Najczęściej filmy powstają na podstawie książek. Bywają jednak sytuacje odwrotne, aczkolwiek występują rzadziej. Zastanówmy się: gdyby film p.t. “Wiedźmin” był pierwszy, a książka jeszcze nie powstała? Jak wyglądałyby opowiadania powstałe na podstawie serialu? Prawdopodobnie tak jak to poniżej…

A tytuł? Może “Granica przyzwoitości czyli ziarno prawdy” … 😉

 

 

 

Nad bagnami unosiła się mgła, potęgująca niesamowitość miejsca. Geralt odrzucił derkę i rozejrzał się wokół. Był zwłaszcza ciekawy tego, czy jego koń jest w pobliżu. Rumak ów miał tę dziwną właściwość, że czasami był, a czasami go nie było. W tej chwili najwyraźniej znowu gdzieś przepadł.

Wiedźmin wstał i pomyślał. O tej drugiej czynności niezbicie świadczyła jego mina. Prawdopodobnie przemyśliwał czy wpierw zjeść suchy prowiant, a potem nasikać do bagna, czy zrobić to w odwrotnej kolejności. Szybko jednak stwierdził, że nie ma nad czym się zastanawiać, gdyż jego los jest w rękach Przeznaczenia, więc cokolwiek by przedsięwziął niczego to nie odmieni.

Ponieważ okolica robiła się coraz mniej niesamowita, a sytuacja nudna, Geralt zażył eliksir, dobył miecza i rozpoczął przeczesywanie trzcin, porastających podmokłą okolicę. Nie musiał szukać długo. Gumowy stwór zaatakował nagle i szybko. Oprócz oczu z paciorków stwór miał również pecha. Nie przypuszczał, że ktoś może z taką werwą młócić wodę. Jedno z wielu bezładnych i przypadkowych uderzeń zakończyło jego nieciekawy żywot.

Geralt wolno wyszedł z mokradeł. Jak zwykle był ciężko ranny. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale było to jednak trochę denerwujące.

Miał jednak szczęście w nieszczęściu. Okazało się, że jego tajemniczy rumak już na niego czekał. Nie zdziwiło to nawet rannego łowcy potworów. Ciężko dosiadł wierzchowca i odjechał w dal. Już po chwili był w jakichś ładnych malowniczych górach. To również go nie zdziwiło.

 

*

 

Geralt wolnym krokiem wszedł do karczmy. Wewnątrz siedziało czterech klientów. Byli młodzi i mieli skórzane kurtki nabijane posrebrzanymi ćwiekami. Spojrzeli w kierunku wchodzącego. Wiedźmin znał takie spojrzenia i wiedział co zaraz nastąpi. Był zmęczony i postanowił uprzedzić fakty. Przechodząc obok stołu czwórki zatrzymał się.

– Spojrzeliście na mnie – powoli dobył miecza – Zrobiliście błąd…

Chwilę później wszyscy nie żyli. Dzienna norma została wyrobiona.

Geralt tradycyjnie poczuł jak głos sumienia podpowiada mu, iż uczynił coś niezgodnego z jakimś kodeksem i już szykował się by wyrzucić to z siebie głośnym rykiem rannego łosia, gdy nagle zauważył, że w mrocznym kącie izby poruszyła się jakaś postać. Wziął głęboki wdech, by p owyć mimo wszystko, gdy…

– Geralt! To ty?! – spytała postać – Stary druhu!

– Jaskier! – Geralt nie był zbyt zdziwiony, ale dla formalności spytał: – Co ty tu robisz?

– A podróżuje tu i ówdzie – odpowiedział bard – Napijesz się czegoś?

– Jasne – op rócz zabijania potworów, młócenia wody i zabijania klientów napotkanych karczemek, picie było jednym z głównych zajęć Geralta.

Chwilę później, po dwóch łykach piwa, obydwaj przyjaciele byli już na tyle pijani, iż mówienie przychodziło im z trudem.

– Bo widzisz, Jaskier – bełkotał Geralt – ja po prostu tak muszę…

– Ny o co ty… – bard wolno cedził słowa, a głowa najwyraźniej zaczynała mu ciążyć – Taak nabrawde to nic niee, eee…

– A właśnie że tag… Takie jezd moje przeo… ppp… przeznaczenie, czy jakoś tag…

– Nieee… Nie ma przeznakczenia…

– I co ty kurwa, wiesz o przeznaczeniu…

W ten sposób, w miłej atmosferze, wiedźmin i bard spędzili resztę wieczoru. Ciała czterech zabitych zniknęły gdzieś samoistnie i najwyraźniej nikt nawet nie miał zamiaru pociągnąć Geralta do odpowiedzialności za ten drobny incydent. A gdyby nawet, to niechby tylko ktoś spróbował…

*

– Geralt wstawaj!

– Nieee…

– Obudź się! Jesteś ścigany!

Geralt otworzył oczy. Nawet nie pamiętał jak dotarł do tej izdebki. Obok niego stał Jaskier w ubraniu, którego nie zmienił od wczoraj. Prawdę mówiąc zawsze był w tym samym ubraniu.

– Jesteś ścigany przez oddział! – gorączkował się bard.

– Jaki oddział? – zdziwił się Geralt.

– Jak to jaki?! Specjalny! Oddział specjalny!

– Ja? Dlaczego? Przecież nikomu nic nie zrobiłem! – wiedźmin był szczerze oburzony i zastanawiał się, któż taki mógł rzucać na niego takie oszczerstwa i co zrobi z tym kimś gdy go w końcu dopadnie.

– Szkoda czasu. Zbieraj się szybko! Powinieneś wyjechać. Jedź do Brugge, gdyż….

– Nie możesz mówić mi, gdzie mam jechać – patetycznym tonem rzekł Geralt – to przeznaczenie mnie prowadzi. Przeznaczenie jest….

– Przestań pieprzyć! Doszły mnie słuchy, że w Brugge przebywa Yennefer.

– A to co in nego. Trzeba było tak od razu.

 

*

 

Wiedźmin jechał lasem, rozglądając się wokół. Nie wiedzieć czemu las wyglądał cholernie znajomo.

Z naprzeciwka dał się słyszeć tętent kopyt, a chwilę potem pojawił się samotny jeździec. Geralt wstrzymał konia. Osobnik podjechał bliżej i również się zatrzymał.

– Witaj – rzekł osobnik.

– Witaj – odpowiedział wiedźmin.

– Jestem tu po to, aby cię zabić. Ścigałem cię długo – beznamiętnym tonem rzekł osobnik. Wyglądał na przeciętnego pastuszka, gdyby nie to, iż na szyi miał zawieszony srebrny medalion. Geralt również miał taki medalion.

– Ścigałeś mnie? To dlaczego nadjechałeś z naprzeciwka?– Geralt próbował zmienić temat. Przybysz nie wyglądał na inteligentnego, szansa była spora.

– Jestem oddziałem – rzekł “pastuszek”, jakby nie słysząc pytania. Prawdopodobnie kwestie miał wyuczone i jego oprogramowanie nie przewidywało dialogów.

– Oddziałem powiadasz… – Geralt z zastanowieniem potarł podbródek – Jednoosobowym oddziałem?

– Tak. Jestem Jednoosobo wym Oddziałem Specjalnym. A teraz umrzesz. Zejdź z konia – oddział mówił beznamiętnie jak Terminator – Jestem najlepszym wiedźminem w Kaer Morhen i dużo o tobie słyszałem. Ponoć jesteś najlepszy. Teraz, gdy ciebie zabiję, to ja będę najlepszy.

Walka nie tr wała długo. Oddział potykał się i przewracał, rzucał się na oślep i mimo najszczerszych chęci nie mógł trafić Geralta. Było to bardzo ciekawe, gdyż oddział był szkolony do walki od dziecka, a jednak walczył jak pijany bard, wykazując refleks misia koala.

W końcu Geralt przyłożył nieszczęśnikowi końcówkę miecza do gardła i rzekł wolno:

– A teraz sam dowiedz się jaka jest prawda i wróć zdać relację Naczelnemu Komisarzowi Wielkiej Rady Związku Wiedźminów. I pamiętaj: nie ufaj nikomu oraz, że prawda leży gdzie indziej.

Zszokowany oddział wsiadł na konia i odjechał. Co prawda nie w kierunku, z którego nadjechał, lecz w kierunku z którego przybył wiedźmin. Ale czy jest to istotne?

 

*

 

Geralt ruszył dalej w stronę Brugge. Do celu zostało mu około dwóch dni drogi. Droga wiodła przez las. Co jakiś czas rozglądał się wokół, mając nieodparte wrażenie deja vu. Niedługo las się przerzedził. Wiele z drzew było chorych. Kwaśne deszcze zrobiły duże spustoszenie.

Wkrótce wjechał w jakieś ładne, malownicze góry. Wrażenie deja vu spotęgowało się.

 

 

 

c.d.n. – niestety 😉