Praca zbiorowa: Robert „Erethel” Kiedrowski,Piotr Nowaczewski, Wert

AUTORZY:Robert „Erethel” Kiedrowski, Piotr Nowaczewski, Wert

RASA:Krasnolud
WZROST: 150 cm
WAGA: 75 kg
PŁEĆ: M
WŁOSY: Czarne
OCZY: Piwne
WIEK: 60 lat

Ko: 3     Po: 2      Si: 3 Zm:1      Zr: 3     Zw: 3
In: 2     Og: 1    Wo:3

*Wigor2
*Górnictwo 1
Strzelanie2
Unik2
*Widzenie w ciemności 3
*Unieszkodliwianie pułapek 1
*Walka bronią 4
*Walka wręcz 2
Jeździectwo1
Powożenie2
Wspinaczka2
Czytaniei pisanie:językkrasnoludzki 2
Czytaniei pisanie:językwspólny 2
*Języki:krasnoludzki2
Języki:
 wspólny2
*Szacowanie 1
*Kupiectwo 1
Zimnakrew 2
*Rzemiosło:Wyrób broni

Osobowość:
Honor (4)  Przygoda (2)  Reputacja (3)

Manewry: Palestra,riposta, powstrzymanie szarży
Uzbrojenie: Topórdwuręczny, miecz, kolczuga, hełm otwarty

Żywotność i stanyzdrowia:
zdrowy  8
poobijany  15
pokaleczony  22
umierający  29

Walory: profesjonalizmw walce bronią

***

  Drużyna składającasię z trojga ludzi, elfa i krasnoluda ucieka właśnie z terenów ogarniętejwojenną pożogą Cintry. Jeszcze kilka godzin temu byli świadkami zdobyciastolicy przez wojska nilfgaardzkie. Kiedy wyjeżdżali z Nastrogu ich zadaniembyło dotarcie, poprzez Góry Amell, jak najdalej na południe w celu zdobycia różnorakichinformacji dotyczących Cesarstwa.

 W Cintrze mieli spotkać tajemniczego czarodzieja Blocksena, który miałprzekazać im dalsze instrukcje oraz niesamowity artefakt, a mianowicie… czapkęniewidkę. Niestety, armia nilfgaardzka również miała w Cintrze do załatwieniaswoje sprawy, co pokrzyżowało plany naszych bohaterów.

 W tej chwili odpoczywają, po kilkugodzinnej gonitwie, w niewielkim zagajniku położonymprzy trakcie na południe od Cintry…
 Co dalej, moidrodzy? – spytał bard, kiedy wszyscy rozkulbaczyli już wierzchowce i zmęczenizasiedli wkoło na polance.
Spaaać…– ziewnął Caetioph, zdejmując hełm – Nyord, daj spokój, przecieżwidzisz, że nikt nie jest w stanie myśleć, łaaaa…. – ziewnął znowupotężnie.
Właściwieto nie wiadomo co dalej – rzekłSofreno – Nieźle wdepnęliśmy. Myślę,że…
Krasnoludzie!Jeśli myślisz, to proszę nie rób tego na głos – powiedziała Artura– Caetioph ma rację. Najpierw odpocznijmy, a potem…
Ciii…– syknął elf Erethel – Ktoś nadchodzi – dodał szeptem.

 Nie zdążyli nawet zareagować, gdyna polankę, odgarniając gałęzie, weszła zakapturzona postać. Kiedy zsunęłakaptur okazało się, że postać jest osobnikiem płci męskiej w wieku średnim, o włosach ciemnych, lekko siwiejących. Oczy miała pałającedziwnym blaskiem, lekko nawiedzone…
Jestem Blocksen – przedstawiła się postać,dysząc jeszcze po forsownym marszu.

 Nikt nie odpowiedział, tylko Caetiophziewnął bezceremonialnie, a krasnolud zachłysnął się winem, którego właśniepostanowił skosztować.
Podążałemwaszym tropem – dodał Blocksen – Nie ma co, szybko uciekaliście…
Nieuciekaliśmy – odparł Njord – Wycofywaliśmy się tylko na z góryupatrzone pozycje.
Toniezłą pozycję sobie upatrzyliście – z ironią w głosie odrzekłczarodziej, rozglądając się po niewielkiej polance.
Dorzeczy magiku! – krzyknął zdenerwowany Caetioph – Jeśli chcesznas obrazić, to powiedz mi to prosto w twarz! Czego od nas chcesz? Nie maCintry, nie ma nic, jeno śmierć i zniszczenie dokoła…
Wolnego,mości rycerzu – pojednawczym tonem odrzekł Blockson – Jeszcze niewszystko skończone, a już na pewno nie wasza misja – uśmiechnął siętajemniczo – Mam dla was coś, co może wam niezmiernie pomóc…

 Sięgnął w fałdy swej peleryny iwydobył jakiś skrawek materiału. Skrawek wyglądał na nieświeży iprzypominał starą ścierkę.
Tak,moi kochani! – podniosłym tonem krzyknął czarodziej – To cowidzicie, to słynna czapka niewidka!
Todlaczego ja ją widzę? – zamamrotał pod nosem krasnolud.
Cośmówiliście? – spytał Blocksen.
Nie,nic. Nie przerywaj sobie – powiedział, siląc się na powagę, Sofreno.
Taoto czapka – kontynuował czarodziej – jest potężnym artefaktem!Rozsądnie użyta jest potężną bronią! – krzyczał wymachując czapką-  Jedno jest bardzo ważne. Musiciejej pilnie strzec, gdyż… Aaa! O kur…

 Czarodziej wymachując puścił niechcącyczapkę, która poszybowała w kierunku pobliskiej gałęzi, na której siedziała,słuchająca go w skupieniu, wiewiórka. Ułamek sekundy później zarównowiewiórka jak i czapka …zniknęły.
Tobyło niezłe! – krzyknął krasnolud – Czy mamy już bić brawo,czy to był tylko wstęp?
Zamilczcieignoranci! – zakrzyknął gniewnie Blocksen – A niech to… No,dobrze – wziął głęboki oddech – I tak sobie poradzimy. Moc jestz nami! Potęga magii nas ochroni! Ze mną jesteście bezpie…

 Upadek Blocksena poprzedził świststrzały. Czarodziej leżał na mchu, a z pleców sterczała mu strzała.
Kryćsię! – błyskawicznie zareagował bard, próbując natychmiast schowaćsię wśród bagaży.

 Drużyna błyskawicznie rozproszyłasię po polance, chowając się pomiędzy bagażami, końmi i drzewkami naskraju polanki. Elf Erethel i krasnolud Sofreno przywarowali przy małejchoince, rozglądając się ostrożnie dokoła.
Niewiem jak ty, ale ja ruszam na zwiad – szepnął do krasnoluda Erethel.
Sugerujesz,że się boję? – odszepnął Sofreno – Właśnie miałem zamiarruszyć, tylko nie chciałem o tym trąbić na prawo i lewo.

 Ruszyli równo, klucząc ostrożnie międzydrzewami. Wydawało im się, że chwilami między drzewami widać jakąśuciekającą, kryjącą się również za drzewami, czarno odzianą postać. Pookoło pięciu minutach dotarli do skraju lasu. Jakieś pięćdziesiąt metrówod nich, przebiegał trakt, którym dotarli z Cintry. Trakt ów, w tejżechwili, bynajmniej nie był pusty. Na drodze widać było wóz drabiniasty,zaprzężony w jednego konia. Na wozie siedziały dwie krzyczące przeraźliwiekobiety. Dookoła stało sześciu zbrojnych. Jeden z nich najwyraźniejpojedynkował się właśnie z właścicielem pojazdu. Do tej grupy, pośpiesznymkrokiem, zmierzał osobnik, który najprawdopodobniej był zabójcą ichczarodzieja. Zatrzymał się niedaleko, najwyraźniej czekając na koniec walki.

 Ta nie trwała długo. Widać było,że obrońca dwóch kobiet, w niejednym boju brał udział. Był naprawdębardzo dobry. Nie był jednak wystarczająco dobry, by sprostać swojemuaktualnemu przeciwnikowi. Odziany w czarną pelerynę rycerz, jakby odniechcenia unikał ciosów dzielnego męża, po czym jednym cięciem zakończyłwalkę. Gdy mężczyzna upadł na trakt, kobiety podniosły jeszcze głośniejszywrzask.

 Do zwycięzcy podszedł osobnik ściganyprzez Erethela i Sofreno. Wyglądało na to, że zdaje sprawozdanie swojemu dowódcy.Chwilę rozmawiali, przy czym chwilami wskazywali rękami na lasek, w którymukrywali się elf i krasnolud oraz reszta drużyny.
Chybamógłbym kilku zdjąć – powiedział wolno Erethel, wyciągając strzałęz kołczanu.
Dajspokój! – prawie krzyknął Sofreno – Zmywajmy się stąd! Musimyostrzec naszych, zanim ci panowie w czerni zdecydują się zapoznać się z namibliżej.

 Elf nie wyglądał na całkiemprzekonanego lecz jednak zdecydował się na odwrót. Ostrożnie wycofali się wgłąb lasu. Po kilku chwilach byli z powrotem wśród swoich.

   Cobyło łatwe do przewidzenia, trwało właśnie zapoznawanie się z zawartościąkieszeni czarodzieja. Zwłaszcza Nyordowi szło to niezwykle sprawnie. Arturanatomiast dokonywała wstępnej selekcji znalezionych przedmiotów na wartościowei te dla nieobecnych.

 Jedynie Caetioph wyglądał na całkowiciezrelaksowanego. Siedział na polanie, pykając wolno swoją krasnoludzką,bogato zdobioną fajkę.
O!Wrócili nasi dzielni zwiadowcy! – krzyknął na widok Erethela i Sofreno,wstając jednocześnie. Polano okazało się niewygodne. Uwierało w tyłek.
Ciszejczłowieku – syknął elf – Musimy stąd uciekać.

Uciekać?Ja mam uciekać? Przed nikim nie będę uciekał! – wrzasnął Caetioph.

Jesteśpewien?! – dobiegł ich nagle obcy głos spomiędzy drzew. Wszyscy zamarliw bezruchu.
Takdobrze! Właśnie o to chodzi. Nie ruszajcie się, rzućcie broń, a może przeżyjecie!– dodał glos, a jednocześnie na polanę wkroczył jego właściciel. Mówiłwspólnym płynnie lecz z jakimś dziwnym twardym akcentem.
Nawetnie próbujcie walczyć. Jesteście otoczeni – kontynuował spokojnie.

Osobnikbył odziany w czarną pelerynę spod której pobłyskiwała kolczuga. Nie miałhełmu. Włosy miał koloru czarnego , a oczy zielone. Złe. Był bardzo wysoki,lecz widać było, że nie jest chudzielcem.

Wprawej ręce dzierżył ciężki miecz. Miecz zabarwiony był na czerwono świeżąkrwią…
Po obu jego bokach stało dwóch podobnych jemu podwładnych. Byli jednak nieconiżsi, a w ręku trzymali gotowe do strzału łuki. Poza tym byli elfami.
Jednocześnie wokół polanki dało się słyszeć szelesty, potwierdzającewypowiedź na temat otoczenia.

Chybatylko Sofreno zdążył zauważyć, że brakuje elfa, który jakby zapadł siępod ziemię.
WyzywamCię! – krzyknął nagle Caetioph, jednocześnie zdejmując lewą rękawicęi rzucając ją w stronę grożącego im mężczyzny.

Dwóchprzybocznych wyzwanego stało, jeden mierząc w Nyorda, drugi w krasnoluda.Artura stał po drugiej stronie polanki, trzy kroki za Caetiophem.
Przyjmujęwyzwanie – odpowiedział wolno wyzwany, uśmiechając się w sposóbbardzo nieprzyjemny – Jestem Varnhagen var Assire Ailill…
Varco? – spytał Caetioph, wyciągając wolno miecz – Zresztą co mnieto obchodzi, powiedz tylko tym swoim…
Cimoi wiedzą co mają, robić, a ty przestań mleć ozorem, tylko pokaż na co cięstać!

 JeśliVarhagen miał na celu wyprowadzenie Caetiopha z równowagi to udało mu się towyśmienicie.

 Ten zamruczał coś gniewnie podnosem, błysnął wściekle oczyma i ruszył zdecydowanie na przeciwnika, zadającjednocześnie niemożliwe wręcz do sparowania uderzenie. Varnhagen jednak nawetnie próbował parować. Wykonał lekki unik, połączony z obrotem wokół własnejosi, zadając jednocześnie cięcie w sposób prawie niezauważalny. Caetiophzatrzymał się, dotknął dłonią swej kolczugi na wysokości brzucha ispojrzał z niedowierzaniem. Zobaczył krew. Zbladł lekko.

 Wtym czasie krasnolud analizował sytuację. Krok od niego stał jeden z wojownikówVarnhagena, mierząc do niego z łuku. Większość uwagi jednak, poświęcałnajwyraźniej toczącemu się pojedynkowi. Drugi wojownik, pilnujący Nyorda,zachowywał się podobnie.

 „A może by tak – walczyłz myślami Sofreno, łypiąc w stronę swego strażnika – rozbić temu fagasowi czaszkę? Nie… Przecież to uczciwy pojedynek” – upomniałsam siebie.

 Caetiophnatarł ponownie. Jego szybkość i siła impetu były imponujące. Varnhagen byłjednak jeszcze szybszy. Wykonał unik, obrót i ciął potężnie Caetiopha odbarku po pas. Trysnęła krew. Ten zachwiał się i opuścił miecz…

 „Nie!Nie ma uczciwych pojedynków z Nilfgaardczykami!” – pomyślałSofreno, wyciągając jednocześnie błyskawicznym ruchem topór. W tym samym ułamkusekundy topór ów zatopił się w czaszce najbliżej stojącego strażnika.

 Bard jakby na to czekał. Prawie w tejsamej chwili rzucił sztyletem w drugiego ciemiężce. Krasnolud natychmiastruszył  zbojowym okrzykiem w kierunku środka polanki. Bard w tym czasie dopadł osobnikatrafionego sztyletem i dźgał go z zapamiętaniem, najwyraźniej pragnąc byćpewnym zejścia śmiertelnego.

  Tachwila zamieszania prawdopodobnie uratowała życie Caetiopha. Varnhagen, szykującysię do efektownego, finałowego cięcia, zawahał się, obejrzał i zobaczyłszarżującego w jego kierunku krasnoluda. W ostatnim momencie wykonał unik.Udało mu się jednocześnie lekko drasnąć nacierającego, którego najwyraźniejrozjuszyło to jeszcze bardziej. Sofreno natarł ponownie na Nilfgaardczyka, któryznalazł się pomiędzy nim a Caetiophem. Najdziwniejsze było to, że ten ostatni jeszcze trzymał sięna nogach. W pewnym momencie tego obłędnego tańca, Sofreno utrafiłprzeciwnika w ramię. Varnhagen wypadł na chwilę z rytmu. Wykorzystał toCaetioph, nacierając nań ostatkiem sił. Varnhagen uskoczył bez trudu, leczwpadł po raz kolejny pod rozpędzone ostrza krasnoludzkiego topora.Nilfgaardczyk zatoczył się siłą rozpędu, przystanął i opadł na kolana.Krwawił obficie, lewe ramie zwisało mu bezwładnie wzdłuż tułowia. Sofrenopodszedł do niego zdecydowanym krokiem. Uniósł topór…

Słońcestało w zenicie. Był piękny, letni dzień.