Ależ ten młody Bellmonte ma pomysły! Dopiero co awansowali go w hierarchii, a już szykuje zakrojone na wielką skalę akcje. Szkoda tylko, że ci naiwni chłopcy z kaedweńskiego wywiadu koncentrują się jedynie na planowaniu, a nigdy na ochronie własnych działań przed niepowołanymi oczami. Ale to już ich problem, a nasza korzyść.
Jak doskonale Ci wiadomo, Kaedwen od ładnych paru miesięcy ma straszliwe problemy z komandami Wiewiórek. Mimo najszczerszych chęci ich wojskowi nie mogą znaleźć sposobu na tych nieludzi. Biorąc pod uwagę siłowe i pozbawione wyobraźni metody ich działania, nie ma w tym nic dziwnego. W związku z tymi niepowodzeniami stary dobry Henselt zwrócił się do swojego wywiadu. No i tu właśnie dochodzimy do młodego Bellmonte – w uznaniu dotychczasowych zasług Henselt uczynił go głównodowodzącym w akcji wymierzonej przeciw nieludziom. Czyli mówiąc wprost, zepchnął odpowiedzialność na kolejnego amatora. Choć tu należy oddać sprawiedliwość i stwierdzić jednoznacznie, że Bellmonte wpadł na bardzo chytry plan, który zaczął przynosić pierwsze efekty. Dlatego tym uważniej musimy przyglądać się jego poczynaniom i analizować rezultaty, co z resztą zacząłem już czynić.
Otóż kilka miesięcy temu, w granice Kaedwen wjechał pewien osobliwy tabor wozów, którego załoga nazwała się Zielonym Bractwem. Ludzie ci pochodzili z Aedirn i uciekali przed gniewem lokalnych władyków, którzy wcześniej wyrugowali ich z należących do nich ziem. Przyczyną tego sporu była, jak się dowiedziałem, kwestia stosunków z nieludźmi. Nasi uciekinierzy popierali gorąco zjednoczenie się z innymi rasami i wspólną egzystencję. To oczywiście spotkało się najpierw z pustym śmiechem, a potem gniewem wielmożów. Gniew ten zakończył się, jak już wiemy, pozbawieniem ziemi i banicją. Pozbawieni wszystkich środków do życia, ludzie ci zorganizowali się w grupę, sporządzili tabor i wyruszyli do Kaedwen. Kiedy tylko przekroczyli granicę, widmo strachu przed władzami znikło i członkowie taboru przyjęli nazwę Zielonego Bractwa. Zdecydowali również, że będą krzewić swą propagandę w kaedweńskich osadach. I w tym momencie wróćmy na moment do naszego ambitnego kolegi po fachu.
Ezekiel Bellmonte, mianowany przez króla do rozpracowania Wiewiórek, usłyszał pogłoski o Zielonym Bractwie i wtedy w jego głowie zrodzić się musiał ten chytry plan. Nie zwlekając ani chwili, posłał po trójkę swych najlepszych agentów (według mnie to oni, a nie Bellmonte są prawdziwym zagrożeniem). Mowa tu o niejakim Horlocku, (wyrzutek z Ban Ard o wielkim potencjale magicznym i jeszcze większym potencjale umysłowym), Sonji Gless (była kurtyzana, teraz ambitna agentka o niewątpliwym uroku osobistym) oraz Antonie z Vicksburga (zdolny szpieg pomimo postury niedźwiedzia, obdarzony ponoć szóstym zmysłem). Bellmonte zlecił tej trójce przeniknięcie do szeregów Bractwa i wnikliwą tegoż infiltrację. Kazał im też oczywiście składać regularne raporty. To właśnie dzięki przypadkowemu przechwyceniu tych raportów wiemy teraz co planuje kaedweński wywiad.
Sprytny Horlock, dzięki swej wybitnej charyzmie, szybko stał się niepisanym liderem Zielonego Bractwa. Mimo, że w ich szeregach panuje zupełna równość i demokracja, to zawsze głos decydujący należy do Horlocka. Ponoć na potrzeby akcji przybrał sobie nawet (żałosne mym skromnym zdaniem) imię Dionisis. To głównie dzięki niemu, a także Sonji i Antonowi, Bractwo rozwinęło skrzydła w zakresie szerzenia propagandy na rzecz porozumienia z nieludźmi. Co więcej, członkowie taboru zaufali im bezgranicznie po tym, jak nękające ich oddziały najemników (wysłane zapewne przez mściwych władyków z Aedirn) zaprzestały ataków. Prostaczkowie nie mieli pojęcia, że najemnikami zajął się wywiad Kaedwen, by ułatwić misję Horlocka. Zaiste, wszystko to układa się w cudowną ironię – nienawidzący Wiewiórek agenci wywiadu Kaedwen stali się bojownikami na rzecz dobrych stosunków nieludźmi! I tu dochodzimy do sedna przebiegłego planu Ezekiela Bellmonte.
Zielone Bractwo głośno mówi o swej gorącej przyjaźni do nieludzi. Na tyle głośno, że niektóre rozbite komanda wiewiórek albo pojedynczy nieludzie garną się do nich w poszukiwaniu schronienia. Większość z nich takowe otrzymuje. Jednakże ci nieliczni (to jest ci, którzy posiadają wiedzę przydatną kaedweńskiemu wywiadowi) nie są traktowani już tak miło. Przetrzymywani są na wstępnych przesłuchaniach w jednym z wozów w taborze, by po kilku godzinach lub dniach odbyć stamtąd swą ostatnią podróż do kwater głównych wywiadu. Akcje te przeprowadzane są przez trójkę szpiegów bardzo ostrożnie – wybiera się jedynie najważniejsze jednostki, a reszcie zapewnia się poczucie bezpieczeństwa i przyjaźni. Takie zachowanie pozwala na utrzymanie wszystkiego w tajemnicy. Ofiary planu Bellmonte wywożone są poza obozowisko zawsze pod osłoną nocy – zazwyczaj zajmują się tym Sonja i Anton, a w tym czasie Horlock zabawia członków Bractwa długimi, propagandowymi przemowami przy ognisku. Plan ten ma też dodatkową korzyść – pozwala na wykrycie wśród chłopstwa elementów popierających porozumienie z nieludźmi. Ciała takich delikwentów znajduje się później potopione na pobliskich bagnach.
Jak zapewne widać z mojej skromnej relacji, wywiad Kaedwen wpadł na innowacyjny pomysł w zakresie rozwiązania problemu nieludzi. Mimo, że Ezekiel Bellmonte wykazuje się nieprzystojącym szpiegowi pośpiechem i nadmierną ambicją, to bez wątpienia plan jego godzien jest uwagi. Mniemam, że nie będziemy sabotować tego przedsięwzięcia, jako że eksterminacja nieludzi leży również w naszym interesie. Resztę oddaję pod Twą rozwagę i czekam na kolejne instrukcje.
Bywaj w zdrowiu!
(Fragment pochodzi z archiwum redańskiego wywiadu – autorem korespondencji jest kaedweński kupiec, Sven Eldrath, z tymże wywiadem ściśle współpracujący.)
Kawałek na conajmniej tym samym poziomie co wersja dla graczy, czyli bardzo dobrym. Ze spokojnym sumieniem daje 8 i pół:). Te pół za klimat wprost z sagi o wiedźminie.