalem i przeczytalem, i ciagle mysle, ze Wiewiorki byly mocniej zwiazane z wywiadem cesarstwa, niz to w swoim artykule przyjales.
Jest opisane w Sadze, ze wiewiorki wspomagaly rajdy Nilfgaardu w glab panstw polnocy, ze celowo destabilizowaly sytuacje i sialy panike, ze terror wojenny byl metoda, ze chciano zakorkowac drogi uchodzcami (znowu analogia do 2 w.sw, kampania wrzesniowa). Nie przecze, ze na poczatku byly to „spontaniczne” powstanie, ze byly to amatorskie bandy, ktore jednak zostaly szybko ujete w karb cesarskiej wojskowej [i]razwiedki[/i]. Jak efektywnie dzialal ten wojskowy wywiad swiadczy fakt, ze w srodku wojny mozliwe bylo przerzucanie Cahira i Isengrima przez fronty (ze sie nie zawsze udawalo, to juz inna sprawa).
Co do Zelaznego Wilka: czy jest mozliwe, zeby cesarz powierzyl tak wazna akcje, jak na Thanned „amatorowi”? Czy jest mozliwe, zeby w najbardziej profesionalnej armii kontynentu wysokie stanowisko wojskowe nadano „partyzantowi”? Przeciez sam piszesz, ze brygada (nie choragiew!) Vrihedd zostala sformowana w Nilfgaardzie, a nie w Dolinie Kwiatow – tam takie kariery amatorow mozny by jeszcze od biedy przyjac
Twoja wizja Scoia’tael jest bardziej „romantyczna”. Moze to i twoje prawo, ale IMHO troche przeczy to Sadze, ktora romantyczna wcale nie byla.
PS: Mi bardziej chodzilo o GL/AL i ich ruskich towarzyszy, ktorzy czynnie wspomagali marsz RKKA. Tudziez o dzialania „piatej kolumny”. Nasze AK mialo troche inny charakter, tu kadra oficerska pochodzila jeszcze w sporej czesci ze starej armii
Wypadnie mi sie przychylić do większości uwag Adalberta. Nie wiem, czy sama Wiewiórcza rewolta została zainspirowana przez Cesarstwo, niemniej niedługo po jej wybuchu Enid ubiła cichą umowę z Emhyrem, co zaskutkowało de facto przeistoczeniem się komand w ekspozytury wywiadowczych macek Vattiera. Moim zdaniem tym Wiewiórki pozostały bardzo długo, bo taki był interes Cesarstwa. Pamiętasz Radowidzie rozmowę Stokrotki z Filavandrelem w Dolinie Kwiatów w CP? Cesarstwo potrzebowało przede wszystkim elfich sabotażystów, nie elfich oddziałów.
Dla mnie Vrihedd mogło powstać dopiero wtedy, kiedy Wiewiórki nie miały już szans skutecznie działać w Królestwach. Żelazny Wilk kiedy spotkał sie ze Struyckenem (a było to po Thanedd i kampanii przeciwko Lyrii i Aedirn) był tylko szefem komanda, które dopiero przedostawało się za Jarugę, zeby chronić tyłek.
Pamiętaj Radowidzie, że po inkursji nilfgaardzkiej terror Dijkstry nabrał nowej jakości, co bardzo odczuły Wiewiórki, tym bardziej, że de facto wywiad redański funkcjonować zaczął również w Temerii (dzięki współpracy królów rozpoczętej w Hagge) – na to wskazuje chociażby świetne poinformowanie Dijkstry o wypadach Milvy z Brokilonu w poszukiwaniu newsów dla wiedźmina. Zwyczajnie: w warunkach wojennych mając armie i służby wszytkich królestw przeciwko sobie elfy były szczute i gromione na niewyobrażalną. Na północy zwyczajnie nie dało się już działać, toteż idea komand straciła atrakcyjność dla wywiadu Cesarstwa. Dopiero wtedy z tych, co się przedarli z Północy i rekrutów z Gór Sinych i Doliny Kwiatów mogła się sformować brygada Vrihedd – najprawdopodbniej gdzieś późną jesienią albo wczesną zimą, kiedy Cesarstwo potrzebowało wszelkich dostępnych sił na wiosenną ofensywę.
Rozumiem, ze bronisz swojej licentia poetica, ale nie powinieneś w jej imieniu sprzeniewierzać sie ASowi. Twój cykl i jego konstrukcja wymusza niejako pewną standaryzację opisu, tylko że akurat zjawisko elfiego oporu należy bardziej widzieć w kategoriach politycznych, niż stricte militarnych. To militarne skrzywienie przyczyniło się do stworzenia przez Ciebie backgroundu, którego de facto być nie powinno (mówię tu o wywodach na temat działalności brygady, łącznie z przykładową „bitwą” z ich udziałem).
Myślę, że nie musisz opisywać całych bitew, a po prostu rolę, jaką odegrały dane formacje w bitwie, o której wiesz. Jeśli będziesz chciał pisać o Venedal, Ard Fainn, VII Daerlańskiej, Magne, Frundsberg i co tam jeszcze to może warto się skupić na ich roli w bitwach, które AS opisał. Zostawił tam bardzo wiele miejsca na wypełnienie luk przez tak twórczego osobnika, jakim jesteś, Radowidzie 🙂
Pozdrawiam
SD
Acha, elf, którego masz na myśli, to może być:
Echel Traighlethan – ocalały z rozbitego komanda Iorwetha, stracony w Drakenborgu na początku wojny (CP)
Cairbre aep Diared – towarzysz broni Toruviel, podkomendny Yaevinna, stracony już po pokoju cintryjskim (PJ)
W zasadzie potrafię zidentyfikować każde imię z sagi, dlatego zdziwiłem sie Liodrielem…
Moim zdaniem cesarz się elfami nie przejmował. Brygada jak i Wiewiórki były dla niego mięsem armatnim, od wykonywania brudnej roboty. Jak czegoś dokonali to dobrze, a jak rozbiją to kogo to obchodzi oprócz elfów.
Polecam w takim razie fragmenty: CzP s. 227, ChO s. 185. Tam znajdziesz co Emhyr i co Vattier myślą o Wiewórkach.
Zgodze sie chyba z dijkstra, ze chyba za bardzo patrzysz na elfy z czysto „bitewnego” punktu widzenia, a nie doceniasz ich znaczenia strategicznego. Przeciez w partyzantce nie chodzi o to, zeby wygrywac wielkie bitwy, ale zeby wiazac sily wroga na tylach frontu, destabilizowac sytuacje wewnetrzna i zaplecze panstwa, siac terror. A zwiazki wiewior z sluzbami Vattiera sa czesto gesto w Sadze potwierdzone. Mozliwe jednak, ze ja i dijkstra mamy skrzywienie „szpiegowskie” 😉
Nie wiem, czy poparcie Nilfgaardu dla elfow bylo od serca (rasowe pokrewienstwo?), czy z wyrachowania, ale to poparcie bylo bardzo znaczne, a wspolpraca bardzo daleko posunieta. Przypomnijmy chociaz, ze z calej brygady poswiecono „tylko” oficerow (ok 30 ?), ze elfy uzyskaly wlasne ksiestwo itd. Los elfow po wojnie byl lepszy, niz nilfgaardzkich osadnikow!
Dobra przyznaje się do błędu.
Powtarzam jeszcze raz chwilowo nie mam Sagi i piszę z pamięci.
Wybaczcie, lecz nie czuje sie pewnie w kwestiach szpiegowskich. Cóż przy gerylasach ze Stoków będzie to trzeba wziąść pod rozwagę.
Dzięki chodzi właśnie o Iorwetha. Cholera skąd ja wytrzasnąłem tego nieszczęsnego Liodriela? Widocznie zazębiło sie z jakąś inną powieścią.
dobry art i co tu ukrywać
wiadomo nikt tego nie będzie wertował na sesji,ale zawsze taki opis jest użyteczny dla MG(wiem z autopsji)
na razie rzadnych bugów nie znalazłem
Dobry artykuł, a kmentarze niedługo będą dwa razy od niego dłuższe…