10 najbardziej poszukiwanych przestępców Kontynentu.
Dzisiaj przygotowałem dla Was kolejny praktyczny artykuł, odkładając stylistykę tekstu na nieco dalszy plan. Nie od dziś bowiem wiadomo, że to właśnie teksty praktyczne najlepiej służą Bajarzom, jako rzetelny punkt odniesienia i konkretne źródło natchnienia. Tekst nie jest jednak zupełnie wyprany z warstwy fabularnej – znajdziecie tu zwięzłe opisy bohaterów tła i ich krótkie życiorysy.
Jak można domyśleć się z tytułu, poniższy artykuł nawiązywać będzie do osób, które znane są na Kontynencie z powodu swego specyficznego sposobu postrzegania prawa. Oto przed Wami lista najbardziej charakterystycznych przestępców Kontynentu.
’Czarna dziesiątka’
- Gdyby wśród złoczyńców można było przeprowadzić elekcję, to Basil Claremont (czy jakkolwiek brzmi jego prawdziwe miano) zostałby bez wątpienia królem. Ten płatny zabójca poszukiwany jest przez władze Temerii, Redanii, Kaedwen i kilku mniejszych państw. Problem ze schwytaniem go leży w tym, że nikt nie zna prawdziwego oblicza przestępcy – jest on niekwestionowanym mistrzem charakteryzacji i gry aktorskiej. Basil nie jest typowym siepaczem czy mordercą – to wyrafinowany fachowiec, posługujący się trucizną, dworską intrygą i przekupstwem równie często co sztyletem. Od kilku już lat Claremont zajmuje się eliminacją wysoko postawionych person – urzędnicy państwowi, członkowie magnackich rodów i doradcy królewscy to jego chleb powszedni. Jako że areną jego działań są zazwyczaj dwory i pałace, to powstała teoria, iż zleceniodawcami Claremonta są przedstawiciele Wiecznego Ognia. Im przecież bardzo nie podoba się coraz większa separacja szlachty od kościoła. Jednak ta teoria zostaje tylko czystym domysłem, ponieważ nieznane są prawdziwe motywacje przestępcy, jego źródło utrzymania oraz klientela. Znane są za to powszechnie jego spryt i podejrzliwość. Rok temu, podstawionym przez służby specjalne agentom cudem udało się natrafić na ślad Basila i zaaranżować spotkanie. Żaden z pięciu agentów nie doczekał wschodu słońca – ktoś musiał ostrzec płatnego zabójcę, bo zimne ciała całej piątki zostały znalezione w różnych częściach Novigradu. Cena za żywego lub martwego: 4000 novigradzkich koron.
- Jedni nazywają go Ragnar. Inni mówią na niego Rzeźnik. Jeszcze inni nie nazywają go wcale, bo ciężko cokolwiek mówić, gdy się ucieka. Faktem jest, że wszyscy równo się go boją. Ragnar jest postrachem małych miejscowości od Daevon, aż po Aldersberg. Powiada się, że jest niepełnosprawnym umysłowo sierotą, który w dodatku padł ofiarą nieudanych eksperymentów magów z Ban Ard. Te badania i testy zasiały w głowie Ragnara ziarno nienawiści do całego świata, co stało się przyczyną poważnej choroby psychicznej, która panuje nad umysłem Rzeźnika do dziś. Eksperymenty te zaowocowały też poważnymi konsekwencjami w zakresie rozwoju hormonalnego – przy Ragnarze wół wygląda na szczupłego. A także urodziwego. Człowiek ten większość swego żywota spędza ukryty w lesie lub górach, dystansując się od znienawidzonej cywilizacji i przeklętych, nierozumiejących go ludzi. Gdy przyciśnie go głód lub zaczyna dręczyć choroba psychiczna, Rzeźnik wybiera się z wizytą po okolicznych miejscowościach. I wtedy dla ich mieszkańców zaczyna się koszmar. Ragnarowi zdarza się bowiem tylko kraść jedzenie i trunki, ale znacznie częściej dochodzi do krwawych bójek. Słuchając podszeptów choroby niszczącej jego umysł, Rzeźnik brutalnie zaspokaja swoją nienawiść wobec ludzi, a za pretekst wystarczy mu nawet krzywe spojrzenie. Wielu było takich, co próbowali zdobyć nagrodę za głowę Ragnara. Wszyscy oni gryzą już ziemię, a w karczmach huczą plotki o tym, jak jednego razu Rzeźnik pokonał trzech ciężkozbrojnych gołymi rękami. Cena za głowę: 3800 koron.
- Czy można dostatnio żyć, utrzymując się jedynie ze sztuki? Tak, o ile do rangi sztuki podniesie się fałszerstwo. Powyższe stwierdzenie idealnie pasuje do stylu życia Arianne 'Perły’ Casadores, półelfki wychowanej na przedmieściach Tretogoru. Arianne, gdy przyszło jej wieść życie na własny rachunek, zajęła się portretowaniem przechodniów. Jak niestety wiadomo, opłacalne może być jedynie pokorne portretowanie koronowanych głów, więc półelfka szybko przekonała się czym jest głód i bieda. Była jednak zbyt ambitna, by stoczyć się na margines społeczeństwa i szybko zaczęła wykorzystywać swój niewątpliwy talent w innej dziedzinie życia. Dziedzinie już nie tak bezpiecznej i spokojnej jak sztuka. Arianne zajęła się bowiem fałszerstwem. Zaczęło się niewinnie – od podrabiania kwitów zaopatrzeniowych. Zadanie to zlecał półelfce skorumpowany oficer redańskiej armii, który dzielił się z dziewczyną zyskami. On też zaczął chwalić jej talent w pewnych kręgach, więc szybko zaczęli się zgłaszać nowi klienci, a poziom trudności wzrastał. Arianne musiała nauczyć się radzić sobie z wekslami z krasnoludzkich banków, kontraktami przewozowymi czy nawet podrabianiem charakteru pisma z prywatnych korespondencji, mającym na celu skompromitowanie autora listów. Talent nigdy nie zawiódł Arianne, a wytwory jej pracy możnaby bez wątpienia oceniać w kategoriach sztuki. Na jej nieszczęście, pół roku temu służby specjalne Redanii wpadły na trop fałszerstw. W pośpiechu musiała uchodzić ze swej świeżo nabytej posiadłości pod miastem. Do dziś miejsce jej pobytu nie jest znane. Szczęśliwie dla Arianne, nawet w przypadku pojmania nie zostanie stracona – jej usługi przydadzą się przecież każdemu. Cena: 3500 koron (tylko za żywą).
- Wysoki i żylasty mężczyzna o długich czarnych włosach, poprzetykanych cienkimi pasmami siwizny. Ubrany w wytarty mundur armii Aedirn z odprutym herbem państwa. Potężne bokobrody i zawsze obecny uśmiech zdobią jego twarz. Przy boku spoczywa, zawsze gotowy do użycia, szeroki kord, bardziej przystojący rozbójnikowi, niż byłemu oficerowi aedirnskiej armii. Tak prezentuje się jeden z większych łotrów na wschód od Mahakamu, dezerter i kondotier zajazdowy, Rudolf van Hasselinck. Ten ponad czterdziestoletni mężczyzna niemal od zawsze związany był z wojskiem. Gdy jego rodzice zmarli w potwornym pożarze, Rudolf miał zaledwie dwanaście lat. Wykazał się wtedy niespotykaną jak na ten wiek odwagą i umiejętnością podejmowania ważnych decyzji – zaciągnął się do armii Aedirn na ochotnika. Z początku służył jako goniec lub chłopiec na posyłki. Z czasem jednak przypodobał się kilku oficerom swoją zaradnością i dzięki temu mógł w wieku szesnastu lat obejrzeć pierwszą w życiu bitwę. Obejrzeć, dodajmy, z perspektywy uczestnika. Młodzieniec szybko przywykł do bitewnej zawieruchy, szczęku mieczy i zbroi oraz śmiertelnego niebezpieczeństwa. Pomijając kilka złamanych żeber, pękniętych kości czy urazów wewnętrznych, Rudolf z każdej potyczki wychodził szczęśliwie. Ludzie mówili, że czuwają nad nim sami bogowie, widząc jak pędzi na złamanie karku w zgiełk bitwy i w objęcia śmierci, a potem wyjeżdża z nich bez szwanku. I pewnie po dziś dzień przysparzałby swoimi czynami chwały całej aedirnskiej armii, gdyby nie nieuczciwość kilku urzędników wojskowych. Oni bowiem, pod fałszywymi pretekstami pozbawili go sporej części żołdu. Dlatego też władze Aedirn muszą od dwudziestu niemal lat uganiać się za siejącym spustoszenie dezerterem, zamiast cieszyć się z jego wojskowych sukcesów. Cena za żywego lub martwego: 3300 koron novigradzikch.
- Krasnolud Gabor Benda widział w swoim życiu już wiele zła, choć według ludzkiej rachuby jest jeszcze całkiem młody. To zło odcisnęło na nim swoje piętno i przeciągnęło go na swoją stronę. A mogło być zupełnie inaczej, gdyby nie wydarzenia pewnej wigilii Lammas – święta sierpa. Wtedy to pod osłoną nocy zbiry najęte ponoć przez Zakon Białej Róży zaatakowały krasnoludzką osadę górniczą. Świętujący mieszkańcy nie zdążyli nawet chwycić za broń, gdy najemni mordercy rozpoczęli okrutną rzeź i podpalili miasteczko. Nie oszczędzili nikogo – ginęły, od miecza bądź ognia, krasnoludzkie kobiety, dzieci i starsi. Upojeni alkoholem i krwią napastnicy urządzili osadnikom istne piekło. Z rzezi nie wyszedł nikt. Prawie. Świadkiem tej przerażającej sceny był bowiem Gabor Benda – górnik, który wracał do osady z pobliskiego miasta. Widział krew, śmierć, pożogę i zniszczenie. Widział brutalny koniec żywota swej ukochanej. Wyjąc wściekle, miotając przekleństwa i wygrażając bogom, Gabor zapadł w pobliskie lasy. Przesiedziawszy w nich dla bezpieczeństwa kilka dni powrócił, zupełnie odmieniony. Nie było już w nim nadziei, miłości czy zrozumienia – zostało tylko palące uczucie nienawiści i potrzeba zemsty. Wkrótce potem w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła rezydencja szlachcica, który popierał działania Zakonu Białej Róży. Tydzień później spłonął żywcem dostojnik tegoż zakonu w pożarze przyklasztornej stodoły. Świadkowie mówili później, że na miejscu widzieli krasnoluda, który miał się temu przyglądać z satysfakcją. Gabor chyba jednak zapędził się w roli mściciela za daleko, bo niedawno spłonął sierociniec utrzymywany przez białoróżowców. Czyżby płomień zemsty i nienawiści oślepił krasnoluda zupełnie i na zawsze? Cena: 3000 koron.
- Abbott Muirhed jest cyrkowcem obdarzonym talentem zarówno gimnastycznym jak i aktorskim. W objazdowym cyrku 'Latający Wąż’ występuje więc w podwójnej roli – akrobaty i komika. Swoimi gagami rozbawia publikę do łez, a jego wyczyny na wysoko podwieszonej linie przyprawiają widzów o szybsze bicie serca. Prywatnie człowiek ten, szczupły i dość przystojny mężczyzna po dwudziestce, jest niezwykle skromny, towarzyski i sympatyczny. Jego koledzy po fachu – pracownicy 'Latającego Węża’ wyrażają się o nim w samych niemal superlatywach. Abbott jest więc wybitnym profesjonalistą w swojej dziedzinie, a przy okazji cudownym towarzyszem do rozmowy i zabawy. Do bycia ideałem sporo mu jednak brakuje, a jego mroczna strona ujawnia się kiedy Muirhed kończy pracę. Wtedy do głosu dochodzi zakorzeniona w umyśle cyrkowca skaza – kleptomania. Gdy po skończonym występie cyrku miasto kładzie się już do snu, Abbott wybiera sobie najokazalszy budynek w okolicy. Wkłada swój czarny uniform gimnastyczny i rusza do akcji. Kilkanaście minut później wraca już do obozu cyrkowego, a za pazuchą dzierży jakąś wartościową pamiątkę włamania. Te, które jego przyjaciółka kleptomania uważa za szczególnie cenne zostawia dla siebie, a pozostałe sprzedaje za niezłe sumki znajomym paserom. Z początku włamania szły cyrkowcowi jak po maśle, ostatnio jednak atmosfera podgrzała się nieco. Otóż szlachta, rajcy miejscy, czarodzieje-rezydenci i kupcy (taki jest bowiem przekrój społeczny ofiar włamywacza) wymusili na władzach wytropienie i ukaranie włamywacza, który odważył się zagarnąć ich skarby. Popychany do działania kleptomanią akrobata i komik zapewne nie skończy z tym procederem – ma jednak tą przewagę, że póki co nikt nie zna jego prawdziwej tożsamości. Cena za żywego: 2800 novigradzkich koron.
- W rozległej Delcie i na całej długości dolnego biegu Pontaru działa wielu przemytników. Zamówione towary, najczęściej pochodzące z okradanych składów kupieckich, wędrują z jednego brzegu rzeki na drugi, wprawiając redańskich i temerskich celników we wściekłość. Większość płotek przemytniczej proweniencji pada ofiarą składnie zorganizowanych akcji tychże celników. Są też jednak grube ryby, których zuchwały proceder trwa nadal i które za nic sobie mają wysiłki służb celnych. Wśród nich na pierwszy plan wybija się niejaka Valerie Mondragon. Ta kobieta, albo jak niektórzy twierdzą 'Diablica Pontaru’, wraz z kilkunastoosobową załogą swojej miniaturowej karaweli jest koszmarem i utrapieniem służb granicznych Temerii i Redanii. Działa zawsze pod osłoną nocy i nie ma ponoć dla niej zadań niewykonalnych. Za odpowiednie pieniądze każdy może zamówić u niej dowolny ładunek towaru z drugiej strony rzeki, a ona dowiezie go na miejsce, omijając kosztowne cła i prawo składu. Prywatnie Valerie jest kobietą niesamowitej urody – jej piękny uśmiech, zalotne spojrzenie brązowych oczu, burza lśniących czarnych włosów i smukła sylwetka kompletnie oszałamiają mężczyzn. Fakt ten już niejednokrotnie pomógł pannie Mondragon wyjść cało z poważnej opresji. Jednak to nie tylko cudowna uroda stanowi o jej wartości – pomysłowość, zimna krew i spryt to jej następne zalety. Pamiętny wybuch osadnika eksperymentalnej oczyszczalni ścieków (kiedy to zawarte w nim łajno doleciało aż do Żurawiej Kępy), to ponoć chytry plan Valerie, która w ten sposób chciała odwrócić uwagę od swej kolejnej, spektakularnej akcji przemytniczej. Ostatnią, choć nie najmniej ważną zaletą Diablicy Pontaru jest niesamowity talent do szermierki – ci, co mieli okazję oglądać go z bliska, wąchają teraz kwiatki od spodu. Cena: 2600 koron.
- Już od ponad roku ktoś lub coś porywa dziewczęta oraz młodych mężczyzn w miasteczkach i wsiach na południe od Jarugi. Ludzie ci wychodzą z domu jedynie na kilka minut, nigdy już jednak nie wracają, a mimo usilnych starań rodzin i władz nie udaje się ich odnaleźć. Możni Cintry wyznaczyli nagrodę za schwytanie osobnika lub potwora stojącego za porwaniami. Ciekawe czy komukolwiek dane będzie kiedyś rozwiązać zagadkę porywacza? Gdybyż tylko łowcy nagród mogli domyślać się prawdy, która choć okrutna, jest naprawdę prozaiczna. Otóż odpowiedzialnym za porwania młodzieży z Południa jest niejaki Laurence Jednooki. To mężczyzna, którego z tłumu wyróżnia potężna blizna przechodząca przez czoło i lewy policzek (pamiątka po jednej z karczemnych zwad, w trakcie której porywacz stracił oko) oraz niezmienny wyraz twarzy, zdradzający zimną obojętność i pogardę dla całego świata. Laurence od zawsze brzydził się ciężką pracą i wysiłkiem, dlatego szybko zaczął współpracę z cintryjskim półświatkiem – to dawało nadzieję na szybki i łatwy zarobek. Jednak, jak przystało na samotnika i gbura, ciężko mu było współpracować z innymi, a zwłaszcza stosować się do rozkazów przełożonych. Postanowił więc działać na własną rękę. Wiedział, że przedstawiciele Nilfgaardu zamieszkujący w 'państwach bluszczowych’ za górami Amell zapłaciliby niemało za dobrych niewolników. Wiedział też, że młodzi i silni Cintryjczycy świetnie nadawaliby się na przymusowych pracowników nilfgaardzkich kopalń i żup solnych. Z kolei urodziwe Cintryjki to dobry materiał na służące czy kochanki dla nilfgaardzkich wielmożów. Wyposażony w taką wiedzę i posiadający wrodzoną nieczułość na krzywdę innych, Laurence Jednooki zaczął porywać cintryjską młodzież i sprzedawać ją nilfgaardzkim handlarzom niewolników. Cena za martwego: 2500 koron.
- Kiedy kupcy, których nie stać na wynajęcie większej obstawy, przejeżdżają z ładunkiem przez przełęcz Klamat, mają serce w gardle i umierają ze strachu. Nerwowym wzrokiem omiatają liczne tutaj wzgórza i pagórki, modląc się do wszystkich znanych bogów, by nie wyłoniła się zza nich niepożądana sylwetka niejakiego Wiercigóry zwanego Łysym. Modlitwy kupców rzadko jednak są wysłuchiwane, bowiem Wiercigóra nie mógłby odmówić sobie okazji do wesołego rabowania. Wesołego, oczywiście, tylko w jego mniemaniu. Łysy jest najsłynniejszym górskim rabusiem, który za ulubiony teren łowiecki obrał sobie właśnie przełęcz Klamat – jedyną przejezdną trasę przez Mahakam. Odznacza się on też niepospolitym optymizmem życiowym, radością ducha i specyficznym poczuciem humoru. Kiedy Wiercigóra i jego wierni druhowie uporają się już z rabowaniem kupieckiego dobytku, herszta bandy atakują wyrzuty sumienia i czuje się zobowiązany do ugoszczenia napadniętego kupca w swej kryjówce. Gościna ta jest dla biednych handlarzy o wiele gorsza niż sam rabunek, a to dlatego, że Wiercigóra potrafi zabawić się iście po zbójecku! Z ciekawszych rozrywek warto przytoczyć wlewanie w gardło honorowego gościa hektolitrów piwa bądź miodu, albo tradycyjny taniec przy ognisku – szczególnie wesoło wyglądają kupcy niskiego wzrostu, zmuszani do skakania przez metrowej wysokości płomienie. Jeśli zatem podróżując przez Klamat dostrzeżecie łysego, krępego człowieczka, wyszczerzającego do was zębiska i zakręcającego swoje smoliste wąsy za uszy, uciekajcie gdzie pieprz rośnie. No chyba, że lubicie dobrą zabawę albo chcecie skonfrontować swe umiejętności bojowe z Głowogrzmotem – młotem bojowym należącym do słynnego rabusia. Cena za żywego lub martwego: 2300 koron.
- Jeżeli permanentny pech i życiowe nieudacznictwo mogą być formą Przeznaczenia, to Signur Colodelli jest tego żywym dowodem. Ciężko znaleźć na całym Kontynencie równie niefartowną i prześladowaną przez złe fatum osobę. Zeszłej wiosny w pewnej karczmie nieopodal Zavady doszło do krwawej bójki, rozpętanej przez pijanych żołdaków. Zginęło wtedy kilku niewinnych ludzi, a gospoda spłonęła od przewróconej w zawierusze świecy. Świadkowie, którzy zjawili się chwilę później zobaczyli jak z karczmy chwiejnym krokiem wychodzi zakrwawiony człowiek. Był to właśnie Signur Colodelli, który upił się w sztok, zanim jeszcze zaczęła się rzeź. Gdy krwawa jatka rozgorzała na dobre, Signur przebudził się z pijackiej drzemki i stwierdził, że płonąca karczma to nienajlepsze miejsce na jej kontynuowanie. Chwiejąc się na boki, znalazł bezpieczne wyjście brudząc się wcześniej krwią, którą gęsto ubarwione były ściany gospody. Miał jednak tego pecha, że postronni wzięli go za sprawcę tragedii i takąż wersję przekazali władzom. To jednak nie koniec złej passy Signura. W późniejszym czasie pechowo pomylono go ze zbójem, który chciał dokonać napadu na powóz, podczas gdy w rzeczywistości Colodelli pragnął przyjść załodze powozu z odsieczą. Złe fatum było też przy nim podczas zamieszek w Wyzimie, zamachu na barona de Tulouse, czy wreszcie burdy w karczmie 'pod Wściekłym Psem’ – zawsze omyłkowo był brany za sprawcę lub podżegacza. Colodelliemu została jednak odrobina szczęścia. Dzięki bogom bardzo szybko biega i rzadko wpada w panikę. To chyba tylko dzięki temu jeszcze żyje. Cena za żywego lub martwego: 2100 novigradzkich koron.
Epilog
'Wąskie snopy trupiobladego światła przebijały przez szpary w ścianach starej stodoły stojącej pośród wzgórz. Nikt nigdy tu nie zaglądał – wokół słychać było jedynie koncert świerszczy i cichy szept letniego wiatru. Wszystko wydawało się zamarłe i nieruchome. Gdyby ktoś jednak tu zbłądził, dostrzegłby przez szpary stodoły kilkanaście postaci, skrytych w mroku i dyskutujących cicho. Gdyby ten ktoś był przedstawicielem władz, rozpoznałby wśród tych ludzi Abbotta Muirheda, który żywo gestykulując tłumaczy coś Laurence’owi Jednookiemu, o twarzy zimnej jak lód. Ujrzałby ponadto Basila Claremonta dyskretnie flirtującego i wymieniającego poglądy z Valerie Mondragon. Zauważyłby też schowanych w głębokich cieniach Ragnara i Gabora Bendę, którzy z różnych powodów zawsze woleli trzymać się na uboczu. Zobaczyłby również krępą postać zbója Wiercigóry, opowiadającego niewybredne żarty śmiejącej się cicho Arianne Casadores. Spostrzegłby wreszcie Rudolfa van Hasselincka, który z wolna podnosiłby się znad przykrytej wielką mapą ławy. Przypadkowy obserwator usłyszałby wreszcie słowa, jakie Rudolf wypowiada z uśmiechem w stronę zebranych – 'Ten plan nie może się nie udać! Drżyj Kontynencie! Nadchodzi Parszywa Dziewiątka!…’
Przypadkowy włóczęga byłby świadkiem tego, jak powstaje szczegółowy plan największej i najbardziej zuchwałej zbrodni wszechczasów. Dowiedziałby się też w jaki sposób niejaki Colodelli stanie się największym kozłem ofiarnym w historii Kontynentu.’
Powyższy artykuł dedykuję wszystkim tym, którzy są 'pozytywnie odmienni’.
Nikt Ci tu nie robi Beer rzetelnej krytyki, więc czuję się w obowiązku.
1. Nie w pierwszym Twoim tekście wyłazi, że chyba nie do końca łapiesz specyfikę kultową Kreve/Wieczny Ogień. Wieczny Ogień jest tylko w Novigradzie, gdzie szlachty prawie nie ma i zaprawdę powiadam Ci nie ma on żadnych powodów do tego, by interesować się tym, co robi i myśli szlachcić kaedweński czy temerski. Kult Kreve, a i owszem. Ale Wieczny Ogień – to taka religia lokalna.
2. Już teraz widzę, że ceny są zawyżone. Rok w Aretuzie kosztuje koło 1200 koron (chyba z infimą). Wiedźmin za odczarowanie króewskiej córki (!) miał dostać 3000 orenów, a już wtedy oren słabo stał do korony. Ceny za tych gości powinny być 3-4 razy niższe. Poza tym kto płaci? Królowie, Gildie, Magnaci, mściciele? To bardzo ważna informacja. Nie zawierasz jej.
3. Co to są kontrakty przewozowe? Listy przewozowe, konosamenty – ok, ale nie wiem, jak działają takie kontrakty. Wyjaśnij, proszę.
4. Kondotier zajazdowy? Jakaś radosna kompilacja funkcji? Też chyba niecodzienna, więc dobrze, żebyś wyjaśnił jej specyfikę.
5. Nie jestem specem od chorób psychicznych, ale coś mi świta, że kleptomania jest bezwolna i często nieświadoma. Zorganizować włam do czyjegoś domu to trochę organizacji i namysłu trzeba poczynić i nie ma mowy o bezwolności czy nieświadomości Stawiałbym raczej, że koleś ma jakieś obsesje i jest uzależniony od adrenaliny. Jak to jest?
6. Karawela do przemytu przez rzekę? Nie wierzę. Pontar ma może z milę szerokości (chyba jest mniejsszy od Jarugi, a ta tlye ma w dolnym nurcie), w delcie max rozpietosć z 5-7. Jeśli jednak pływa otwartm morzem, co jest jedyną alternatywą, to dlaczego zwie się Diablicą Pontaru? Masz barwne opiscy, ciekawe pomysły i ładnie wiążesz niektóre motywy Sapka ze swoimi, ale momentami beztrosko wkraczasz w dziedziny, gdzie przydałoby się trochę więcej wiedzy i pomyślunku, żeby nie wychodziło śmiesznie.
7. Rozumiem, że Laurence działa przed 1261? Inaczej podział na Cintryjczyków i Nilfgaardczyków się łamie.
8. Końcówk a fabularn trochę naciągana, ale ok. Trochę jak z powieści Jeffreya Archera, ale ktoś może lubi taki klimat.
9. [b]Największy Zarzut do tekstu[/b]
Gdzie jest Ivo „Cykada” Mirce?
Gdzie są bracia Miecheletowie?
Gdzie jest ekipa Profesora?
Gdzie jest Wissing Łup-Cup?
Gdzie jest Renfri z ekipą?
Dlaczego pominąłeś ich wszystkich, nie uszanowałeś wyboru ASa odnośnie najwieskszych i najbardziej poszukiwanych bandziorów Kontynentu? Myślisz, że skoro wiedźmin ich pochlastał, to nie ma co o nich pisać? Zawsze można przecież użyć ich, kiedy jeszcze żyją.
Domyślam się, że chciałeś opisać indywidua. Wyszło Ci to bardzo zgrabnie, jest to jeden z najmniej koloryzowanych Twoich tekstów i chyba przez to najlepszy spośród nich. Lubisz jednak dość bezpretensjonalnie ładować swoje pomysły w świat, który ma swoje ramy i logikę.
Podsumowując. Jako inspiracja i materiał na przygódkę – bardzo dobrze. Jako materiał źródłowy uzupełniajacy świta WGW – wymaga jeszcze poprawek.
Teraz może bardziej osobiście. Najmniej banalny – paradokslnie – wydał mi sie chory z nienawiści krasnolud, dobry klimat ma też Łysy. No i motyw z Baryłą jako inscenizacją świetnym przykładem na to, jak powinny powstawać materiały dodatkowe do tego świata.
Ostatecznie dam 6, bo jest to dokładnie całkiem dobry artykuł. A moim zdanie powinieneś sobie odpuścić spiskowe teorie dziejów z religią novigradzką w roli głównej.
A ja z kolei czuję się zobowiązany do odparcia 'zarzutów’ względem tekstu.
Na początku powiem jednak coś ogólnego. Naprawdę chciałbym posiadać wiedzę o wiedzmińskiej sadze i jej realiach taką jak Ty, Dijkstra. I nie mówię tego z przekąsem, a zupełnie szczerze, bo nawet wśród DiBów jesteś autorytetem w tych kwestiach. Niestety 'moja memoria bywa fragilis’ więc wybacz niezgodności z ASem.
ad.1) Co do charakterystyki Wiecznego Ognia to rzeczywiście trwam w błędzie, co udowodniłeś. Mea culpa.
ad.2) Myślę, że ceny oraz faktyczna wartość pieniądza to rzecz różna dla każdego MG. Ja podałem tylko przykladowe wartości – czy jest jakikolwiek problem z ich zmienieniem?
ad.3) Nie mam pojęcia czy w hiperfachowej terminologii prawniczej istnieje pojęcie ”kontraktu przewozowego”. I nie obchodzi mnie to. Najważniejsze, że każdy czytelnik (który niekoniecznie musi dysponować wiedzą fachową i żądać terminologii) będzie miał jasne skojarzenia z tym hasłem. Bo chyba kojarzy się ono z dokumentem zezwalającym na handel w danym rejonie?
ad. 4) Nie ukrywam, że bazowałem tu na Dzikich Polach. A kondotier zajazdowy to nawet chyba nieoficjalna profesja do DP. To taki rębajło, specjalista od urządzania zajazdów czy raptów.
ad.5) Rzeczywiście – zabrakło sprecyzowania. Niechże będzie po Twojemu – to kleptomania połączona z uzależnieniem od adrenaliny.
ad.6) Widzisz słowo ”miniaturowej”? Świadom zbyt dużych rozmiarów tego rodzaju statku, dałem pani Mondragon do dyspozycji wierną, choć pomniejszoną wersję.
ad.7) Dobrze rozumiesz, po raz kolejny wykazując się sporą wiedzą.
ad.8) Nie czytałem Archera – nie wiem więc czy końcówka jest podobna. Klimat? Jak sam mówisz: to kwestia gustu.
ad.9) Tu napiszę nieco więcej. Dlaczego nie ma źródłowych BNów? Bo ja nie rozwijam wątków sagi, tylko piszę nowe rzeczy. Oparte na kanonie sagi, ale nowe. Po co opisywać źródłowych BNów? – zainteresowani znajdą ich opisy (o wiele lepsze zresztą) na kartach sagi.
Owszem – uwielbiam ładować swoje pomysły w ramy wiedźminlandu. I przykładam dużą wagę do logiki. Ale nie przesadzam – tekst ma być spójny logicznie, ale nie idealnie dopasowywać się do sztywnych ram. Inaczej nie dałoby się pisać żadnych tekstów do W:GW. No chyba, że pseudonaukowe lub pseudodokumentalne artykuły typu: ”Wpływ rozwoju technicznego ludzi z Północy na postęp w dziedzinie rolnictwa” czy ”10543 dni żywota księcia Szaławiły”. Ale to chyba nikomu by się nie przydało do grania.
Dzięki Ci za krytykę – tym bardziej ją doceniam, bo wiem że jest fachowa i rzetelna. Naprawdę dzięki.
Jednak też mała uwaga do Ciebie: nie przesadzaj z krytycyzmem w zakresie kanoniczności i fachowości tekstów. To, że Ty musisz mieć wizję wiedźminlandu zamkniętą w sztywne ramy, nie znaczy, iż muszą to widzieć w ten sposób inni ludzie. Bo ten system to Wiedźmin: Gra [b]Wyoraźni[/b]!
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie…
niezle, niezle, ale jak bys kiedys przypadkiem nie mial co pisac to wez ktoras z postaci i napisz oniej wiecej, bo o takich przyjemniaczkach mozna bardzo wiele napisac
Artykuł niezły i ciekawy.
Postacie barwne i interesujące (Signur Colodelli rządzi:)
10 najbardziej poszukiwanych przestępców Kontynentu
Nastąpił błąd
Nastąpił błąd – najprawdopodobniej Twoja sesja wygasła.
By oszczędzić Ci rozczarowań (musiałeś długo pisać, by nastąpił ten błąd), wyświetlamy kopie nieudanego wpisu:
——————————————————————————–
Co do religii Novigradu to racja, zgadzam się z dijkstrą. Jednak to łatwo może poprawić każdy bajarz w swoim własnym zakresie, to samo dotyczy cen za głowy poszukiwanych.
W tej konkretnej pracy najbardziej odpowiada mi otwartość pomysłu, chodzi mi o brak jasno określonych ram za które nie można się posunąć w przypadku wprowadzania tych postaci do gry. A co do granic opisu świata W:GW to myślę, że ilu bajarz/graczy tyle światów w uniwersum wiedźmina. W końcu jest to rpg gdzie prawie wszystko można i prawie wszystko jest dozwolone.
Nie należe do fanatyków świata opisanego przez Sapkowskiego i nie widzę nic złego w zmienianiu, dopasowywaniu go (świata) do własnych potrzeb.
Daje 7.
Jakos mi sie nie wydaje by Laurence Jednooki był tak okropny aby sie załapać do pierwszej dziesiątki.I aby ten jego proceder przynosił zyski.Zakładam że nie łapie tych ludzi sam, tylko ma swoja bandę.Ile on złapie ludzi czychajac aż jakiś młodzian wyjdzie z chałupy?I ile jest niby wart jeden niewolnik?Dla takiego burżuja z Nilfgaardu jeden niewolnik jest niewart splunięcia.I do tego pracownik fizyczny ,bądź co bądź.Takich kupował hurtem.A do tego ten niewolnik nie w pełni rozumie to kim się stał, nie zna języka.Złapany mieszkaniec cesarstwa będzie wiedział że nie ma szans uciec i wrócić do rodziny.Ale skąd ma o tym wiedzieć butny Cintryjczyk?Bedzie próbował uciekać, będzie sie buntował, więcej kłopotu niż pożytku.
Drugą rzeczą która mi tutaj nie pasuje jest pomysł 'Parszywej Dzoiewiątki’.Jak ten mutant od czarodzieii niby sie z nimi dogada?A po co to robi krasnolud którego obchodzi tylko zemsta?I czemu 'Perła’ zadaje sie z takimi szumowinami, kiedy z łatwością moze obracac sie w wyższych sferach?
Krytyki nigdy za wiele…
Ogólnie. Tekst czyta się przyjemnie, objętość ma optymalną, nie dłuży się no i przede wszystkim jest cholernie praktyczny (jak i każda inna inspiracja i materiał na przygódkę, bo wydaje mi się, że we wstępie dokładnie wyjaśnione jest, jaką rolę spełnia ten artykuł…)
Teraz trochę bardziej szczegółowo…
Podoba mi się, że prezentujesz tak różnorodne zbrodnie… Co, nawiasem mówiąc, nie udałoby się gdybyś opisywał bandziorów ASa – w końcu wszyscy wymienieni przez Dijkstrę opryszkowie są najemnymi mordercami! Na szczęście u Ciebie jest bardziej kolorowo… I nie chodzi tu tylko o rodzaj przestępstwa, zróżnicowane są również motywy i charaktery bandytów (choć nie wiem, czy można ich wszystkich tak bezkarnie bandytami nazwać…) Od wrażliwej i spokojnej artystki jaką jest Arianne, poprzez szalonego Ragnara docierasz aż do (mojego ulubionego 🙂 ) Wiercigóry i jego wspaniałego czarnego humorku… Bravo bravissimo, amico!
Cieszy mnie również, że ten artykuł to nie jest takie „danie ze słoiczka”, które wystarczy wstawić do mikrofalówki i podgrzać. Tutaj MG musi dodać trochę własnych przypraw… (sorry za dziwne metafory…)
Ślicznie przedstawiłeś historie i osobowości postaci, ba, sama zaczęłam darzyć kilku z nich niekłamaną sympatią… (pozdrawiam Valerie i Gabora). Dzięki Ci również za wskazówki, co do roli, którą mogą odegrac w przygodzie…
Pomniejsze wady tekstu pozostawię bez komentarza… Tymi zajęli się już inni krytycy.
Anyway, gratuluję Ci kolejengo udanego tekstu. Oby tak dalej!
PS. Uwielbiam Archera…
Co do motywów Arianne, Phelan…
Kontynent jest ogromny… 10 najniebezpieczniejszych przestępców z całego tego ogromnego obszaru musi też byc swego rodzaju śmietanka… Kto wie, czy to nie bardziej wyrafinowane (a na pewno ciekawsze) towarzystwo, niż wspomniane przez Ciebie 'wyższe sfery’… Wg mnie trzeba być kimś wyjątkowo sprytnym i zaradnym, by nie dać się pojmać, kiedy szukają Cię władze kilkunastu państw… Wydaje mi się, że Arianne myśli podobnie…
W takim razie sprostuję… Według opisu jest ona utalentowana, inteligentna i zajmuje finezyjna zbrodnią.Nie łamie prwa miczem tylko piórem ,że tak powiem.I do tego raczej lubi wygody.I co ona robi wśród rzezimieszków, łotrów, mordreców , porywaczy i prymitywnych w swych metodach zbójców?Nie musi tak przesadnie uciekać.I nikt nie dybie na jej życie.A tutaj chowa sie w opuszczonej stodole na końcu świata z bandą banitów, których ścigają naprawde zajadle(ją w końcu szukaja tylko wywiad Redanii).Sama może żyć ze swoich umiejetności na całkiem wysokim poziomie , i jak na mój gust zła do szpiku kości nie jest.Więc czemu ma chcieć pogrążać Kontynent w chaosie zbrodni?
Cóż… Wypadałoby wyjaśnić dręczące Phelana kwestie (dzięki za wnikliwą obserwację i krytykę). To też uczynię, koncentrując się na Laurence i epilogu, bo zdaje się, ze właśnie to nie przypadło Phelanowi do gustu.
Po pierwsze – nikt nie musi być okropny, żeby znaleźć się w ’10’ – wystarczy, by był cholernie skuteczny w zakresie łamania prawa.
Po drugie – proceder handlu żywym towarem od zawsze przynosił ogromne zyski. Nawet współczesna historia potwierdza moją tezę.
Po trzecie – to, czy on porywa ludzi sam zależy od wizji Bajarza – zostawiłem mu wolną rękę. W mojej wizji rzeczywiście jest samotnikiem, ale nie widzę przeszkód, by miał bandę.
Po czwarte – ile wart był jeden niewolnik? Ano całkiem sporo, a przynajmniej wart jest dużo więcej, niż tylko 'splunięcia nilfgaardzkiego burżuja’. Szczególnie zważywszy na fakt, że taki młodzian jest zdrowym i silnym okazem, a dziewczyna całkiem urodziwa. Laurence nie porywał przecież kalek, chromych czy brzydali.
Po piąte – a co się ma Laurence przejmować tym, że 'niewolnicy’ będą chcieli ucieć? On ma takiego delikwenta jedynie odstawić do najbliższego nilfgaardzkiego 'kontaktu’, odebrać pieniądze i koniec! Reszta to już nie jego problem.
Po szóste – względem epilogu. Mutant jakby nie było lubuje się w zadawaniu zła – prawda? Więc bierze udział w akcji z czysto złośliwych pobudek. A namówić udało się go podczas jego 'spokojnego okresu’. A krasnoludem powoduje właśnie nienawiść do możnych i potężnych tego świata. Czyż nie jasne jest więc jego motywacja do wzięcia udziału w akcji przeciwko nim wymierzonym?
Po siódme – prośba. Ja rozumiem, że niektórzy odczuwają nieodpartą potrzebę badania logiki tekstu. I bardzo dobrze. Tyle, że nie wolno z tym przesadzać, bo mamy przecież do czynienia ze światem fantasy. I jakbym się uparł na logikę, to moje pisanie nie miałoby sensu. Każdy bowiem z tych przestępców jest nieco 'ufantastyczniony’, by wyróżniać się z grona zwykłych bandziorów. Bajarz i gracze muszą czasem przymknąć oko na małe logiczne 'skazy’, bo jeśli tego nie zrobią, to szybko świat fantasy może zostać wyprany z kolorów. Wniosek: ekstremalne poszukiwanie logiki nie idzie w parze z dobrą, 'fantastyczną’ zabawą.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze, wciąż licząc na więcej…