IMIĘ: Tarra
RASA: człowiek
PŁEĆ: kobieta
WIEK: 24 lata
ARCHETYP: Czarodziejka [wykorzystano 35 ptk]
Ko: 2 Po: 2 Si: 2 Zm: 3 Zr: 3 Zw: 2
In: 4 Og: 2 Wo: 3
JĘZYKI: starsza mowa [3]
*JĘZYKI: wspólny [3]
CZYTANIE I PISANIE: starsza mowa [2]
CZYTANIE I PISANIE: wspólny [3]
ALCHEMIA: [3]
EMPATIA: [2]
JEŹDZIECTWO: [1]
KONCENTRACJA: [2]
MAGIA: [4]
*NASŁUCHIWANIE: [1]
ROZMAWIANIE: [1]
*RZUCANIE: [1]
*SKRADANIE: [1]
*SPOSTRZEGAWCZOŚĆ: [1]
*UNIK: [1]
UZDRAWIANIE: [2]
*WALKA BRONIĄ: [2]
*WALKA WRĘCZ: [1]
*WIEDZA: Rodzinna okolica [1]
WIEDZA: Rośliny i zioła [3]
*WIGOR: [1]
*WSPINACZKA: [1]
PRZENIKLIWOŚĆ: [1]
OSOBOWOŚĆ
PRZYGODA [4]
HONOR [3]
REPUTACJA [2]
ŻYWOTNOŚĆ I STANY ZDROWIA
OBRAŻENIA [26]
ZDROWY [26]
POOBIJANY [20]
POKALECZONY [14]
UMIERAJĄCY [7]
WALKA
OBRONA (dystans / broń / wręcz) 1/3/2
Zbroja: brak
Broń: brak
modyfikator obrony fizycznej: 1
PW: 12
MAGIA
Obrona (czary/modlitwy/znaki): 6/2/2
Czary: Teleportacja, Piorun kulisty, Leczenie, Ochrona, Niewidzialnosc, Telekineza, Urok.
PM: 20
Modyfikator obrony magicznej: 2
Udźwig postaci to 30 kg, udźwig maksymalny 90 kg
Szybkość marszu 32 km, szybkość walce 15 m.
Wyposazenie:
Sztylet k3+3, Amulet, Ziola lecznicze, Plaszcz, Pergamin, Papier, Inkaust.
HISTORIA TARRY
Pochodzę z Kaedwen. Urodziłam się w małej wsi na wschód od Ard Carraigh jako córkaMarii i Boreasa Eilarter. Ojciec był kupcem na rynku w Ard Carragih, Sprzedawał ubrania.Matka Zajmowała się domem. Dużo nie pamiętam z dzieciństwa, ale wiem, że rodzicewoleli mieszkać trochę na uboczu miasta. Mówili, że to lepiej dla mnie.
Nie mam rodzeństwa. Rodzice znali się trochę na rachunkach, więcmama uczyła mnie w domu czytania i pisania. Pomagałam jej przy gospodarstwie – kury,kaczki, mały ogródek. Było tak, że w dni największego ruchu na rynek jeździliśmywszyscy do pomocy. Jeden z takich dni był ostatnim, w którym widziałam moich rodziców.
Byli na koniach. Wyszli tak nagle…z lasu. Ojciec kazał nam tylkoschować się za drzewami. Za późno. Ojciec…matka… Ktoś mnie chwycił, ale od razuzwolnił uścisk. Zaczęłam biec, dostrzegłam tylko, że ten co mnie trzymał miałstrzałę w plecach. Wtedy znowu ktoś mnie złapał. Ścisnął mocno za talię i zakryłręką usta. Uratował mnie. Ale twarzy człowieka który zabił moich rodziców nigdy niezapomnę: duża szrama biegnąca od lewego ucha, przez policzek, kończąca się nagórnej wardze.
Uratował mnie elf, spiczaste uczy, małe ząbki, Podobno nie lubiąludzi. On jednak był miły. Następnego dnia, gdy zauważył, że jestem głodnaustrzelił z łuku królika, dał mi sztylet i kazał go sprawić. Spojrzałam na niego,chciałam powiedzieć, że nie umiem, ale on nie zwrócił na to uwagi. No i udało misię, mając jedenaście lat. Dopiero później poznałam anatomię człowieka idowiedziałam się, jak zabijać. Przeciągając ostrze po tętnicy szyjnej, lub innymdobrym punkcie witalnym. W nocy dawał mi swój płaszcz, ale i tak parę razyprzemarzłam no i rozchorowałam się. I wtedy odszedł, zostawiając mnie na drodze,zostawiając mi sztylet. Do obrony? Czy może do przebicia się, gdyby ból stał się niedo zniesienia? Czarna, lśniąca rękojeść, ostrze długie na ok. 8 cali pokryte runami.Iście elficka robota. Jestem mu wdzięczna, za życie i za sztylet. Zawsze mam go przysobie.
Na drodze znalazła mnie jakaś mniszka, do tej pory nie wiemjakiemu bóstwu służyła. Wzięła mnie do sierocińca, wyleczyła z choroby – zapaleniapłuc. Pewnie spędziłabym tam resztę mojego dzieciństwa, gdyby nie pewna czarodziejkaBritta de Mun. Zabrała mnie ze sobą , do Aretuzy. Zostałam adeptką magii. Pobieranieenergii, rzucanie zaklęć, uczenie się formułek na pamięć, tak okrągło przez 10lat.. Nie chciałam zostać czarodziejką, bardziej mnie pociągały miecz i walka.Wiedźmini mnie wręcz fascynowali. Kaer Morhen. Jeszcze mieszkając z rodzicamiwidziałam jednego, nie przestraszyłam się ani kocich oczy, ani wyglądu. Imponował misamą postawą. nie wiem czemu moja rasa tak ich nie lubi. Więcej żadnego wiedźmina niewidziałam, pewnie dziś nie byłabym już tak zafascynowana, ale kto wie?
Gdy opuściłam to więzienie – Aretuzę, powędrowałam w świat.Przez Ellander trafiłam do Ban Ard. Tam właśnie poznałam Everetta. Długie , czarnewłosy, wysoki, zaiste marzenie kobiet. Nasza miłość była namiętna i gorąca…ikrótka. Obiecywał mi różne rzeczy, a ja byłam na tyle głupia by mu wierzyć. Co tudużo mówić, zostawił mnie, oszukał, odszedł do innej. Nigdy więcej ludzkiegomężczyzny. Zdrajca. Dlatego nie lubię swojej rasy. Ludzie potrafią zdradzać, jakżadna inna. Elfy i inni nieludzie są zdecydowanie lepszym towarzystwem.
Aktualnie mieszkam w małej wiosce w Aedirn, mam 24 lata. Mam tujako taką pracę. Pogoda, ochrona bydła przez zarazą. Chłopi płacą, a ja corazbardziej narzekam na nudę i rutynę.
Szczerość , prawdomówność, zaufanie. Nie znoszę, gdy ktoś niemówi tego co myśli, nawet gdyby to miało kogoś urazić. Nie znoszę kłamstwa,fałszu, obłudy i oszustwa. nawet w słusznej sprawie, dla dobra kogoś innego.Najważniejsze jest zaufanie, wtedy przychodzi wszystko inne.
Ludzi jednak nie warto nim obdarzać, wykorzystają to przeciwkoTobie. Poza tym niesprawiedliwie traktują inne rasy i ludzi zmienionych np. wiedźminów.Znacznie lepiej czuję się z krasnoludami, gnomami, elfami – w końcu jeden uratował miżycie, chociaż cholera wie dlaczego. Uwielbiam dobrą zabawę, ale jakoś tu w tejdziurze nie mam szansy na nią. Bardzo sobie cenię przyjaźń i miłość, zarównorodzicielską jak i partnerską, o ile jest oczywiście szczera i prawdziwa.
I zemsta, taka żeby dawała satysfakcję. Twarzą w twarz zprzeciwnikiem.
Tiris bardzo starała się nakreślić swojej bohaterce rys psychologiczny i sądzę, że udało jej się. Historia jest spójna, logiczna i interesująca… magiczka, która nie lubi magii, musicie przyznać, że to bardzo oryginalne ;). Artykuł jest dobry, spełnia moje oczekiwania, chętnie kiedys tą postacią zagram.
bardzo dobry artykół tak trzymać 😀