I can’t live with or without you.

Bezszelestnie podszedł do okna. Na zewnątrz rozciągała się nieprzenikniona noc. Tylko kilka latarni rozświetlało ponurą czerń. Ponurą dla Nich. Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zimny wiatr owiał go, ale nie czuł zimna. Prawdę mówiąc był niewrażliwy na większość bodźców zewnętrznych. Stanął na barierce i wciągnął głęboko powietrze.
W głowie brzmiały mu słowa jakże pasujące do obecnej sytuacji.
I can’t live with or without you …
Jesteś tak potrzebna, a jednocześnie możesz zabić. Ironia losu.
Lekko się odbił i pozwolił się ponieść wiatrowi. Latanie zostało mu już jedną z bardzo niewielu przyjemności na tym świecie. Ale jest to tak wielka przyjemność, że na chwilę choć można zapomnieć o innym … stanie. Ale jeszcze chwila. Tym razem nie pozwolił się nieść przypadkowym podmuchom, tym razem wiatr nie wybierze. Miał do niego zaufanie, racja, zawarli swoisty pakt. Czasami pozwalał mu wskazać Źródło, on w zamian dostawał kilka kropli. Bo reszta była tylko jego. Ale nie tym razem; teraz cel jest jasny.
Gwałtowny podmuch wyrwał go z rozmyślań. Spojrzał w dół. Jakiś duży dom pogrążony w ciemnościach. No tak, to ten dom.
Dzięki – powiedział w ciemność uśmiechając się – a jednak pomogłeś.
Czas skończyć to, co zostało rozpoczęte wieki temu. Opadł na taras i podszedł do uchylonych drzwi. W gorącym podmuchu wiatru firanka wygięła się na zewnątrz. Tak bracie, to tu – pomyślał.
Nachylił się nad Nim spoglądając na jego twarz oświetloną mlecznym blaskiem księżyca. Tak wiele się nie zmienił – przeleciała mu myśl przez głowę.
Dotknął dłonią jego szyi. Czuł pulsujące życie pod palcami. Jeszcze.Choć skóra była zimna, czuł jak parzy mu palce. Taka mała niedoskonałość.Chłodny dotyk metalu uspokajał, blask księżyca odbijał się w srebrzystej klindze. Ujął mocno rękojeść obiema dłońmi i wzniósł nad głowę.
Wybacz – pomyślał – nie bierz tego osobiście.
Świst powietrza zlał się w jedno z jękiem zderzających się mieczy. Sparował!!
Geralt uchylił lekko powieki i spojrzał najpierw na skrzyżowane ostrza tuż nad sobą a potem na stojąca obok postać.
– Więc to jednak prawda – powiedział zimnym głosem – Regis we własnej osobie. Kiedyś uratowałeś mi życie a teraz próbujesz mnie zabić?
Regis zwolnił nacisk i zrobił dwa kroki do tyłu. Jego oczy świeciły czerwonym blaskiem.- Witaj wiedźminie – odrzekł równie zimno – Choć sytuacja jest dość niezręczna miło Cię widzieć.
– Przestań pieprzyć – Geralt opuścił nogi na podłogę i wstał. Swój miecz cały czas trzymał wyciągnięty w stronę wampira – Z początku nie chciałem wierzyć, że to Ty. Wydawało mi się nieprawdopodobnym, że Regis poddał się swojej naturze. A jednak… Jednak to prawda. Natura zwyciężyła.
– Nic Ci do mojej natury wiedźminie – to moje życie i ja decyduję…
Skrzypnęły drzwi.
Obaj spojrzeli w bok.
– Milwa! – jęknął Regis.
– Witaj Regis – Milwa przestąpiła próg i zatrzymała się. Przez nocną koszulę przeświecało nagie ciało.
– Ładnie wyglądasz – Wampirowi mocniej zalśniły oczy – Geralt, co ona tu robi!?
– Jest tu po prostu.
– Myślisz, że to mnie powstrzyma? – wampir spojrzał najpierw na wiedźmina a potem na Milwe i uśmiechnął się. Pełnym uśmiechem.
– Oszczędź sobie tych teatralnych gestów Regis – przybyłeś tu w jednym celu. Ale tym razem Ci się nie uda. To będzie twój koniec.
– Geralt, to sprawa między nami, powiedz jej niech idzie. Jeśli chce żyć.
– Ona chce żyć – rozległo się z tyłu – ale Ty masz chyba dość tego świata.
Regis wolniutko obrócił głowę do tyłu i spojrzał w drzwi balkonowe.
– Jas… urwał nagle widząc co trzyma poeta w rękach.
– Ładniutka zabaweczka – Jaskier poklepał czule karabin – moje nowe natchnienie.
– Myślisz, że to mnie powstrzyma?
Poeta pochylił głowę lekko na bok.
– Założymy się? – powiedział i nacisnął spust. Przeciwległa ściana momentalnie pokryła się krwią. Na swoje nieszczęście Geralt stał na linii strzału, a Jaskier nie przewidział, że wampir może po prostu zniknąć.
– Geralt! – wrzasnęła Milwa.
– On zniknął – jęknął poeta – a ja… zastrzeliłem…
– Nie zniknął – doleciał go szept z lewej.
Poeta próbował się obrócić, był jednak za wolny. Wampir zmaterializował się tuż obok i z szerokiego zamachu uderzył mieczem. Chrupnął kręgosłup i fontanna krwi poleciała na kilka metrów w górę. Pozbawione głowy ciało zwaliło się ciężko na podłogę. Regis przestąpił drgającego jeszcze trupa i wszedł do pokoju. Chwilę popatrzył na to, co zostało z Geralta. A potem spojrzał na pobladłą Milwę, która pod jego spojrzeniem próbowała bezskutecznie wtopić się w ścianę.
– Boisz się, tak? Tak… Już za późno… miałaś szansę kilka chwil temu.
Podszedł wolno, aż jego miecz oparł się o krtań Milwy.
– Regis – nie zabijaj…
– A kto mówi o zabijaniu?
Powolnym ruchem opuścił miecz, aż jego czubek zatrzymał się przy sercu dziewczyny.- Wiesz, zawsze byłem ciekaw jak smakujesz?

Więcej opowiadań tutaj