– Jakoż to, witacie mnie z takim weselem, szanowne pany. Przecie ja nikim przeto starym dziadygą jest… A, że dziad opowieścią uraczyć jest skory, toć to wam ino po głowach chodzi, co na mnie z takowym wyczekiwaniem i zaciekawszczeniem gapicie. Myśli się to wam, że dziad opowie co… Chociażby z racji święta, rozrywki a zabawy będzie z jego opowieści, z jego pieśni co ze swoimi nie nastrojonymi dudami wyskamle… Tak to myślicie, że dziad skory do opowiadania i pieśni piania… Coście panie miły tacy spieszni, jako ty nie możesz mojej mowy usłuchać, to jak to tobie usiedzieć przy opowieści będzie… Wiem, oczywiste to, że wiem, że ugościć wam dane będzie starego dziadygę… Nie rwij się tak panie do dzieła i do tego co wszyscy tu, bo nie głupi, wiemy… Ale skoro słowo padło, to mi tylko utwierdzić je ostało. Tak, tak – coby dziad was zabawić w ten wieczór, uradzić rozrywką raczył – macie jemu piwa a strawy dać, co jak już sobie dogodzi napicia i nażarcia, to w ten czas wam opowiadaniem dogodzi… O, widzę już tu mi miła karczemna dziewuszka antałek pokaźny podaje a i oscypek jaki się doń znalazł… Dobrze to, chwali się, a nawet dziecko wie, że jak dziad zadowolony to i ciekawą historyję prawić będzie… Karczmarz powiada, że na mięsiwo czekać będzie trza i to chwiliję długą… No to, coby was, miłych much słuchaczów, szanownych waćpanów i urocze waćpanny, nie niepokoić i nie zanudzać dłużej, opowieść juże teraz rozpocznę… A, patrzcie to tego jaki niecierpliw znowuż to, spokojnie waćpan, wiadome, że powiem o czym bajanie będzie, coć ty się tak spieszysz panie – pogoń za wać idzie, czy pomrzeć wam przed północą pisane i pochędożyć jeszcze, prócz opowieści nadążyć chcecie… He, he… No, to dobra, jużeby zacząć opowieść należałoby… Bajanie moje, prawi… A jakie tam bajanie! Co to ja gadam, toć co ja powiem to prawdy jeno i tylko prawdziwe rzeczy… No ale powróciwszy, do tego com chciał powiedzieć, nim siem zreflektował, to bajać będę, ja stary dziadyga… O pewnych zbójach, co w Keadwen grasują, co byście szanowne pany wiedzieli, czego się wystrzegać, gdy wasza noga tamój postanie… A, co, że w Keadwen wiele zbójów, jak to wszędzie, powiadasz panie… Ano, toć to wiadomo, ale takich zbójów, co jam o nich opowiem to w szczególności wystrzegać się należy, bo są to zbóje najpierwej parszywe i wprzódy najniezweklejsze… Tak, tak, zwykłe to zbóje na pewno nie są…
W karczmie, pośród gęsto skupionych, wokół starego wędrownego dziada gości, zaległa całkowita cisza… Wszyscy słuchali, a dziad prawił, bajał o tym jakie to dziwy na świecie się dzieją… Wszyscy w słuchali…
Wstęp
W tym artykule, przedstawię sylwetki trzech Keadweńskich zbójów. Niezwykłych zbójów, nie pospolitych grasantów, od jakich wszędzie się przecież roi i opowiadać o nich nie ma co zanadto. Ci, których przedstawię, to postacie niezwykłe, wyróżniające się spośród innych przedstawicieli swego „fachu”. Wyróżniające się zarówno niezwykłymi umiejętnościami, czy przymiotami, którymi obdarzyła ich natura, jak i powodem z jakiego wybrali w życiu tą właśnie drogę i celami, które nimi kierują. Starałem się stworzyć postacie niezwykłe i barwne, a raczej takowe ich historie. Nie umieściłem opisu ich wyglądu, bo to każdy Bajarz ustali wedle swojej wizji świata gry. Dodałem także kilka pomysłów na scenariusze, a raczej epizody z nimi. Jak wyszło, niech każdy oceni sam…
Aha, dodam jeszcze, że przedstawiam te trzy sylwetki w jednym artykule tylko dlatego, że wszyscy oni bytują w Keadwen, nie zakładałem między tymi postaciami żadnych powiązań, w moim założeniu nawet zapewne nie słyszeli oni o sobie nawzajem – w końcu Keadwen długie i szerokie…
– Pierwyj, co o nim opowiem, to nie zbój samo jeden, to jeno banda cała, z hersztem parszywym… Ongi to był dobry, niczego sobie chłopak, jednak tak to juże od wieków losy ludzkie się plotą, że wżdy każdy wie, że wszystko może się stać, ino rzadko dobrego co się stanie… He, he…
Ali – Papa i Trzydziestu Czterech Rozbójników
Swego czasu miasto i hrabstwo Deavos niezwykłego miało władykę. Hrabia Durhant, tak się mianował w ten czas pan na tamtejszym zamku. W pamięć po nim zapadło wielkie powodzenie finansowe prowincji, które trwało za rządu jego i jego ojca. Pamiętna była też seria jego sukcesów, w wojnach z bandytami, okradającymi ludzi po lasach i gościńcach – trzeba też dodać, że sam, osobiście w tych walkach uczestniczył i wielce się w boju oraz podróżach tym zaprawił. Nie zapomniane jest także jego usposobienie, a to było szczególnie interesujące… Hrabia Durhant był człowiekiem niezwykle zbereźnym, bezwstydnym i rubasznym. Po dziś dzień krążą opowieści „jakie to z niego ruchawidło było”. Jednak ogólnie okres jego panowania wypadł dla tych terenów nadzwyczaj dobrze, więc na jego zboczenia oraz inne wady historycy przymknęli oko i puścili te fakty w niepamięć…
„Zapomniano” także o pewnym incydencie, który zdarzył się w małej wiosce – Lisie Pole. Otóż, latem roku 1199, wioska ta została spalona przez żołnierzy hrabiego, a starający się uciec wieśniacy zostali wyrżnięci. Nie oszczędzono nikogo i niczego, co znajdowało się w wiosce i wokół niej. Osada, i okoliczne chaty, została zrównana z ziemią – także przy pomocy magii nadwornego czarodzieja. Wszyscy mieszkańcy Lisiego Pola i okolic wyrżnięci w pień. Powody tego krwawego incydentu znało bardzo niewiele osób, a na pewno żadna z nich już nie żyje…
Przyczyn tego zdarzenia należy się doszukiwać szesnaście lat wcześniej, kiedy to podczas jednej ze swych wielkich, znamienitych kampanii przeciw wszelakim rozbójnikom, hrabia wraz ze swym orszakiem zatrzymał się w tejże wiosce na popas. Wszyscy jego towarzysze i on sam byli wielce zmęczeni kilkutygodniową wojaczką i podróżą, dlatego też zarządzono w ten czas kilkudniowy postój. I podczas tego postoju, w osadzie Lisie Pole, dało o sobie znać ciekawe usposobienie. Fakt niby mało znaczny, ale w niecały rok później pewna samotna dziewczyna urodziła dziecko. Jako, że była bardzo młoda, a na dodatek było to nieślubne dziecko, ba, nawet nie wiadomo czyje dziecko – dziewczyna zyskała w oczach całej wioski bardzo nieprzychylne zdanie, została wręcz odtrącona i potępiona przez całą lokalną społeczność. Z tego powodu zamieszkała z rodzicami – bartnikami, w lesie, jakieś kilka godzin marszu od wioski. Wraz z rodzicami wychowała dziecko, a to wyrosło na porządnego chłopaka. Nazwała go Ali. Mimo, że ludzie powszechnie odtrącili jego matkę, to nie stawali na przeszkodzie, aby Ali wychowywał się wraz z ich dziećmi. Od małego szczególnie zaprzyjaźnił się z niejakim Karensem – miejscowym małym osiłkiem, Karens już w wieku dwunastu lat był silniejszy niż niejeden dorosły chłop. Natomiast Ali już od małego szczycił się niezwykle „celnym okiem” i doskonałą percepcją, co pozwalało mu bezbłędnie miotać, czymkolwiek. W wieku piętnastu lat, gdy matka uznała, że jest już wystarczająco dorosły i rozgarnięty, by to pojąć, powiedziała mu o tym kto jest jego ojcem i kim on właściwie jest – bękartem, synem hrabiego, jednak bękartem, bez żadnych przywilejów, żadnych tytułów, żadnych praw. Przyjął to spokojnie, nie przejmując się i w najmniejszym stopniu nie zmieniając swojego życia, czy sposobu bycia. Całe dnie spędzał praktycznie z Karensem, a zajmowali się wszystkim – od zwykłego włóczenia po lasach, po podejmowanie pracy, np. pomocy u miejscowego cieśli, przekopaniu ogródka starszej babci, i tak dalej…
Tymczasem matka Ali’ego regularnie odwiedzała miejscową wróżkę, a raczej wiedźmę – jak powszechnie sądzono. Chodziła ona do niej na „praktyki”, sądząc, że może się czegoś nauczyć i sama zostać kimś podobnym. Tak naprawdę wiedźma wykorzystywała medialne zdolności dziewczyny, gdyż tej, po odpowiednim odurzeniu naparami, eliksirami i innymi środkami, zdarzało się miewać transy, w których to wieszczyła i głosiła różne, często interesujące rzeczy. Podczas jednego z takich transów, odpowiednio podpytywana i ukierunkowana przez wiedźmę, zwierzyła jej się z tego, że ma dziecko, dodatkowo wyjawiając sekret jakim jest jego ojcostwo. Wiedźma zrazu uknuła wredny i paskudny plan, a biedną matkę Ali’ego wyrzuciła z nauk, pod argumentem, że uczyć może tylko dziewczyny będące dziewicami, a ona takową nie jest – opowiedziała jej także pokrótce o pamiętnym transie. Dziewczyna powróciła do normalnego życia – ogólnie pomagania we wszystkim rodzicom – a to co wiązało się z kwestią leśnej wiedźmy zachowała dla siebie. Życie wioski i okolic toczyło się swym normalnym trybem.
Natomiast wiedźma postanowiła wcielić w życie swój plan. Nie była ona zwykła, pospolitą zielarką, obdarzoną szczątkowym talentem magicznym – jakimi to zwykle są takie osoby jak ona – nie była „zwykłą” wiedźmą, lecz uczennicą Arteuzy i to bardzo dobrą, wylaną jednak pod koniec nauki, a nawet ściganą za złamanie prawa co najmniej trzech państw, ukryła się więc ona i przeistoczyła w „leśną wiedźmę”. Jej plan był bardzo prosty – pod postacią iluzji wybrała się do hrabiego i powiedziała mu co nieco na temat jego syna, gdy zauważyła, że fakt ów mocno go niepokoi, zażądała pokaźnej kwoty za zachowanie tajemnicy o tym, wcześniej dogłębnie uświadamiając mu, że jest w stanie wszystko potwierdzić genetycznie, astrologicznie i wszelaką inną magią i że wyniki badań, jakie przedstawi na potwierdzenie swych teorii, nie będą w najmniejszym stopniu odbiegały od wyników badań dowolnego czarodzieja mającego to zweryfikować. Hrabia nie chciał ujawnienia faktu, który spowoduje ogromny uszczerbek na jego opinii (bo choć opinia o jego, ekscentrycznym i spaczonym seksualnie, sposobie bycia była dość znana, jednak wciąż była to opinia nieoficjalna), nie godził się też na płacenie ogromnych pieniędzy (około 1/20 budżetu hrabstwa) – bo czymże niby wytłumaczył by zniknięcie ze skarbca takiej ilości funduszy…
Prosto wykalkulował, że w inny, prostszy i tańszy sposób rozwiąże ten problem – kazał swoim żołnierzom, za odpowiednią premią i z pomocą nadwornego czarodzieja, dokonać uboju mieszkańców wioski i pobliskich terenów, w promieniu pięciu mil. Tak się złożyło, że na tych terenach mieścił się też dom dziadków Ali’ego… Tego dnia, gdy doszło do owego krwawego incydentu, Ali z Kerensem zawędrowali wyjątkowo daleko i wyjątkowo późno wrócili. Poszli najpierw do domu Ali’ego, a tam zastali tylko dogasające pogorzelisko oraz zarżniętych dziadków i matkę chłopaka. Chcieli ruszyć w stronę wioski, skąd unosiły się dymy, zobaczyć czy nic się nie stało rodzicom osiłka, jednak los tego nie chciał. Na miejsce pogorzeliska przyjechało dwóch żołnierzy, by dopatrzyć czy wszystko w porządku i na pewno nikt nie ostał się żywy, lub czy nie ostało się coś co nadawało by się na łup. Jakież było ich zdziwienie, gdy spotkali tam dwóch nastoletnich chłopców. Gdy jeden, nad wyraz silny w potężnym chwycie złamał rękę, która chciała zdzielić go mieczem, jakie było zdziwienie tego ze złamaną ręką gdy widział jak drugi chłopak uskakując przed ciosem w tył cisnął jego mieczem prosto w otwór hełmu kolegi, jakie było jego zdziwienie i przerażenie gdy osiłek w ataku ślepej furii zaczął tłuc go potężnymi ciosami. Karens zatłukł drugiego z żołnierzy gołymi pięściami, mimo bólu jaki sprawiło mu uderzanie nieosłonięta ręką w twarde, metalowe oczka kolczugi. Jakież było zdziwienie Ali’ego i Karensa gdy spostrzegli, że ci podli żołnierze, którzy prawdopodobnie puścili z dymem i wyrżnęli w pień całą wioskę, wioskę w której się wychowali, w której mieli swych bliskich, w której mieli swoje życie, że ci żołnierze byli żołnierzami ich hrabiego, miejscowego hrabiego, miejscowego miłego władcy, dobrodzieja, szlachetnego i dobrego pana, który to tak wielce przyczynił się do poprawy bezpieczeństwa i dobrobytu w całej okolicy. Od zawsze słuchali o nim samych superlatywów i wychwalania jego szlachetnych, wielkich czynów, a teraz, teraz okazał się zwykłym, podłym, wielkim skurwysynem! Jakież wielkie było też ich zdziwienie i przerażenie gdy uświadomili się, co oni sami zrobili i co się w ogóle stało, jakież wielkie nieszczęście ich dotknęło i jakież wielkie nieszczęście na nich spłynęło – sami stali się mordercami, w ślepym gniewie zabili ludzi, niedobrych ludzi, ale ludzi! Uciekli stamtąd razem Ali i Karens w lasy, jak najdalej od tej wioski, jak najdalej od tego miejsca, jak najdalej od tych myśli i wspomnień. I tak to przeznaczenie chciało, że udało im się wtedy uciec, udało im się zapaść w lasy, a żołnierze hrabiego nie podjęli tropu i pościgu…
W kilka dni potem Ali i Karens zostali zwerbowani do bandy Imperiego, bandy grasantów. Tam po krótkim czasie doszli do siebie. Ali w pełni uświadomił sobie co się tak właściwie stało – wielmożny i miły hrabia Durhant, przynajmniej taką miał dotychczas w jego oczach opinię, jego ojciec, dla którego nic nie znaczył i na pewno hrabia nie miał pojęcia o istnieniu Ali’ego, dokonał, za pośrednictwem swych żołnierzy, okrutnej zbrodni, zbrodni za którą powinna spotkać go kara, hrabia czy nie hrabia, ojciec czy nie ojciec, za ten bestialski czyn musi spotkać go kara! Tą myśl Ali przyjął jak swój priorytet, będąc w bandzie Imperiego zaprawił się w walce, rabunkach i zapoznał dokładnie ze zbójeckim życiem. Cały czas samodzielnie się szkolił – uczył się skradania, wspinaczki, akrobatyki i dopracowywał umiejętności miotacza – widział już zamek hrabiego, wiedział, że jeżeli ma się tam dostać i dokonać zemsty to zrobi to po cichu. Karens przez cały czas mu towarzyszył, sam bardzo zasmakował w zbójeckim fachu. Tak minęło kilka lat, Ali nabył dużo doświadczenia i osiągnął bardzo wysoki poziom umiejętności, w których się szkolił. Postanowił opuścić bandę Imperiego, z którym dobrze się już zaprzyjaźnił, i zasmakować zemsty, która marzyła mu się co dzień od pięciu lat…
Po kilku dniach obserwacji zamku hrabiego bez problemu opracował plan dostania się tam i dokonania mordu. W końcu nadeszła ta noc, ta noc kiedy to miało się ziścić marzenie Ali’ego. Z łatwością wszedł nocą do zamku, bez problemu odnalazł salę jadalną, gdzie zamierzał zastać hrabiego wraz z rodziną – jego ofiary, jednak w sali jadalnej nie było tego, kogo chciał spotkać Ali. Był to, co prawda sam hrabia Durhant, ale nie z rodziną, był on tam z około trzydziestoma innymi przedstawicielami szlachty, władzy, rycerstwa itp. Prowadzili bardzo interesującą dysputę, na tematy związane z traktowaniem i ich opiniami, ogólnie na temat pospólstwa i ludzi z „niższych warstw”, a czający się w mroku Ali, słuchał, słuchał długo, gdyż tej nocy uświadomił sobie, że tym kogo nienawidzi nie jest jedynie hrabia, ale cała „wyższa warstwa”, którą teraz, gdy usłyszał jak ogólnie podchodzą od pospólstwa i społeczeństwa, „panowie Keadweńscy”, z jaką pogardą i jak naprawdę nie ma dla nich znaczenia życie zwykłych ludzi. Chciał zamordować ich wszystkich, teraz, tej nocy, chciał by ich krew spłynęła po jego rękach, by zaplamiła jego ubranie, chciał zabić ich wszystkich – za to co mówili, za to co myśleli, za tym kim byli, za to kim on był. Uciekł stamtąd, ze ślepej żądzy mordu zakradł się do sypialń członków rodziny hrabiego – zabił ich wszystkich. Uciekł z zamku. Gdy Durhant tylko dowiedział się o tym, że zamordowano jego rodzinę, z miejsca przeznaczył ogromne środki, wynajął najlepszych tropicieli, magów i łowców nagród, aby złapali mordercę. Jednak i tym razem bogowie chcieli, by Ali’emu udało się przeżyć i nie zostać złapanym…
Ten przez cały czas codziennie zakradał się nocą do zamku, codziennie licząc na to, że zastanie hrabiego, w którejś z komnat, samego. Dopiero w tydzień po tym jak dokonał morderstwa na rodzinie, zdołał spotkać się sam na sam z hrabią Durhatnem. Długo rozmawiał z załamanym władyką o tym kim dla siebie są, co obydwaj zrobili i co właściwie zaszło, w jakiej sytuacji się znaleźli. Podczas tej rozmowy Ali jeszcze dogłębniej przekonał się o swej nienawiści do „wyższej warstwy”. Na koniec z zimną krwią zamordował nieszczęsnego ojca i sam, mimo wszystko zadowolony z dokonanej zemsty, uciekł, zaszywając się, wraz z Karensem, gdzieś na kilka miesięcy…
Dlatego też historyczną ciekawostką pozostają okoliczności śmierci wielkiego hrabiego i jego rodziny – nigdy nie dowiedziano się i pozostanie wielką niewiadomą, kto i dlaczego zabił? Nigdy nie dowiedziano się, nie znaleziono nawet żadnych poszlak, mówiących o tym kim był zabójca, dla kogo działał i jakie przyczyny były tego, że na hrabiego Durhanta i jego rodzinę wydano wyrok, jednocześnie przerywający całą dynastię…
Teraz Ali postawił sobie w życiu nowy cel – nieustanną walkę z ową „wyższą warstwą”. Chciał, aby ta walka była powszechnie ujawniona, rozsławiona pośród wszelakich mieszkańców Keadwen (pośród wszystkich warstw społecznych) i nad wyraz dokuczliwa jego wrogom, dlatego nie chciał prowadzić jej jako skryty zabójca, gdyż to nie byłoby dlań sławienne – postanowił prowadzić ją jako rozbójnik. Tutaj wykazał się kolejnymi niezwykłymi zdolnościami – niezwykłą charyzmą i empatią, dzięki nim dobierał i z powodzeniem werbował, przez kilka kolejnych lat, ludzi do swojej bandy.
Powstała naprawdę parszywa zgraja, fanatyków kierowanych przez jednego podżegacza – Ali’ego. Była to naprawdę różnorodna zbieranina od berserkerów ze Skeligge, poprzez elfie zabójczynie, po czarodziei awanturników, czy czujnych. Wszystkimi powodowały tylko dwa priorytety – po pierwsze: chęć dorobienia się na grasantce, po drugie: chęć walki i bardzo mocnego naprzykrzenia się wszelkiej szlachcie, rycerstwu, magnaterii i władzy, które to każdemu z członków bandy mocno zalazły za skórę. W sumie zwerbował sześćdziesięciu dwóch przeróżnych ochotników, był jeszcze Karens, dlatego nowy herszt bandy mianował się: „Ali – Papa i Sześćdziesięciu Trzech Rozbójników”. Od tej pory banda ta bardzo sukcesywnie nękała całe społeczeństwo, a w szczególności „wyższą warstwę”, w całym Keadwen. Głównym ich postanowieniem jest to, że spotkany przedstawiciel „wyższej warstwy”, niezależnie od wieku i płci, musiał być zgładzony, a jego dorobek, z którym go napotkano w całości zrabowany. Tych natomiast, co pracowali dla nich lub starali się pomagać wrogom bandy (czyli głownie władzy, rycerstwu, szlachcie i kilku łowcom nagród), członkowie Hanzy Ali’ego trwale okaleczali, w miarę możliwości starając się zachować się ich przy życiu – dla przestrogi innym. Tak więc ich działalność opierała się głównie na powszechnym terrorze i zastraszaniu społeczeństwa. Jednak dodać trzeba, że banda ta rabowała i rabuje jedynie magnatów, rycerzy czy królewskich urzędników, nigdy pospolitych chłopów czy zwykłych wędrowców. Przez lata działalności ekipa prawie nie zmieniła i nie zatraciła swych założeń, cały czas głównie walczy z „wyższą warstwą’ i jej ludźmi…
Od momentu powstania bandy minęło już blisko dwadzieścia lat, w tym czasie dokonała ona niezliczonej ilości napadów, rozbojów i innych podobnych przestępstw, zarówno w Keadwen jak i poza jego granicami. Wiele razy zdarzały też się im wpadki i wielokrotnie urządzano na tą Hanzę obławy i zasadzki – tym sposobem wielu jej członków zeszło z tego świata i niech im ziemia lekką będzie. Jednak ci, co pozostali kontynuują dzieło i bez ustanku prowadzą swoją wojnę, starając się nie zostać złapanymi i zarobić przy tym jak najwięcej. Zginęła już prawie połowa pierwotnego zespołu, a ci, którzy jeszcze żyją i działają, wraz ze swym hersztem mianują się: „Ali – Papa i Trzydziestu Czterech Rozbójników”.
O samym Ali’m co można by napisać. Większość można wywnioskować z historii jego życia, jednak przedstawię tu kilka faktów na jego temat.
Powodem jego działań była zemsta na hrabim, gdyż nie był w ogóle świadom udziału leśnej wiedźmy w krwawym incydencie, mającym miejsce w Lisim Polu, jednak zemsta ta przerodziła się w nienawiść i walkę z całą szlachtą, władzą, magnaterią itp., tak poza tym to nie zna on innego sposobu na życie i byt oraz zalazł za skórę, z wzajemnością, już zbyt wielu wpływowym ludziom, aby móc się tak po prostu wycofać.
Co odnośnie osiłka, który tak mu wiernie towarzyszył w dzieciństwie – Karens pozostał z nim, prawdę mówiąc przez całe życie nie odstępuje go praktycznie na krok, w bandzie jest jego prawą ręką, w życiu jedynym prawdziwym przyjacielem, nawzajem wielokrotnie pomagali sobie, a nawet ratowali życie tyle razy, że ich losy są już na stałe ze sobą splecione i nic, poza śmiercią nie jest w stanie ich rozdzielić.
Co tak właściwie wyróżnia Ali – Papę od innych zawistnych rozbójników, są to: na pewno niezwykła charyzma i empatia, oraz umiejętność rozpoznawania i dobierania ludzi – dzięki, którym zdołał zebrać tak dobry zespół, w którym nawet nie myślano o jakimś większym sporze, czy sprzeciwie, przez prawie dwadzieścia lat; bez wątpienia Ali – Papa jest doskonałym skrytobójcą, co jest niezwykłą rzadkością pośród pospolitych zbójów – doskonale się skrada, wspina i świetnie opanował zdolności akrobatyczne, nie wspominając już o niezwykłej umiejętności miotania wszelakich pocisków i nadprzyrodzonej percepcji, które wyróżniały go już jako młodego chłopca.
Nie wyjaśniona została także kwestia powodu, dla jakiego Ali przybrał tak dziwny przydomek – „Papa”, a powód ten jest bardziej niż śmieszny, czy banalny – otóż wybrał on go sobie sam, gdyż ostatnimi słowami jakie powiedział swojej najważniejszej ofierze, hrabiemu Durhant’owi, było właśnie „pa, pa”. Wielokrotnie wysiewano nawet jego przydomek i próbowano go odwieść od tak banalnego zawołania – jednak Ali uparł się przy swoim, uporem godnym starego, zawziętego osła, i tak mu pozostało.
Miejsce pobytu, kryjówka, siedziba Ali’ego i jego rozbójników nigdy nie została odkryta ni ujawniona. Nie ma nawet zbyt wielu plotek odnośnie tego miejsca, a te które można zasłyszeć bardzo mijają się z prawdą. Zawsze jest tak, że Hanza znika gdzieś w lasach i wszelki ślad po nich ginie. A kryjówka tej bandy jest miejsce naprawdę niezwykłe i niesamowite. Jest to jaskinia gdzieś w rozległych lasach, około stu mil na południe od Ard Carraigh, jaskinia magiczna i magicznie ukryta – aby ją odnaleźć i się do niej dostać trzeba znać tajemne hasło, zaklęcie, ujawniające i otwierające ją. Miejsce to zwie się Sezamem, natomiast hasło do niego znają tylko członkowie grupy Ali’ego – jest ot ich najbardziej strzeżona tajemnica i w żadnym wypadku nie można liczyć by któryś z nich je wyjawił, w jakkolwiek złych okolicznościach się znalazł. Jaskinia owa jest bardzo rozległa i przestrzenna. Dzięki odpowiedniemu, naturalnemu systemowi szczelin i dziur w jej stropie (oczywiście z góry odpowiednio zamaskowanym, przez rosnące gęsto krzaki itp.) nie ma tu problemu z wentylacją i świeżym powietrzem. Światła dostarczają tu fosforyzujące, za dnia, skały, którym wystarczy choć mała ilość światła (przesmykująca się tu przez dziury w „suficie”) aby rozbłysły pięknymi, jasnymi refleksami – skały te też nie są na pewno naturalne, acz wspomagane przy powstaniu przez magię. W jaki sposób Ali wszedł w posiadanie tej wspaniałej jaskini? Otóż, pewnego razu wraz ze swoją bandą rozbił w pył pewien orszak szlachecki, orszak wiózł więźnia – pewnego elfa – będącego bardzo wdzięcznym za uratowanie przed więzieniem. Elf przyłączył się do nich na pewien czas, przyjaźniąc się z Ali’m. Niebawem sam im pomógł, kiedy uciekali lasami przed przeważającą pogonią, z którymi to siłami nie mieli by szans w otwartej walce, elf dokonał jakiejś niesamowitej sztuki magicznej i dał im kryjówkę, w postaci olbrzymiej, ukrytej jaskini. Elf okazał się Wiedzącym, a w owej jaskini bytował już od dłuższego czasu, kryjąc tu dorobek elfiej kultury (podobnie jak czynił to Avallach, tyle że wcześniej). Jego roboty były już skończone, więc nie zostało mu już nic innego jak udać się do innego świata, ale jako, że bardzo polubił Ali’ego postanowił wcześniej oddać jaskinię pod jego pieczę, nie ujawniając jednak prawdziwego celu jej istnienia, który ukryty jest za jedną ze ścian. Teraz prawie cała jaskinia wypełniona jest bogactwem jakie zrabowali rozbójnicy, a są to ilości naprawdę ogromne i jest tam naprawdę wszystko – od złota, czy drogich kamieni, po drogocenne meble i ubrania, a nawet tkaniny.
Nagrody. Ali – Papa i jego rozbójnicy bardzo głęboko zaleźli za skórę, bardzo wielu ludziom. Dlatego też złapanie lub zabicie, czy nawet podanie informacji na ich temat, które się sprawdzą, jest bardzo hojnie opłacane, zarówno przez przedstawicieli władzy jak i przez szlachtę, czy lokalną magnaterię, która z Ali’m i jego bandą miała bez wątpienia do czynienia. Kwoty tutaj przedstawione to średnie sumy jakie można, za daną robotę otrzymać w każdym rejonie Keadwen. W podanych sumach jest podana nagroda jaką daje rząd państwa oraz miejscowi „wpływowi ludzie” (którym to mocno uprzykrzył się Ali – Papa z rozbójnikami).
NAGRODY ZA ALI – PAPĘ I TRZYDZIESTU CZTERCH ROZBÓJNIKÓW
Miejsce pobytu, aktualne i planowane, takie gdzie będzie można ich „zastać” | Ok. 1000 denarów |
Stałe miejsce pobytu | Ok. 5000 denarów |
Złapanie jednego z rozbójników | Ok. 5000 denarów |
Zabicie jednego z rozbójników | Ok. 3500 denarów |
Karens żywy lub martwy | Ok. 10000 denarów |
Ali – Papa żywy lub martwy | Ok. 25000 denarów |
To by było na tyle na temat pierwszej z trzech postaci, które w tym tekście zostały przedstawione. Na temat pierwszego z niezwykłych Keadweńskich zbójów.
– Alem się zmęczył tym gadaniem… Dobrze to dziewko, że strawę a piwa mi kolejne dajesz, dobrze to żeście hojni zacne pany… A słuchacze też i z was uważne i dobre som, a że hojne to w przody ważne, coby dziada dobrze ugościć to on dobrze i ciekawi prawić historyję będzie… O, patrzcie no tego, juże znowóż do następnej historii się śpieszy… Oj, panie Niecierpliwy, cobyście tu sowicie mnie nie częstowali to ja bym was tu po dziadowsku, za pospieszanie uporczywe, zrugał… Ale żeście waćpan miły i hojny nader, to mnie dziadu nie wypada, rzec mi w ten czas można tylko, byś się panie tak nie spieszył i mnie nie poganiał, bo opowieść dalsza, tak czy siak będzie… Dyskurs to ogrom każdemu dziadowi coby jak zaczął to nie dokończył prawić, dlatem zaraz powim, co dalej mam do powiedzenia… Ale niechże wpierw skosztuję tej wspaniałej cielęciny, co od niej tak cudnie, smakowito woni…
– Kolejnym zbójem nader niebezpiecznym, co w Keadwen wam się go obawiać i nań baczyć, zacne pany… Jest to dziwak dziwoczny, co gdzieś w górach ukrył sobie siedzibę i co gdzieś po górach grasuje...
Jenosik
Granice ogromnego kraju Keadwen mieszczą w swoim obrębie wiele gór i terenów górskich. W tym część Gór Sinych i ich przedgórzy. Od wielu lat grasowała i nadal grasuje, choć sporadycznie, pewna zbójecka banda, zwąca się, po prostu Bandą Jędrka. Zbóje to zawsze byli weseli, pozytywnie nastawieni do życia, a nawet mili dla tych, których okradali w taki, czy inny sposób. Trzeba też dodać, że zawsze okradali tylko takich, „po których widać, że mają czym się podzielić”, nie można także zapomnieć, że nigdy nie okradali nikogo całkowicie i z chęcią szybkiego wzbogacenia się – rabowali zawsze jak najmniej, tyle im trzeba było aby godnie wyżyć. Nie sposób pominąć faktu, że prawie nigdy nie uciekali się do przemocy, a robili to tylko wtedy gdy naprawdę musieli, gdy ich życie było zagrożone. W bandzie było czterech zbójów, okoliczni mieszkańcy bardzo ich lubili, gdyż zbóje spędzali większość czasu na „normalnym” góralskim życiu, pełnym zabaw. Każdy mieszkaniec, Zasypanego (małej wioski w paśmie zwanym Peninami) i okolic z uśmiechem wspomina o owej bandzie. Jednak zbóje zawsze byli zbójami, a to zmniejszało bezpieczeństwo szlaków i tym samym chęci kupców do handlu w prowincji, która i tak leżała na uboczu. Miejscowy władyka postanowił wydać walkę wszelkim zbójom, po pewnym wydarzeniu związanym z jego córką, ale do tego wrócimy później…
Teraz udamy się w czasie jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz, tak oto Banda Jędrka przyuważyła jadących górskim szlakiem bogato ubranych i wyposażonych podróżnych. Jako, że ich zapasy pieniędzy były już bliskie wyczerpania postanowili skorzystać z okazji i poprosić zamożniejszych ludzi o podzielenie się. Okazało się, że podróżnymi była prawdopodobnie jakaś szlachecka para. Bandyci swym zwyczajem spokojnie zatrzymali powóz i mile, zachowując wszelkie znane im normy etykiety, poprosili o „małe wspomożenie”. Podróżni tłumaczyli, iż mimo wyglądają bogato nie mają nazbyt wiele i nie mogą prawie nic dać. Wtedy to jeden z rozbójników stwierdził, że zobaczy co oni tam mają i zaproponował, że zajrzy sobie co tam jest z tyłu. W tym momencie mężczyzna zerwał się i strzelił do bandyty, z ukrytej cały czas kuszy – trafił go w ramię. Kobieta w tym samym niemal momencie wyszarpnęła spod spódnicy długi sztylet i cięła w twarz, stojącego obok, zbója zwanego Antkiem. Ten, który zwał się Jędrkiem i drugi – Hajtek, przy każdej akcji trzymali się na uboczu mierząc z kusz. Tak było i tym razem. Tym razem strzelili, instynktownie, do tych zamożnych, których chcieli spokojnie okraść – trafili obydwaj. Rozpryskowe bełty zrobiły swoje, trafiając zmasakrowały wnętrzności, natrafiając też na główne żyły i tętnice. Szlacheckie małżeństwo nie miało szans, obydwoje zmarli na miejscu, prawie od razu. Zbóje zobaczyli w końcu co było na tyle wozu, a tam prócz przeróżnych pakunków spokojnie spało małe dziecko…
Rozbójnicy, jako że z reguły byli dobrzy i bardzo ludzcy, wielce przejęli się tym, że osierocili tego małego, jak się okazało chłopca. W poczuciu winy i odpowiedzialności postanowili przygarnąć to dziecko i sami, bądź z pomocą przyjaciół wychować je tak, jak będą potrafili najlepiej. Nie było łatwo, wiele miesięcy minęło nim mały chłopak przyzwyczaił się do nowych opiekunów, na szczęście w momencie przygarnięcia był na tyle mały, że w najmniejszym stopniu nie rozumiał i nie mógł pamiętać tego co zaszło. Bandyci mieli wielu znajomych i przyjaciół w górach i okolicznych wioskach, pośród nich bez problemu znalazły się kobiety, które wiedziały jak zająć się dzieckiem i z chęcią, bezinteresownie pomogły zbójom. Potem, gdy był już na tyle duży, że rozbójnicy poradzili by sobie sami, tak właśnie zrobili – zaczęli wychowywać chłopaka po swojemu, tak jak im się wydało najlepiej. Wychowując go tak jak im się wydało najlepiej i tak, jak mogli najlepiej, wychowali go na wesołego, miłego, dobrego, młodego górala – czyli człowieka takiego samego jak oni (no może poza tą młodością…), widać było nawet, że we krwi ma coś z prawdziwego górala. Nazwali go Jantek, ale oni i wszyscy wołali na niego Jenosik, dlaczego o tym napomniane zostało troszkę dalej. W wieku siedemnastu lat zapragnął, aby przyjęli go do swojej zbójeckiej bandy, żeby wprowadzili go w rozbójnicze życie… Wtedy to, chcąc uświadomić go, że w takim życiu nie ma nic dobrego, opowiedzieli mu dlaczego to oni nim się opiekowali i go wychowali. Jenosik był już, w ten czas, prawie dorosłym mężczyzną więc jakoś przełknął gorzką prawdę – były to najcięższe chwile w jego życiu, prawie popadł w depresję, ale to przełknął… I pozostał przy swoim postanowieniu, co do sposobu życia, jakie będzie prowadził. Jego wychowawcy powiedzieli, że mogą dać mu czego zechce mogą go wyposażyć, uzbroić, dać pieniądze na rozpoczęcie dorosłego życia, ale do bandy go nie przyjmą i jeżeli na pewno chce być górskim rozbójnikiem to, przynajmniej na razie, będzie rozbójnikiem samotnym. Chłopak postanowił, że jeżeli tak mówią, to godzi się na to. Tak oto, w siedemnastą rocznicę pamiętnego dnia, w którym go przygarnęli, rozbójnicy z Bandy Jędrka wyprawili Jenosika w dorosłe, zbójeckie życie…
Wędrował po górach w poszukiwaniu przygód, co jakiś czas okradając kogoś, czynił to tak jak go nauczyli górale – możliwie najgrzeczniej i odnosząc się do przemocy tylko w najgorszym wypadku, czyli tak jak to robili jego opiekunowie. Poza tym spędzał życie głównie na rozrywkach, potańcówkach i tym podobnych – zawsze szukając możliwości zabawy. Wędrował po okolicach, odwiedzał starych przyjaciół i znajomych, poznawał nowych, raz na jakiś czas odwiedzał też swoich dawnych opiekunów. Tak, wiodąc żywot wesołego, góralskiego rozbójnika, Jenosik spędził ponad pięć lat, aż do momentu, gdy spotkał piękną Maraviel…
Pewnego dnia Jenosik zuchwale napadł na orszak ludzi pana na miejscowym zamku – Miromira, nikogo nie skrzywdził, jednak, terroryzując wszystkich buteleczką z jak powiadał: „…trującym smrodem” – co powodowało, że żaden z żołnierzy nie mógł do niego strzelić, ani wydać mu walki, gdyż buteleczka i tak by się stłukła i wszystkich otruła, w czym wszystkich obecnych dobitnie uświadomił, okradł orszak z kilku drogocennych biżuterii, niektóre zrywając wprost z jadących karetami matron. W jednej z karet natrafił na coś, czego się nie spodziewał, spotkał dziewczynę tak piękną, że z miejsca stracił dlań głowę – Maraviel, córkę Miromira. Nie wiedząc nazbyt co zrobić zbił butelkę, której zawartość naprawdę okropnie śmierdziała, ale żadnej większej szkody poza tym nie czyniła, i uciekł. Kilka dnie później zakradł się nocą do jej komnaty, w zamku i jak się przekonał ona też darzyła go sympatią. Przez wiele tygodni, prawie co noc tak się do niej zakradał i pomiędzy Jenosikiem a piękną Maraviel nawiązało się naprawdę silne uczucie… Jednak plany ojca co do Maraviel były inne, niż jej lubowanie się z pospolitym bandytą – postanowił wydać ją za władcę sąsiedniej, bogatej i znaczącej, pełnej kopalń i rozwiniętej gospodarczo prowincji, któremu to władcy dziewczyna wyraźnie wpadła w oko. Taki układ był dla Miromira doskonały – on i jego włości bardzo wiele zyskiwały pod względem materialnym i handlowym, a on sam, jego głos zyskiwał większe znaczenie w okolicach i całym Keadwen. Mraviel zgodziła się nie mając wyjścia, nie powiedziała ojcu o swej prawdziwej miłości, nikomu nie powiedziała. W noc przed ślubem uciekła z zamku wraz z Jenosikiem, postanowiła wieść życie z nim, w górach. Miromir, gdy dowiedział się o zniknięciu córki uznał, że musiała zostać ona porwana, w niecały tydzień później dowiedział się nie wiedzieć skąd o tym, że porywaczem był jakiś góralski rozbójnik…
Po tym zdarzeniu postanowił wydać walkę wszelkim zbójom w swojej prowincji. Otrzymał na to pieniądze od władcy sąsiedniej prowincji, który bardzo chciał odzyskać niedoszłą małżonkę. Argumentując u swego zwierzchnika, króla Keadwen, o pieniądze na poprawę bezpieczeństwa dróg – na walkę z rozbójnikami, otrzymał dodatkowe środki od władzy państwa. Poruszył także własne rezerwy. Za zebrane środki ustalił bardzo pokaźne za wszelaką pomoc w kwestii obławy przeciw zbójcom. Najął mnóstwo łowców nagród i wszelakich innych najmitów, aby dorwali tego, który porwał mu córkę. Większość własnych, stałych sił zbrojnych także skierował do walki przeciw góralom – zbójcom. Ta obława trwa już blisko trzy lata, przez ten czas zdobył mnóstwo informacji na temat wszelkich rozbójników grasujących na jego terenach, dowiedział się też, że ten którego najbardziej szuka to niejaki Jenosik. Paru rozbójników nawet złapał, jednak nie wyciągnął od nich zbyt wielu informacji i na nic zdała się ich publiczna egzekucja. Zbóje jak byli tak są – pojawiają się w czasie napadu, a potem przepadają w górach, przeistaczają się w normalnych górali i obława na nich przeradza się w szukanie igły w stogu siana. Jednak w miarę możliwości Miromir stara się jak najmocniej nasilać działania, zwłaszcza, że władca sąsiednich terenów wydał ultimatum – jeśli w przeciągu dwóch kolejnych lat Maraviel się nie znajdzie to pan sąsiedniego, bogatego, zamku poszuka sobie innej kandydatki na żonę. Tymczasem Jenosik wraz ze swa partnerką dorobili się nawet własnej chaty i niewielkiej hodowli kóz i owiec, mają też jaskinię, w której w razie czego można się dobrze ukryć. Utrzymują się z hodowli i regularnych drobnych napadów Jenosika. Sam Jenosik zachował i stale podtrzymuje, a nawet pogłębia kontakty, znajomości i przyjaźnie. Nie zaniedbał też kontaktów z jego wychowawcami. Wiedzie w miarę szczęśliwy żywot wesołego górala – rozbójnika, a co najważniejsze nie zmienił swego charakteru i usposobienia, nadal pozostając wesołym, skorym do każdej zabawy, emanującym pozytywizmem chłopakiem, o przepraszam – teraz już mężczyzną…
Teraz, gdy już znamy historię życia i „kariery” Jenosika, przydałoby się kilka słów o nim samym. Większość można by co prawda wywieść z jego historii, ale przedstawię to ściślej.
Co jest życiowym celem Jenosika? Co najważniejsze – nie dać się złapać, a tym bardziej zabić. Został wychowany na człowieka dobrego i przyjaznego, jednak cały czas pozostał zbójem, właśnie zbójem i nie zna on innego sposobu na życie, a aktualnego w ogóle nie chce zmieniać – oto i powód dla, którego robi, to co robi.
Odnośnie ludzi z nim związanych… mogę jedynie napisać, że ma bardzo wielu i przyjaciół, znajomych, pośród okolicznych mieszkańców – górali, którzy na pewno za nic go nie zdradzą – zarówno z tego powodu, że go lubią, zarówno z szacunku do opiekunów Jenosika, których też większość dobrze zna i akceptuje, zarówno ze strachu przed zemstą zbója, który mimo wszystko jest zbójem i może być bardzo niebezpieczny. Jenosik może też poszczycić bardzo dobrą i wierną życiową partnerką – Maraviel, która wybrała dla niego trudniejsze życie, odrzucając szlacheckie wygody.
Jenosika wyróżnia sporo niezwykle rozwiniętych cech fizycznych. Otóż, zawsze był niezwykle wytrzymały fizycznie – nie męczyły go długie biegi po górach, a także szybki i zwinny. O jego niezwykłej sprawności fizycznej najlepiej świadczy pewna góralska opowieść, która mówi o tym, że podczas ucieczki przed pogonią, aby zgubić nieprzyjaciół przeskoczył lokalną rzekę, zwaną Dymańcem, w miejscu gdzie jest ona szeroka na jakieś piętnaście łokci! Niezwykły jest też jego charakter i usposobienie, o czym już wspomniałem wielokrotnie, jako że Jenosik był przychylny i pozytywnie nastawiony do, prawie każdego, pozwalało mu to bez problemu zjednywać sobie i nastawiać dobrze do siebie ludzi.
Zastanawiać może jego zawołanie – Jenosik, co to właściwie jest za imię, co za pseudonim? Jego wytłumaczeniem jest pewna przykra przypadłość rozbójnika i gra słów wymyślona przez członków Bandy Jędrka. Samo „jenosik” to tak naprawdę dwa wyrazy: „jeno” i „sik”, a te natomiast wzięły się od „jeno” i „sika”, gdyż zawołanie „jenosika” było dość niewygodne w użyciu. O co tu naprawdę chodzi? Prawda jest taka, że owa przypadłość rozbójnika polega na tym, że bardzo często musi się opróżnić – wysikać. Są to sprawy dość „drobne” i krótkie, ale częste przez co denerwujące i dokuczliwe. Górale powiadają, że czasem nawet jak się z dziewczyną na sianko, Jenosik wybrał, to i wtedy przerywać za potrzebą mu się zdarzało. Sam Jenosik wybrał się raz z ową przypadłością do pewnego wędrownego znachora, a ten powiedział mu, że to jakaś „wrodzona przypadłość na pęcherzu”, ale kto to słyszał, żeby człowiek pęcherz jakiś miał, co? „Przecież wiadomo, że pęcherze to ino ryby mają…” – tak mu na to górale odrzekli i pozostał Jenosik na zawsze Jenosikkiem…
Teraz rozbójnik wraz z Maraviel przebywają w jednej z licznych górskich chat, mają małą hodowlę kóz i owiec, żyją jak zwykli górale. Dlatego też, jeżeli nie znałeś, nie widziałeś, lub nie masz dokładnej informacji, że to on (a nie ma nikogo kto by ci takowej udzielił), to nie ma sposobu na odróżnienie Jenosika od zwykłego górala. Maraviel także, odziana w góralskie ubrania, bez makijażu i pięknej fryzury, jest nie do rozpoznania dla ludzi Miromira, którzy wielokrotnie już ją widzieli, nieraz zajeżdżając na ich hodowlę w poszukiwaniu rozbójników, i ani razu nie poznali. Cała historia dzieje się w niewielkiej prowincji będącej pod rządami niejakiego Miromira – prowincji, gdzie większość mieszkańców utrzymuje się z hodowli i roli. Prowincja zwana Mirokrajem (od imienia władcy) obejmuje głównie kilka niewielkich pasm górskich, dolin i kotlin pomiędzy nimi. Jedynym miastem jest tu całkiem spore Zasypane, które jest tutaj głównym, a właściwie jedynym ośrodkiem handlu. Całość jest oczywiście pod ogólną władzą króla Keadwen. Miejscowy władyka cały czas snuje ambitne plany rozwoju swych włości i w miarę możliwości sukcesywnie je realizuje, aktualnie jego głównym celem jest walka ze wszelakimi rozbójnikami.
Pozostaje już tylko kwestia tego ile można się dorobić na pomocy władyce w walce ze zbójcami. Jako, że Miromir z początku zebrał na te cele dość pokaźne fundusze, więc ustalił stałe sumy jakie można otrzymać za wszelaką pomoc w walce z rozbójnikami (a szczególnie Jenosikiem i Bandą Jędrka) od razu odłożył na to określony, spory fundusz. Tak więc nagrody te, ustalone kilka lat temu są niezmienne i takie zapewne pozostaną.
NAGRODY W KWESTII JENOSIKA I WALKI Z GÓRSKIMI ROZBÓJNIKAMI
Za jakąkolwiek informację o Jenosiku lub Bandzie Jędrka | 100 denarów |
Za wskazanie miejsca pobytu Jenosika, B.J. lub przetrzymywania Maraviel | 2000 denarów |
Za odbicie, uwolnienie Maraviel | 5000 denarów |
Członek Bandy Jędrka żywy lub martwy | 7500 denarów |
Jenosik żywy lub martwy | 12500 denarów |
Za jakąkolwiek informację na temat jakiegokolwiek górskiego rozbójnika | 50 denarów |
Za wskazanie miejsca pobytu jakiegokolwiek górskiego rozbójnika | 500 denarów |
Za złapanie jakiegokolwiek górskiego rozbójnika | 2500 denarów |
Za zabicie jakiegokolwiek górskiego rozbójnika | 2000 denarów |
To wszystko w kwestii Jenosika, drugiego z przedstawionych tu niezwykłych rozbójników, zostało już tylko co nieco na temat trzeciego…
– Coście mówicie szanowne państwo, że to wcale nie plugaw i paskudny zbój był, ten Jenosik… Jakoby was okradł to byście opiniję o nim wnet zmienili i to na w całkowitości odwrotną… A dodać trzeba, że gdyby was nie dajcie bogowie dobrzy, ten zbój okradł, to tak by was okradł, że najcenniejsze sprzęty czy pakunki by wam zabrał… A wtedy juże byście wiedzili, co że człek to plugaw i takoj naprawdę niedóbr jak zbój każdy inny… O widzicie, już się pan Niecierpliw uspokoił, już wi, że dzida nie ma co pospieszać, że jak prawić zaczął to i prawić skończy… Że jak powiedział – o trzech zbójcach będzie – a na razie o dwu powiedział, to i zara o trzecim powie… A coście wy panie mówicie, coby mi więcej piwa nie dawać, bom gotów się schlać i historyji nie ukończyć… Oj panie, panie, przecie dziad wędrowny przenigdy się w czasie prawienia opowieści nie schleje, toć dziad tom historyją na życie zarabia, a czy człowiek praw podczas pracy winien się schlewać, o nie panie, takoż widzicie… Więc, dajże no dzieweczko tu ino szybko kufel jaki, bo już mi się od tego gadania gardło schnąć poczęło… Tak więc, byście się państwo nazbyt długo nie wynudzali i coby wam wieczoru nie przedłużać, pora bym dokończył prawić to, co prawić, żem parę godzin temu naczął…
– Mówić mi o kolejnym każecie, a wasz to wybór skoro usłuchać o nim opowieści skłonni i ciekawi jej jesteście, tedy powiem, prawił będę… A trzeci, co szanownym panom, o nim powiem, cobyście się wystrzegali, to rozbójnik nader wredny i dokuczliw bardzo… Zaległ on w lasach, gdzie pakt z samymi najwyższymi natury demonami zawarł…
Ramcujs
Keadweńska puszcza jest bardzo, duża i rozległa, zajmuje około dwóch trzecich kraju i, wciąż, w większości mocno zdziczała. Właśnie w pewnym z takich dzikich lasów, oddalona jakieś trzy dni drogi przez knieję od najbliższej osady, stała swego czasu niewielka, drewniana chatka. W chatce tej mieszkała dość spora rodzina: dwoje seniorów rodziny – nie zajmujących się praktycznie niczym poza drobnymi pomocami w gospodarstwie, trzech ich synów – dwaj pracowali przy wyrębie drzew w pobliskiej wiosce (wracając do domu tylko raz na jakiś czas) i jeden zajmował się myślistwem (raczej kłusownictwem), dwie córki i żony trzech synów – wszystkie kobiety zajmowały się domem i wszelakim zbieractwem, było tam też kilka dzieci – które to zajmowały się wszystkim po trochu i głównie nie tym co trzeba. Tak oto żyła sobie ta rodzinka, bardzo ze sobą zażyła, wszyscy wspierali się wzajemnie, pomagali sobie, kochali się nawzajem. Pewnego roku jednak na rodzinę, spadł istny grad nieszczęść i tragedii: synowie – drwale zostali zaatakowani przez dębostwora i zginęli w jego uścisku, tego, który trudnił się kłusownictwem ciężko ranił niedźwiedź – przez wiele dni leżał sparaliżowany, niestety zmarło mu się w końcu, jego żona powiesiła się z rozpaczy, dwie córki porwała w wiosce jakaś bandycka hulajpartia, a reszcie nie pozostało nic innego jak żyć dalej w rozpaczy i żałobie. Dzieci szybko wyszkoliły się we wszelakich zdolnościach, jakie mogły nabyć i jak mogły najlepiej, starały się pomagać, pozostałym dwu kobietom i dziadkom. Życie toczyło się w ten sposób przez kolejne kilka lat, aż przyszedł rok, że w lutym, tuż po Imbaelk, zmarło się babce, a tego samego roku parę dni przed Velen, także i dziadek rodziny opuścił ziemski padół. Na wiosnę roku kolejnego dwie pozostałe kobiety postanowiły, że niebezpiecznie jest tak siedzieć w tej puszczy, a jako że miały już spore oszczędności postanowiły przenieść się wraz z dziećmi od jakiejś wioski, a może nawet i małego miasta. Jednak jeden młodzieniec zbuntował się wielce przeciw tej inicjatywie, stwierdził, że wychował się w lesie i chce żyć w lesie, a nie w jakichś miastach. Oczywiście kobiety szybko wyperswadowały mu, głównie za pomocą nahaja, co ma myśleć o ich pomyśle i przedstawiły mu co robią sobie z jego zdania. Chłopak był zawzięty i z miejsca postanowił uciec, skoro rodzina nie chce takiego życia sam będzie je wiódł, bo jemu ono odpowiada. Kilka dni później uciekł z domu i wybrał się w długą wędrówkę po Keadweńskich lasach, chłopak ów, w ten czas szesnastoletni, syn tego, który był kłusownikiem, nazywał się Ramcujs…
Ramcujs przez wiele lat wędrował po lasach całego kraju. Z przeżyciem nie miał problemu, gdyż wychował się w lesie i posiadł wiele umiejętności pozwalających znaleźć pożywienie i schronienie, w tego typu środowisku. Jego wędrówki przebiegały praktycznie od wioski do wioski, w których zawsze jakąś robotę lub sprzedawał to, co po drodze zebrał, czy upolował – w ten sposób zdobywał nieco pieniędzy, bez których, jak wiadomo, w tym świecie nie miał szans na przeżycie.
Pewnej wiosny zawędrował na tereny, gdzie lasy były bardzo urodzajne, pełne zwierzyny, a strumienie czyste i wartkie. Była to kraina pagórkowata, tak więc znajdując odpowiedni punkt widokowy, można było obserwować rozciągające się tu piękne krajobrazy. Ludzi było tu niewiele – kilkanaście małych osad, rozrzuconych na dużym obszarze – a żyli oni w radości i zgodzie z naturą. Ramcujs uznał, że to kraina dla niego, to będzie jego nowy dom. Za zaoszczędzone grosiwo kupił materiały potrzebne mu do zbudowania sobie siedziby. Wybudował coś w rodzaju domku z zagrodą i obejściem. Postawił to przed jaskinią, którą także, oprócz ziemi na której postawił swoje domostwo i odgrodził zabudową, i ją sobie przywłaszczył. Tak powstało jego małe królestwo. Zajął się tym co potrafił najlepiej – polowaniem i kłusownictwem, a miał do tego naprawdę wielki talent i niebanalne umiejętności. Konstruował i rozstawiał po lasach przeróżne, wymyślne pułapki i sidła. Lasy owe były nadzwyczaj bogate we wszelaką zwierzynę, więc prawie zawsze się coś łapało – od zwykłych lisów, po potężne jelenie, a nawet daniele i inne tym podobne zwierzęta. Ramcujs sam doskonale oprawiał zwierzynę i to co nie było mu potrzebne sprzedawał w pobliskich wioskach, a jako że robił to często i w miarę tanio, ludzie polubili go i stali mu się bardzo przychylni i przyjaźni w całej okolicy. W wolnych chwilach, których miał bardzo niewiele, zajmował się wszelakim zbieractwem, tak więc ogólnie wszystkiego miał pod dostatkiem. Był typem samotnika, czasami tylko bywał w wiejskich karczmach zabawiając co nieco z tamtejszymi. Tym sposobem Ramcujs wiódł całkiem spokojne i dostatnie życie przez ponad rok, aż do pewnej jesieni…
Pewnej jesieni, właściwie drugiej spędzanej przez niego w tej pięknej krainie, przy gęstej mgle Ramcujs wybrał się sprawdzić sidła i pułapki. Wielokrotnie robił to przy takich warunkach, świetnie orientował się w terenie i wędrowanie we mgle nie stanowiło dlań problemu. Tym razem zbłądził jednak i wpadł we własną pułapkę. Tego dnia został przyłapany i oskarżony o kłusownictwo w lasach. Oskarżycielami nie były żadne organy władzy, czy królewskiej jurysdykcji, tym co go oskarżyło była sama natura. Właściwie istota będąca ucieleśnieniem mocy natury – Elaine Aard Luned Woedd – tak się przedstawiła, oczywiście Ramcujs w ogóle nie znając Starszej Mowy nic z tego nie rozumiał. Oskarżyła go o to, jak wiele zwierząt uśmiercił, jak często ingerował w naturę, za pomocą śmierci, której nawet do końca nie rozumiał. Wytłumaczyła, że sama sprawiła aby mgła i las zwiodły go we własne sidła, wytłumaczyła, że teraz on powinien zginąć. Postanowiła dać mu jednak szansę, wystawić na próbę, tłumacząc zbliżającym się znacznie większym zagrożeniem dla jej pięknej, z trudem stworzonej i pielęgnowanej, krainy. Poddała go próbie, miał przejść przez Magiczny Zagajnik, nieuzbrojony, wyzbyty wszelkich złowrogich myśli wobec natury, która mocno mu tam dokuczyła. Miał też wyrzec się na zawsze wszelkiej przemocy wobec zwierząt. Przeszedł próbę, a Pani Natury – jak kazała mu do siebie mówić – ustaliła mu nowe życie, a dodatkowo obdarzyła pewnymi dość potężnymi mocami. Zapragnęła jednak za to przysięgi, przysięgi wierności, przysięgi krwi, którą Ramcujs miał jej złożyć.
Tereny owe, na których swego czasu zadomowił się nasz bohater, prawnie były terenami niczyimi. Co prawda leżały w obrębie granic Keadwen, jednak była to kraina zapomniana i nie rządzona praktycznie przez nikogo. Panią była tu Elaine Aard Luned Woedd, istota niezwykła obdarzona niezwykłymi mocami, pozwalającymi jej wręcz kierować naturą. Przypominała trochę elfkę, driadę, rusałkę itp., posiadała moce podobne druidom, jednak znacznie potężniejsze, nie wiadomo skąd się wzięła i od ilu wieków już tu jest. Tworzyła i pielęgnowała tą krainę od dawien dawna, zachowując tu urodzaj i doskonałą harmonię, w czym także pomocni byli ludzie (oczywiście w odpowiednich ilościach – kontrolowała też populację ludzi, za pomocą różnych klęsk żywiołowych, czy chorób). Można by rzec, że była jak „lokalna matka natura”. W sąsiadujących z Krainą, od zachodu, włościach panował jednak władyka, który postanowił zagarnąć sobie, te urodzajne, prawnie niczyje ziemie, gdyż pewnego razu poznał się na żyzności, wszelakim urodzaju, dobrobycie i obfitości natury tych terenów. Oficjalnie je zajął obsadził tam swoich ludzi i zamierzał rozpocząć rabunkową eksplorację, polegającą na wycięciu lasów i masowych polowaniach na zwierzynę. Pani Natury skierowała Ramcujsa do walki z plugawym „uzurpatorem”. Dodatkową motywacją było dla Ramcujsa także to, że ludzie władyki zniszczyli jego „małe królestwo”…
Ramcujs Rozpoczął wojnę z władyką – hrabią Kirenaksem, gdyż tak się ów zwał. Walka polegała na przeróżnych metodach, np. kierował atakami dębostworów i innych leśnych stworzeń na wycinających lasy drwali – tworząc tym niesamowity popłoch pośród nich. Po lasach konstruował tak przemyślne pułapki, aby sami myśliwi najęci przez hrabiego się w nie łapali – równocześnie za pomocą swych nadprzyrodzonych umiejętności ostrzegając przed nimi zwierzęta. Sam także, co stało się dla hrabiego najbardziej dokuczliwe, rabował i zastawiał pułapki na gościńcach, co znacznie utrudniało handel i zniechęcało kupców do bywania w tych okolicach. Czasami nawet kazał zwierzętom to robić, lub sam zakradał się do pałacu i innych włości hrabiego. Kilka razy nawet bezczelnie, na oczach samego hrabiego wykradał coś z jego domu. Hrabia też nie próżnował, zaczął urządzać obławy, najmować ludzi, podburzać mieszkańców przeciw Ramcujsowi. Leśnego rozbójnika nieraz spotkała trudna konfrontacja z przeróżnymi łowcami nagród, czy jakimiś innymi najmitami. Ci kilka razy nawet go ranili i wielokrotnie niszczyli kryjówki Ramcujsa. Wojna trwa już wiele lat i jak dotąd żadna ze stron nie zdobyła ani na moment znaczącej przewagi, obydwaj przeciwnicy hrabia i Ramcujs bardzo głęboko pozachodzili sobie wzajemnie za skórę, obaj z wielką zawiścią i zawziętością dążą do zniszczenia przeciwnika – Ramcujs stara się to zrobić w miarę pokojowo, wspierany przez samą naturę, a Kirenaksem dąży do unicestwienia zbója, przeznaczając na to pokaźne środki…
Trzeba jeszcze dodać, że aktualnie Ramcujs skoncentrował się głownie na doszczętnym okradaniu wszelakich handlowców, jacy zawitają w te strony i napatoczą mu się – robi tak dla tego, że jest to najbardziej szkodliwe dla władyki, któremu ogranicza się handel, przez co i rozwój jego włości, a na dodatek może się naprawdę sporo dorobić. Dlatego też podróżowanie w tych okolicach jest aktualnie bardzo niebezpieczne.
Tyle to można by powiedzieć o historii ostatniego z prezentowanych tu rozbójników. Oczywiście zostało jeszcze troszkę faktów do powiedzenia o Ramcujsie.
Jak wyczytać można z powyższego tekstu Ramcujs zajmuje się, tym czym się zajmuje praktycznie z jednego powodu. Z powodu złożonej Pani Natury przysięgi, która zobowiązała go do walki z wrogami jej i z wrogami Krainy. Poza tym „hrabia i Ramcujs bardzo głęboko pozachodzili sobie wzajemnie za skórę” – teraz prowadzą coś w rodzaju gry gdzie na przemian odpowiadają sobie doskwierającymi ciosami i chytrymi zagrywkami. Wzmożonym rabunkiem na drogach i gościńcach Ramcujs zajął się dlatego, że jest to najskuteczniejsze i najbardziej dokuczliwe w walce z hrabim – gdy ten co chwila słuchać musi zażaleń przeróżnych handlowców i kupców – a dla rozbójnika jest to także niezwykle dochodowe zajęcie, więc mu się spodobało…
Ramcujs to typ samotnika, jedyną dobrze znaną mu osobą jest Elaine Aard Luned Woedd – Pani Natury, która jak tylko może wspiera go w wojnie z hrabią. Zna też kilku wędrownych paserów, którzy kupują od niego nielegalny, zrabowany towar. Okoliczni mieszkańcy są do niego nastawieni raczej obojętnie, dopóki nie wyrządzi im jakiejś krzywdy itp.
Fakt posiadanych przez Ramcujsa talentów i zdolności sprawia, że naprawdę bardzo mocno wybija się on z pośród „zbójeckiego cechu”, wszystkie te umiejętności pozwoliły mu przetrwać i prowadzić życie oraz swoją walkę po wszelakich lasach. Ramcujs ma niezwykły talent w konstruowaniu wszelakich pułapek i ich umiejętnym rozstawianiu, nauczył się też doskonale polować i tropić zwierzynę, potrafi także przetrwać w najdzikszych puszczach bez problemu odnajdując w nich pożywienie i schronienie. Posiada także nadprzyrodzoną zdolność orientacji w terenie i wyczucia kierunku. Wieloma niezwykłymi mocami obdarzyła go Pani Natury, dała mu zdolności pozwalające na rozmowę ze zwierzętami i roślinami (ogólnie z całą „naturą), dała mu także obszerną wiedzę na temat zwierząt, roślin i lasów ogólnie, obdarzyła go nawet mocami władania zwierzętami – rozkazywania im, a nawet śladowymi zdolnościami władania całą „naturą” – różnymi istotami, roślinami, czy pogodą. Wszystkie te zdolności bardzo skutecznie pomagają mu w jego życiu, polegającym na walce z hrabią Kirenaksem.
Gdzie właściwie toczy się akcja całej tej historii? Są to zarówno dawne tereny hrabiego jak i Kraina, stworzona przez Panią Natury – na tych obszarach Ramcujs nieustannie toczy wojnę z władyką. Tereny te leżą mniej więcej w połowie linii prostej łączącej na mapie okolice pradawnego, elfiego miasta Shaerrwedd z miejscem gdzie Góry Sine łączą się z Górami Ognistymi. Gdzieś na tych pagórkowatych terenach znajdują się, prawnie nadane przez króla, włości hrabiego Kirenaksa. Jeżeli chodzi zaś o kryjówkę Ramcujsa to nie wiadomo gdzie dokładnie się ona znajduje, z natłoku plotek na ten temat wywieść można jedynie, że prawdopodobnie jest to jakaś jaskinia, ukryta gdzieś w Magicznym Zagajniku Pani Natury.
Została ostatnia już kwestia – kwestia nagrody za Ramcujsa. W przeciwieństwie do innych reprezentantów lokalnej władzy (w opisach poprzednich bohaterów) hrabia Kirenaks nie przeznaczył wielkich środków na gro przeróżnych nagród, za przeróżne pomoce w sprawie walki z rozbójnikiem. Wyznaczył tylko jedną nagrodę i odłożył na nią zarówno środki własne, jak i otrzymane od króla i zostawił wszelakim chętnym tylko jeden sposób zarodku na walce z Ramcujsem.
NAGRODA ZA RAMCUJSA
Ramcujs żywy lub martwy | 17500 denarów |
I to by było w sumie na tyle jeśli chodzi o trzeciego z bohaterów – Ramcujsa, Keadweńskiego leśnego rozbójnika.
– A i widzicie, jako każdy i ten zbój niegodziw wielce i plugaw… Tak, jeżeliście kupcami jakimi są albo i innymi handlarzami łuuukiem szerokim tereny te, com o nich mówił gdzie leśny zbój grasuje, wymijajcie a strzeżcie się, bo jak na was ten Rumcujs plugaw padnie, to całkiem ograbi i z pustymi ręcami się w środku lasu ostaniecie…
– No, tom ja już skończył moją opowieść, rzec mogę jeno, że to by było na tyle… O, widzę, że pany i po wszystkim hojni są wielce poczciwemu dizdowi, mile to dla dziada hojnie po długim, męczącym prawieniu, obdarowanym monetą być… Och, a jakiż pan Niecierpliw hojnym i szczodrym się okazał, nie że złe to, ale baczcie panie, cobyście czasem całego majętku nie porozdawali… He, he… Co panienka powiada? Że nie do końca prawdą, to com opowiedział jest, że za bajeczne to i niesamowite… Ja tam nie wiem, ja swoje żem opowiedział, a wierzyć czy nie wierzyć to już wasz, szanownych słuchaczów, problem… Nic przeto to nie było, jeno gadanie starego, poczciwego dziada…
Charakterystyka
Dla swoistego wykończenia i zamknięcia opisu tych bohaterów, zamieszczam tutaj ich charakterystykę. Jest to charakterystyka stworzona wedle mojego uznania i wszelkie kwestie, które ona zawiera, mogą być oczywiście dowolnie zmieniane i modyfikowane, według uznania i wizji świata każdego Bajarza. Może nie należałoby nazbyt zmieniać umiejętności przez te postaci, gdyż te uważam za dobrze dobrane. Jednak wszystko, co chyba jasne, zależy jedynie od zdania na ten temat Bajarzy, tych którzy oczywiście zechcą owych bohaterów wprowadzić do prowadzonej przez siebie gry.
– Co ty panienko powiadasz?.. Chcesz bym dokładniej o samych zbójach i ich zdolnościach opowiedział… No, mogę opowiedzieć, jak panienka ładnie prosi.. A jużem myślał, że koniec gadanie na dziś wieczór… Ech, ciężkie jest życie, nawet życie prostego dziada bajarza…
Postać
Ali – Papa
Rasa
Człowiek
Cechy
Ko: 4 Po: 3 Si: 3 Zm: 5 Zr: 4 Zw: 4
In: 3 Og: 4 Wo: 3
Umiejętności
Akrobatyka 4
Czytanie i pisanie: wspólny 3
Dociekliwość 1
Dowodzenie 4
Empatia 5
Etykieta 1
Gibkość 2
Jeździectwo 2
Języki: wspólny 3 *
Koncentracja 1
Nasłuchiwanie 3 *
Pływanie 2
Przekupstwo 2
Przemawianie 4
Przenikliwość 2
Przeszukiwanie 1
Przetrwanie 2
Rozmawianie 3
Rzucanie 5 *
Skradanie 4 *
Spostrzegawczość 5 *
Szelmostwo 3
Taktyka 3
Unik 4 *
Walka bronią 4 *
Walka wręcz 2 *
Widzenie w ciemnościach 2
Wiedza: Rodz. okolica 2 *
Wiedza: Keadwen i jego społeczeństwo 4
Wigor 2 *
Włamywanie 3
Wspinaczka 4 *
Zastraszanie 4
Zimna krew 3
* Umiejętności otrzymane dzięki rasie
Osobowość
Przygoda (2), reputacja (3), honor (4)
Przeznaczenie
Właściwie nieznane
Żywotność i stany zdrowia
32 (8/16/24/32)
Walka
Obrona (dystans/broń/wręcz) 2/6/4
Zbroja: Brak
Broń: 5 orionów (k3 + 8), dwa sztylety (k3 + 7), zerrikańska szabla (k6 + 7)
PW: 26
Magia
Obrona (czary/modlitwy/znaki) 2/2/2
Znane manewry w walce wręcz
Pochwycenie,
Dźwignia,
Kopnięcie w podbrzusze,
Znane manewry w walce bronią
Finta,
Palestra,
Patinado,
Riposta,
Szachowanie,
Imbroccato,
Pchnięcie w odkryte,
Piruet,
Tempo,
Cięcie w przelocie,
Rozbrojenie,
Incartata,
Znane manewry w rzucaniu
Daleki rzut,
Dwa noże,
Precyzyjny rzut,
Między płyty,
Rzut z konia,
Namierzanie,
Zbicie pocisku,
Rykoszetowanie,
Pozostałe współczynniki
Szybkość marszu 40 km/8h
Szybkość w walce 20 m/rundę
Udźwig 45 kg
Udźwig maksymalny 140 kg
Postać
Jenosik
Rasa
Człowiek
Cechy
Ko: 5 Po: 5 Si: 3 Zm: 3 Zr: 3 Zw: 5
In: 3 Og: 3 Wo: 2
Umiejętności
Akrobatyka 3
Empatia 1
Gibkość 3
Języki: język ojczysty (góralski) 3
Języki: wspólny 2 *
Nasłuchiwanie 2 *
Pływanie 2
Polowanie 2
Przetrwanie (w górach) 3
Rozmawianie 3
Rzucanie 3 *
Skradanie 3 *
Spostrzegawczość 3 *
Unik 4 *
Walka bronią 4 *
Walka wręcz 3 *
Widzenie w ciemnościach 1
Wiedza: Rodz. okolica 2 *
Wigor 4 *
Wspinaczka 3 *
Zimna krew 3
* Umiejętności otrzymane dzięki rasie
Osobowość
Przygoda (4), reputacja (2), honor (3)
Przeznaczenie
Właściwie nieznane
Żywotność i stany zdrowia
35 (9/18/27/35)
Walka
Obrona (dystans/broń/wręcz): 3/7/6
Zbroja: Brak
Broń: Kord (k3+7), zbójecka ciupaga (k6+7), długi nóż (k2 + 6)
PW: 28
Magia
Obrona (czary/modlitwy/znaki): 1/1/1
Znane manewry w walce wręcz
Kombinacja ciosów,
Pochwycenie,
Kopnięcie w podbrzusze,
Wyłamanie broni,
Blok obezwładniający,
Znane manewry w walce bronią
Palestra,
Powstrzymanie szarży,
Riposta,
Potężny cios,
Szachowanie,
Rozbrojenie,
Incartata,
Młynek,
Zamaszyste cięcie,
Znane manewry w rzucaniu
Daleki rzut,
Dwa noże,
Precyzyjny rzut,
Pozostałe współczynniki
Szybkość marszu 56 km/8h
Szybkość w walce 30 m/rundę
Udźwig 45 kg
Udźwig maksymalny 140 kg
Postać
Ramcujs
Rasa
Człowiek
Cechy
Ko: 4 Po: 3 Si: 3 Zm: 4 Zr: 4 Zw: 3
In: 3 Og: 2 Wo: 3
Umiejętności
Akrobatyka 2
Gibkość 1
Języki: starsza mowa 2
Języki: wspólny 3 *
Język natury 4
Nasłuchiwanie 3 *
Obrabianie zwierzyny 4
Orientacja w terenie 5
Pływanie 2
Polowanie 5
Przetrwanie (lasy) 5
Rybołówstwo 2
Rzucanie 1 *
Skradanie 4 *
Spostrzegawczość 2 *
Strzelanie 2
Tropienie 5
Unieszkodliwianie pułapek 5
Unik 2 *
Uzdrawianie 1
Walka bronią 3 *
Walka wręcz 3 *
Wiedza: Rodz. okolica 1 *
Wiedza: Rośliny 3
Wiedza: Zwierzęta 4
Wiedza: Środowisko leśne 4
Wigor 3 *
Władanie zwierzętami 2
Władanie naturą 1
Wspinaczka 3 *
Zastraszanie 2
Zimna krew 2
* Umiejętności otrzymane dzięki rasie
Osobowość
Przygoda (3), reputacja (2), honor (4)
Przeznaczenie
Właściwie nieznane
Żywotność i stany zdrowia
32 (8/16/24/32)
Walka
Obrona (dystans/broń/wręcz) 2/5/5
Zbroja: Brak
Broń: Miecz jednoręczny (k3 + 7), krótki łuk (3k3 + 2), kordelas (k3 + 6)
PW: 20
Magia
Obrona (czary/modlitwy/znaki) 2/2/2
Znane manewry w walce wręcz
Kombinacja ciosów,
Pochwycenie,
Dźwignia,
Wyłamanie broni,
Blok obezwładniający,
Chwyt klamrowy,
Znane manewry w walce bronią
Finta,
Palestra,
Riposta,
Szachowanie,
Imbroccato,
Tempo,
Rozbrojenie,
Znane manewry w strzelaniu
Daleki strzał,
Dwie strzały,
Precyzyjny strzał,
Pozostałe współczynniki
Szybkość marszu 32 km/8h
Szybkość w walce 15 m/rundę
Udźwig 45 kg
Udźwig maksymalny 140 kg
– To tyle co właściwie mógłbym o tych trzech rzec… I proszę panienko, nie męcz mnie już pytaniami a prośbami… Dość jużem się na dziś nagadał… Pora wreszcie począćby się bawić… Graj muzyko! Pora na tańce a zabawy, dość już i was, szanowni gościowie, i się wymęczyłem tym gadaniem…
Dopiero późną nocą, gdy wędrowny dziad skończył już prawić o tym, co to się w świecie szerokim za dziwy dzieją, w dużej, przydrożnej karczmie, leżącej gdzieś na szlaku z Wyzimy do Mariboru, rozpoczęła się właściwa zabawa i tańce, jak adekwatne do okazji – święta Birke – początku wiosny…
Pomysły przygód, a raczej epizodów
Ostatnim co mogę zaoferować, przy tym artykule, jest parę pomysłów na przygody, a raczej pojedyncze epizody, związane z owymi rozbójnikami. Nie są to długie i szeroko rozwinięte pomysły, a raczej pojedyncze zdarzenia – natomiast każdy Bajarz z nich korzystający powinien wyprowadzić dopiero prawdziwe scenariusze, a za tym idące, mam nadzieję, ciekawe i emocjonujące prawdziwe przygody…
Czy dogonisz Jenosika?
Krótko. BG zostają zwerbowani przez Miromira. Ten daje im mnóstwo dokładnych informacji i za dorwanie rozbójnika oferuje 10000 denarów. Według informacji Jenosik organizuje huczną zabawę z okazji czwartej rocznicy „porwania” Maraviel, sprasza tam wszystkich przyjaciół i dobrych znajomych. Całe przyjęcie odbędzie się w wynajętej ku temu karczmie „Rym” w miejscowości Sucha Dziadydzka. Plan akcji zostaje do opracowania dla graczy. Muszą naprawdę nieźle kombinować, żeby się tam zakraść, a na dodatek w jakiś sposób złapać Jenosika. Jak będą kombinowali, to pozostaje, oczywiście tylko i wyłącznie kwestią intencji oraz pomysłowości graczy. W kulminacyjnym momencie planu jednak coś się nie powodzi. BG zostają przyuważeni i zdemaskowani. W chwilę potem całe to miejsce i wszystkich gości ogarnia totalny chaos, gdyż na miejsce zabawy przybywają niespodzianie żołnierze Miromira. W tym totalnym chaosie doprowadź Bajarzu do sytuacji, w której jeden z BG zetknie się w bezpośrednim starciu z Jenosikiem. Podczas tego starcia Jenosik straci swoją broń. Nie mając innej, nie zastanawiając się długo, rozbójnik wyskoczy przez okno i zacznie uciekać. BG nie pozostanie nic innego jak wybiec z karczmy i starać się podążyć za nim. Niebo będzie już szare, jakieś półtorej godziny przed świtem, tak więc będą mogli go wypatrzyć, mknącego niestrudzenie po wzgórzach. Teraz niech się rozpocznie pościg. Długi i dramatyczny pościg, w którym BG z trudnością doganiać będą Jenosika na taką odległość by móc utrzymać go w polu widzenia. Rozbójnik jest bardzo szybki i zwinny, dzięki czemu świetnie radzi sobie na „górskiej trasie”, a w dodatku nadzwyczaj wytrwały. Nie można zapominać, że Jenosik co chwila musi się zatrzymać, za potrzebą. Będą to krótkie, ale dość częste przerwy, które powinny znacznie pomóc BG. Jednak mimo wszystko rozbójnik będzie im z powodzeniem uciekał i to coraz dalej. W kulminacyjnym momencie, gdy gracze już przestaną wierzyć w to, że uda im się go złapać, gdy Jenosik będzie tuż, tuż, by uciec… Zaatakuje go niedźwiedź, sytuacja bardzo niebezpieczna, a na dodatek zbójca jest bezbronny. Jedynym ratunkiem dla niego będą BG, czy ci zdecydują się pomóc? Jeżeli tak zrobią ot niedźwiedź się spłoszy, a oni bez problemu złapią ściganego z wielkim trudem zbója. Jenosik będzie błagał, opowiadał, prosił, próbował ich przekupić – przebić ofertę Miromira, aby go uwolnili. Jak zdecydują BG zależy już tylko od graczy? Z ich decyzji może wyniknąć jednak wiele różnych dalszych wydarzeń…
Co wy tu robicie?
To tylko pojedyncze zdarzenie, z którego wiele może wyniknąć. BG od dłuższego czasu wędrują lasami Keadwen, pewnego dnia mają szczęście i trafiają na piękną polanę, leżącą nad idealnie czystym stawem. Mogą się wreszcie wykąpać i porządnie wypocząć. Tak się stało, że jeden z BG położył swój ekwipunek na pewnym pniu, a pień okazał się okogłowem i zaczął szybko uciekać, wyjątkowo szybko, jak na swój gatunek (zaczerpnięte z kampanii do W:GW, autorstwa werta – „Oszukać Przeznaczenie, tom pierwszy: Pierwsza Krew” – chylę czoła ku autorowi). Gracze zapewne zdecydują czym prędzej gonić potwora, ten będzie uciekał na jakieś gęsto porośnięte wzgórze. BG będą widzieli jak okogłów przedziera się przez gęste krzaki, zapewne pobiegną za nim. Nagle, po chwili bolesnego biegu przez gęste i kłujące zarośla, ziemia się pod nimi zarwie i wszyscy BG spadną. Okaże się, że spadną do wnętrza Sezamu – siedziby Ali – Papy i jego Rozbójników. Nie zdążą długo napatrzeć się na bogactwa, które tam znajdą, zostaną szybko przyłapani przez lokatorów. Czy wytłumaczą się, co tu robią!? Będą przesłuchiwani i wypytywani przez członków bandy. Oskarżeni o szpiegowanie, wzięci za czyichś ludzi, najmitów, a nawet płatnych zabójców, łowców nagród. Nie łatwo będzie im się z tego wytłumaczyć, a to czy im się uda zależy tylko od pomysłowości i umiejętności przekonywania, graczy…
Czy nie chcieli byście mi pomóc?
Były już epizody z Ali’m i Jenosikiem, więc pora na epizod z Ramcujsem. BG trafią do Krainy. Tak sobie wędrując, nagle usłyszą jakieś nawoływania pomocy. To Ramcujs, którego BG oczywiście nie znają i o którym nie słyszeli, miał niezwykłego pecha i wpadł we własną pułapkę podczas jej rozstawiania. Poprosi grzecznie o pomoc. Jeżeli BG mu pomogą, ten też mile się odwdzięczy. Zaprosi ich do swojej jaskini i ugości, jak będzie mógł najlepiej. Sporo będzie gadał z BG i o dziwo ich polubi, oczywiście jeśli ci będą mu przychylni. Zaproponuje im współpracę, bardzo przydała by mu się pomoc w walce z hrabią, w układzie, który im przedstawi otrzymywali by połowę łupów. By pomóc BG w decyzji Bajarz mógłby wcześniej doświadczyć ich przez ludzi hrabiego, np. dużym podatkiem za przewóz broni elfiej roboty. Jeżeli gracze się zgodzą, to dopiero zaczną się przygody i zabawa. Jeżeli nie Ramcujs wzruszy ramionami, po czym silnie ich odurzy tak, że nic nie będą pamiętali, obrobi i wyrzuci gdzieś w lesie, bez grosza, prowiantu, ekwipunku i broni…
Więcej pomysłów właściwie nie mam więc to byłyby wszystkie, jakie mam do zaprezentowania…
Słowo końcowe
Jak już wspomniałem we wstępie, według mnie postaci te nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Każdy Bajarz może je wykorzystać jak tylko zechce, czy to przy przygodzie, czy to przy epizodzie, czy jako karczemną plotkę. Pozwalam też oczywiście na dowolne modyfikacje zarówno charakterystyki jak i samych bohaterów, we własnym zakresie każdego Prowadzącego. Ogólnie to wszystko co miałbym do powiedzenia na temat tego tekstu.
Proszę jeszcze o konstruktywną krytykę i zgłaszanie wszystkich błędów, niedomówień, czy uwag na temat tego artykułu, oczywiście jeśli się takowe posiada, czy zauważy…
Dziękuję, koniec.
Versemir
Ech! tyle się napisałem, a nawet nikt mnie nie skomentuje, ani nie oceni… 🙁
Nie umieraj Versemir, właśnie zabieram się za czytanie
Versemir wez nic nie mow… przez Ciebie popadlem w depresje i sie zastanawiam czy jest sens wogle dalej pisac. Chyba rezygnuje a te (marne) arciki nad ktorymi pracuje skoncza swoj zywot w koszu 🙁 Zaje sie lepiej wreszcie szkola i ta matma z ktrej mi nie idzie :/ 🙁
Ludzie nie wiezycie we mnie :), ja tam komentować będę ( Gawel pewnei też) więc pisać bo mi się nudzi i w święta nei mam co robić 🙂
Co do artu to naprawdę świetny, bardzo mi siępodobał, mogę pisać tylko potok nieskończonych pochwał bo nie mam ci żądnych rzeczy do zażucenia, poza kilkoma ort. i sty. ale mniejsza o to, dostał bys 10 ale Jenosik taki trochce gorszy od reszty był, tak mi się wydaję przynajmniej.
Najlepszy był Ali papa którego zamierzam wykożystać w scenariuszu dla mojej drużyny 🙂
Widzę Ugamas, że myślimy odwrotnie, przynajmniej w sprawie tego artykułu. Mnie osobiście najbardziej podoba sie Jenosik, a Ali’ego – Papę uważam za fragment nieco gorszy, ale cóż to kwestia sobistego zdania i opinii…
O gustach sie nie dyskutuje 🙂
uff doczytalem, naprawde dlugi tekst….
dobre, bardzo dobre a wrecz swietne, jeden zlepszych artykulow na stronie wymienie najwieksze plsuy tej pracy (bo jest ich suzo wiec nie bede sie wglebial)
1. Imiona i nazwy zasypane i dymaniec rzadza, to sie udalo brawo
2.ciekawie oprwione w dodtaki (nagrody, bajanie dziada)
3.ciekawy i przydatny opis
4.Artykul rzetelny i zrobiony do konca
5.hehe ten artykul powinien byc podawany w pozytywnych przykladach w moim artykule „zlodziej tez czuje”
a teraz minusy
1.dosc sporo literowek (choc na tak duzy tekst jest niezle)
2.pomysl z ali baba i z sezamem juz kiedys slyszalem (chyba w jednym z dodatkow do WGW)
3. zabraklo robin hooda ;]
Daje bardzo zasluzone 9 i bardzo chwale brawo, brawo, brawo
mi tez jenosik najbardziej sie podoba 😉
Robin Hooda nie ma, bo nie miało być… Ale on i jeszcze paru innych, których zabrakło to w sumie materiał na kolejny taki artykuł – może zrobie małą serię… 🙂
A, jeszcze chodzi mi o te literówki – gdzie je zauważyłeś, Gawle? Pisałem ten tekść w Wordzie i przesłałem go w poprawnej formie… No chyba, że chodzi Ci o fragmenty bajania dziada – w tych popełniałem sporo błędów, w celach stylizacji…
A może słyszałeś pomysł z Sezamem w jakiejś bajce 😉
z opisu wynika, że Ali-Papa wolał rzucać niż walczyć bronią, a w charakterystyce pisze co innego. dziwne….
ale i tak dam 10
W charakterystyce Ali – Papy pisze, że ma Rzucania 5, a Walki bronią 4, oraz w jego uzbrojeniu, że ma oriony i sztylety, którymi może miotać i szablę, której może użyć w bezpośrednim starciu…
Może zobacczyłeś przypadkiem inną charakterystykę, nie Ali – Papy…
oj Versemirze twoja krnabrnosc mnie przeraza ;]
nie powiem ci gdzie widzialem sezam i ali pape bo pozyczylem dodatki do WGW koledze, ale jestem pewny ze to gdzies bylo
A jednak szkoda mi tego Robin Hooda ;] taka sztandarowa postac, okrasc biednych dac bogatym
Aha jest cos nie napisalem w ewidentnych plusach pracy to ze w Ali papie jest wyrazna aluzja (moze nie swiadoma ale wyrazna) do naszej nie dawnej przeszlosci czyli komuny a raczej rewolucji, czy Ali papa nie przypomina wam bolszewkia (ech ta zgnila wyzsza warstwaa;])… Z tego mozna zrobic ciekawy pomysl na przygode
racja, ciekawy pomysł na przygode, to czemu cięjeszcze na forum widze, już mi do pisania 😉 , Gawle jak ci się podoba to może rzeczywiśce napisz przygode bo na stronce coś ostatnio pustawo a i jakiś dobry scenariusz do przeczytania był by mile widziany.
no cuz ze tak powiem moje przygody sa troche dziwne, strasznie zawiklane nie umiem zrobic zadnej zwiezlej, a poza tym ciezko opisac je bo w moich scenariuszach daje maksymalne napiecie na klimat, muzyke, gre aktorska i opisy (bo to mi najlepiej wychodzi) wiec nie wiem jak by to wygladalo na papierze…moze sie zabiore ale mam juz sopro na glowie pisze teraz 3 aartykuly (w tym jeden na ta strone) i mam zamiar poprwaic moje 2 na tej stronie; chyba ze uraczysz mnie swoja pomoca 😉 ostatnio zaczalem praktykowac niesamdzielne pisanie i musze powiedziec ze sie sprawdza
Jesli chodzi o scenariusz to cos tam chcemy z Jadowitym zrobic ale to narazie jest jeszcze w fazie pomyslow zobaczymy co z tego wyjdzie
Gawle uprzedasz fakty… zbyt pochopnie moowisz…
Naucz sie trzymac jezyk za zabkami (chyba ze masz juz je wybite) poki slowa nie zamienia sie w czyny…Ja jeszcze sie nie zgodzilem
Wreszcie mam czas, żeby skomentować Twój artykuł, Versemirze. Więc do dzieła!
Zacznijmy od wrażenia ogólnego. Pomysł na tekst całkiem ciekawy, trawestacja owych zbójów do świata wiedźmińskiego udała się naprawdę dobrze. Czytało się przyjemnie, szczególnie fragmenty opisujące historie delikwentów, no niestety znalazło się kilka czynników, które w przeszkadzały w delektowaniu się ową pracą.
Zacznijmy, na ten przykład od
1. strony technicznej.
Literówki i orty. Masa ich w Twoim tekście, Versemirze. Rozumiem, że skorzystałeś z klawisza F7, ale niestety są błędy, których Word nie wykryje. Przykład? Już podaję.
[i]- Mówić mi o kolejnym karzecie.[/i]
Otóż tutaj powinno być użyte „ż” a nie „rz”. Word nie zaznaczył tego błędu, jako że „karzecie” to 2 os. l. mn. czasownika „karać”.
Poza tym stylistyka. Tutaj już na pewno Word pomóc nie może. Czasami zapominałeś o jakimś słowie w zdaniu, czasami po prostu wypowiedzi brak było logiki.
Posumowując, żadna maszyna nie zastąpi redaktora z krwi i kości. 🙂
2. Kilka nieścisłości i niekonsekwencji. Np. Zasypane. Najpierw piszesz, że jest to [i]mała wioska[/i], a kilka akapitów dalej stwierdzasz, że [i]jedynym miastem jest tu całkiem spore Zasypane[/i]. Jak to w końcu jest?
A teraz trochę moich własnych opini (czyli coś od siebie :))
1. Objętość tekstu.
Rozumiem. Cały czas słychac narzekania, że teksty publikowane na stronce są duuużo za krótkie, ale… Cóż, z tego co wiem, to wielu ludzi nie chce przeczytać Twojego tekstu tylko dlatego, że jest tak długi właśnie! Bo też taki tekst niewygodnie się nieco pochłania. Cóż, ja sama musze się przyznać, że czytałam Twój tekst „na trzy razy”. Tak więc pomyślałam sobie, czy nie lepszym pomysłem byłoby poświęcenie każdemu z Szanownych Panów Zbójów osobnego artykułu, tym bardziej, że, jak sam dwukrotnie zauważyłeś, panowie ci ze sobą nic wspólnego nie mają. W ten sposób prawdopodobnie zyskałbyś kilku dodatkowych czytelników (czyli kilku potencjalnych 'krytyków’).
Ale to jest moja subiektywna opinia spowodowana umiłowaniem dla tekstów krótszych… 🙂
2. Odnośnie opisów tego, jak wygląda obecna sytuacja zbójów.
Szczerze mówiąc chyba lepiej wyglądałoby to w formie bardziej fabularnej niż takiej a la ściąga czy inne wiadomości w pigułce.
3. Jeden mały szczególik, czyli <czepialstwo mode on>
Bo mi się wydawało, że Miromir to 'wypowiedział wojnę terrorystom’ tylko z powodu porwania córki. I że to właśnie jej odzyskanie było tej wojny głównym celem. A tu patrzę na „cennik” i co widzę? Za Maraviel tylko 5 tys., kiedy za Jenosika 12,5! Przecież Maraviel jest dla swojego ojca warta dużo więcej niż jakiś góral! Nie mówię tu o wątpliwej ojcowskiej miłości, ale o korzyściach, które płynąć mogłyby z ewentualnego mariażu z no name [i]władcą sąsiedniej, bogatej i znaczącej, pełnej kopalń i rozwiniętej gospodarczo prowincji, któremu to władcy dziewczyna wyraźnie wpadła w oko[/i]!
4. [i]Więcej pomysłów właściwie nie mam więc to byłyby wszystkie, jakie mam do zaprezentowania…[/i] – to jakoś tak niefortunnie brzmi :/
No, to tyle wytykania błędów, czepiania się etc. 🙂
Co mi się podobało:
Bardzo mi się więc podobały fragmenty stylizowane. Ślicznie Ci to wyszło, Versemirze, prawdziwie ślicznie.
Pogratulować także jeszcze raz trzeba sposobu, w jaki zdołałeś wpleść Zbójów w Wiedźminland.
Widać, że artykuł jest przemyślany i dopracowany. Widać również, że włożyłeś weń dużo pracy i wysiłku. Brawo.
Twój opis jest naprawdę kolorowy a nie czarno-biały. Udało Ci się tchnąć życie w Szanownych Panów Zbójów. Jenosika obdarzyłam szczerą sympatią!
Podsumowując, jak dla mnie to artykuł dobry. Dlatego też dałam [7]
cyt. zrobic ale to narazie jest jeszcze w fazie pomyslow zobaczymy co z tego wyjdzie
to oznacza Jadowity ze to nic pewnego wiec sie nie bulwersuj
dobra klamka zapadła pisze scenariusz (juz zczelem, wiec jesy niezle ;]) i tam poawi sie napewno Robin Hood ;]
Niestety Gawle ja Cięswoją pomocą nie uraczę, bo obecne jestem troche zajęty i mam co pisać:
II tom kampani werta, bo podiąłem z nim współpracę
własna kampania
opowadanie
i dłuuuuuuuuuuugi artykuł o jedzonku i napitku znaczy wszystkie potrawy wymienione w sadze, wszelkie trunki, przyprawy itp. dodatkowo może będą nawet rysunki do potraw, ale to chyba podziele na kilka mniejszych artów.
Oj! Widzę, że nie było mnie tu niespełna dobę i już tu się sporo komentarzy pojawiło… Bardzo dobrze. Widzę też, że będę musiał co nieco polemizować…
Co do Gawla: Chcesz pisać o Robin Hoodzie – proszę bardzo, w takim razie ja nie będę pisał kojlejnego artykułu o zbójach – napiszę o czym innym 🙂
Co do Jadowitego: Jeżeli interesuje Cię moja współpraca, to mogę co nieco pomóc przy pracy twojej i Gawla, o której tutaj co nieco zasłyszałem…
I wreszcie parę słów do feainnei:
Po pierwsze dziękuję za obszerną i konstruktywną krytykę!
Wypowiem się co nieco do twoich uwag:
1. No cóż błędy, błędami – każdemu sie zdarza. „A najlepszym błędy zdarzają się najczęściej” – jak to mój znajomy twierdzi…
2. Hmm, to żeczywiście spore niedopatrzenie z mojej strony, a z twojej dopatrzenie się szczegółu – w sumie to dobrze…
Teraz co nieco do twoich własnych opinii:
1. Może to i dobry pomysł z tymi krótszymi artykułami, ale długi też ma swoje plusy – mianowicie: w trzy krótsze artykuły nie bardzo by mi pasowało wplecenie bajania dziada… A poza tym chciałem napisać długi art., dlatego też tenże jest długi (bez sensu wypowiedź ;))…
3. Jenosika, za jego czyn Miromir darzył szczególną nienawiścią, dlatego z chęcią zapłacił by duużo za możliwość odlania sie na jego grób, lub osobistego przypalenia mu pięt rozgrzanym do białości żelazem…
4. A co właściwie miałem napisać? 😉
I wypowiem sie na temat ostatniego fragmentu twego komentarza:
Bardzo się cieszę, że sie podobało! 🙂
Jeszcze raz dziękuję za obszerną wypowiedź i ciekawą krytykę.
Pozdrawiam
Versemir z Wiedźmińskiego Cmentarza…
Ugamasie, ja się nie dziwię, że nie masz czasu na przeszukiwanie Sagi, skoro całe dnie na WGWO spędzasz :)))))
A teraz EOT i nastąpi komentarz do komentarza komentarza 🙂
1. Mimo wszystko błędy bardzo w czytaniu przeszkadzają. I, no cóż, moje zastrzeżenia nie dotyczą tylko tego tekstu, ale i większości poprzednich.
Z tego co widziałam na Forum, to zgłosiło się kilka osób chętnych do pomocy w redakcji tekstów. Może warto skorzystać? Taki redaktor (albo redaktorka :p ) to całkiem niezła rzecz. Nie dość, że literówki i orty poprawi, to jeszcze może pomóc z merytoryką itp. itd. 🙂
2. Hehe, przynajmniej widać, że czytałam tekst uważnie 🙂
I jeszcze my way:
1. ok, rozumiem o co chodzi z długim artykułem. Rozumiem bardzo dobrze 🙂
3. No dobrze… Ale skoro Miromir był wyrachowanym skurwielem (przepraszam za słownik, ale, cholera, taki właśnie był), to powinien wiedzieć, że chwilowo córeczka jest ważniejsza od wszelakich zachcianek.
Ehhh, ci mężczyźni… Nigdy ich nie zrozumiem :PP
4. Byłoby najlepiej, gdybyś kompletnie pominął ową wypowiedź. Nie wiem, czy przyznawanie się do braku pomysłów jest mądre :)))))
Cieszę się, że się cieszysz, że się podobało. Kiedy dostaniemy więcej?
Pozdrawiam i wesołych świąt
Fenna
🙂
Chyba moża się troche w wigilię poobijać, a nie tylko cały casz pracować 😉
jak zwykle dobry artykuł. Każdy robi błędy ciekawe postacie
Oj feainnea, no muszę Ci na ten komentarz odpowiedzieć, no nie ma rady…
1. Kwestie błędów pozostawiam, tutaj w spokoju i jako, że mam dość rozwinięte zdanie w tej kwestii, to nie zamierzam na ten temat polemizowac.
2. Tutaj chyba nic nie muszę mówić…
Twoja way:
1. bardzo dobrze, że rozumiesz – rozumna dziewczyna… 😉
3. … ale nie ładnie się wyraża – taki już był i tyle.
4. Trzeba być szczerym i otwartym… 🙂
Ja też sie cieszę, że cieszysz, tym że cieszę się z powodu, że Ci się podobało. A jeśli chodzi o więcej to niebawem, niebawem i to całkiem sporo…
Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra…
Versemir
Jak włączyłem artykuł, to sobie pomyślałem że coś w tym moim Explorerze się suwak zrypał. Ale po chwili zorientowałem się, że na prawde ten artykuł jest taki długi.
Jako że nie mam czasu, przeczytam, ocenię i skomentuję później(mam nadzieję że jeszcze w tym miesiącu).
nie ma co Versemir ales artykulik odpierdzielil…to lubie, duzo i dobrze.Nawet bardzo dobrze. Oj podobalo mi sie bardzo
Nie chce tego mowic, bo nie lubie dupowlazstwa, ale…
facet! za taki artykuł warto umierac!!! najszczersze gratulacje ode mnie i wszystkich moich wspolgraczy!
nooooo!!! pelny wypas! kto by pomyslal ze na taki zalesionym zadupiu jak kaedwen mozna spotkac takie ciekawe osobistosci… a ta cena za ich glowy! trza sie na nich zasadzic 😀
A moze napiszesz „O zbujach co w Temeri grasuja”……bo tych tutaj jest troszeczke mało
Tak, od pewnego czasu mam pomysł na kontynuację…
Na początek myślę, o trzech kolejnych: Redania, Temeria, Aedirn – byłby to w sumie opis rozbójników ze wszystkich czterech królestw.
Ale kiedy ja to napiszę… To nie mam obsolutnego pojęcia 🙂
W sumie mógłbybyć z tego niezły cykl… Jednak teraz, w nowej szkole, czas mam baaardzo ograniczony 🙁
nudne, baardzo nudne, zwłaszcza wypowiedź dziada, coś z tym trza zrobić, jako że odpycha to na milę, a w dodatku śmierdzi gównem, albowiem schwarzcharakterem MUSI być kobieta, to daje więcej możliwości, alternatyw, wyborów, stosun…
Co śmierdzi gównem! Sam śmierdzisz, masz kompleksy i dlateog piszesz takie rzeczy. Włożyłem swego czasu tyle pracy w ten artykuł, że żaden gnojek nie bedzie mi tu z takimi tekstami wyskakiwał! Skoro odpycha cie na mile to spierdalaj na tą mile i sie tu kurwa nie odzywaj.
A tak swoją drogą… Co to kurwa jest schwarzcharakter?!
I jak to kobieta daje więcej możliwości… Ty idioto jebany!
Aż się przyjemnie czyta… 😉 Dobra robota!
Pozdrawiam!
Prawie jak Czarna Kompania 😀
Najlepszy jest jeno sik, ekhm Jenosik znaczy się 😉
Nie zgadzam się z porównaniem do Czarnej Kompanii, to dzieło, które czyta się z zapartym tchem. Nie wątpię, że pracy włożyło się w to dużo, ale dla mnie to jest nudne. Ten komentarz to moje zdanie, nie ma co się unosić. Wulgaryzmami nie zaimponujesz Polakowi.