Ja, Emeth Katur, piszę te słowa owego zimnego wieczora siedząc wygodnie w moim domu w Kovirze. Mimo buzującego na kominku ognia dreszcz przebiega mi po plecach na wspomnienie monastyru, w którym gościłem zeszłego lata.Dopiero teraz odważyłem się sięgnąć pamięcią do tamtych dni i przelać wspomnienia na pergamin. Nie czynię tego, aby przestrzec nieuważnych wędrowców czy zainteresować kogoś kompetentnego poczynaniami mnichów z owego klasztoru. Czynię to, aby pogodzić się z tym co zobaczyłem – może, gdy spiszę wszystko co wiem o Monastyrze na Szarej Skale, koszmary przestaną mnie nękać?

Monastyr na Szarej Skale
Gdy pierwszy raz ujrzałem monastyr, słońce zachodziło nad światem nadając murom klasztoru ciemnoburą barwę. Mury zwieńczone blankami przywodziły na myśl raczej obronny gród, niż siedzibę bogobojnych mnichów. Monastyr niczym czarny wartownik przycupnął nad przełęczą, a jego okna zdawały się być ślepiami wlepionymi w zbliżającego się wędrowca.

Monastyr otoczony jest kamiennym murem, który oplata bluszcz. Na murze cały czas stróżują bracia zwani Braćmi Wartownikami. Od strony zachodu z okien rozpościera się widok na Przełęcz Szarej Skały. Tą drogą przejeżdżają z rzadka kupieckie wozy lub zmierzający na południe jeźdźcy.Wrota monastyru są okute żelazem, zazwyczaj jednak otwierana jest jedynie niewielka furtka pilnowana przez Brata Odźwiernego. Wewnątrz murów, wokół klasztoru znajduje się kwiecisty ogród, gdzie mnisi hodują róże wszelakich barw. Zapach kwiatów rozpościera się wokoło przez całe lato.Ścieżka pomiędzy rzędami różanych krzewów pozwala dojść do wirydarza otoczonego arkadowymi krużgankami.Krople wody ze znajdującej się na dziedzińcu fontanny iskrzą wesoło w blasku słońca. Fontannę zwieńcza figura z czarnego kamienia przedstawiająca nagą kobietę ze sztyletem w dłoni. Sztylet ma rękojeść ozdobioną różą.Wokół fontanny panuje cisza i spokój. We wnętrzu murów klasztoru mnisi porozumiewają się tylko cichym szeptem, a ich nie obute stopy nie czynią żadnego hałasu.Podczas posiłków wszyscy mnisi z monastyru zbierają się w refektarzu. W nabożnej ciszy spożywają skąpy, bezmięsny posiłek, po czym przechodzą na modlitwy do pobliskiej kaplicy. Wieczorami większość z nich przepisuje w podziemiach stare księgi, przy rzędach stołów migoczą oliwne lampy, szurają przesuwane po pergaminach pióra.

Mnisi
Mnisi z Monastyru na Szarej Skale wydawali się skrywać myśli niegodne osób duchownych. Coś mrocznego czaiło się w ich oczach ukrytych pod kapturami. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to jest.

Opat zakonu to starszy, ale energiczny człowiek. Podczas rozmowy żywo gestykuluje, zazwyczaj unika patrzenia ludziom prosto w oczy. Mnisi w brązowych habitach wydają się wszyscy jednakowi. Rzadko zdradzają swoje imiona – w zakonie nazywani są zależnie od pełnionych przez siebie funkcji – np. Brat Odźwierny, Brat Kuchenny.Nocą często można przyuważyć spacerującego po korytarzach Brata Stróża, poza jego cichym stąpaniem w monastyrze panuje głucha cisza. Czasem tylko uważne ucho złowi krzyk dochodzący gdzieś z dołu, z jednej z cel w pustym skrzydle klasztoru. To krzyk Brata Budowniczego, który po wypadku podczas naprawy dachu, doznał urazu głowy i oszalał – tak przynajmniej tłumaczy jego niedomaganie opat.

Szara Pani
Pierwszy raz usłyszałem w owym monastyrze o Szarej Pani – bogini wyznawanej z oddaniem przez milczących mnichów. Według słów opata była to bogini płodów i urodzaju, co zdziwiło mnie niepomiernie. Coś w atmosferze klasztoru mówiło mi, że opat rozminął się z prawdą.

Mnisi modlą się do Szarej Pani w języku, który przetrwał tylko w księgach, trzymanych w największej tajemnicy w podziemiach monastyru. Modlitwy zabierają im większość czasu. Resztę poświęcają na pracę w ogrodzie, gdzie hodują róże, oraz przepisywanie starożytnych ksiąg, których wiele znajduje się w podziemiach.

Sztylet Szarej Pani
Dręczony niepokojem postanowiłem odkryć tajemnicę monastyru. Nocy owej korytarze wydały mi się jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj – zrozumiałem, że nie ma nawet Brata Stróża, który zawsze maszerował ze świecą ciemnymi przejściami. Szmer modlitw dobiegał z oddali. Poszedłem w tamtym kierunku i pojąłem, że odbywało się tutaj jakieś święto. Wszyscy mnisi zebrali się u podnóża fontanny i wznosili w górę niezrozumiałe modlitwy.Zauważyłem wśród nich trzy związane kobiety, w świetle pochodni poznałem, że to Aén Seidhe. Mnisi przyprowadzili je pod fontannę. Ujrzałem błysk światła na ostrzu sztyletu w ręku opata. Szmer modlitw narastał, zdawał się otaczać mnie ze wszystkich stron, drżąc cofnąłem się głębiej w cień. Ostrze opadło w dół, raz, drugi, trzeci. Krew zbryzgała posąg, woda w fontannie zabarwiła się na czerwono.

Mnisi raz w roku obchodzą święto Noc Szarej Pani, kiedy to składają swojej bogini ofiary z kobiet elfów. Opat podcina gardło kobiet u stóp fontanny, tak aby krew obmyła posąg i rozlała się w wodzie. Całą noc trwają modlitwy, które kończą się nad ranem ucztą przygotowaną przez Brata Kuchennego. Tego jednego dnia w roku mnisi jedzą mięso. Nie jest to jednak mięso zwierząt.

Zakończenie
Jeszcze tej nocy uciekłem z monastyru. Nie mogłem słuchać monotonnych śpiewów mnichów, nie mogłem czuć zapachu pieczonego mięsa… Uciekałem byle dalej od czarnej budowli wznoszącej się ponad przełęczą Szarej Skały.

Artykuł ukazał się wcześniej w Inkluzie 44.